wtorek, 31 lipca 2012

"Battleship" (USA 2012, reż Peter Berg)



Ufff!! Aż nie wiem od czego zacząć! Wiadomo - jeśli chodzi o widowiskowość to ciężko się komukolwiek z takimi produkcjami równać. I to chyba tyle jeśli chodzi o plusy. Poza tym co chwilę wyłem ze śmiechu. Pokazana tu armia wygląda jak jakaś żałosna banda kretynów (żołnierz reagujący na rozkaz pytaniem "Dlaczego?" - no ręce opadają!). Wszystko jest cukierkowo naciągane i owszem, może nawet momentami jest zamierzenie zabawnie ("O, cyborg!") i może nawet Rihanna sobie daje radę ale nie jestem w stanie pojąć jak ktokolwiek przy zdrowych zmysłach jest w stanie wybulić kilkadziesiąt pln za bilet do kina na coś co nie dość że od początku wiadomo jak się skończy to jeszcze jest po prostu słabszą wersją i tak słabych transformersów tylko że ulokowaną na oceanie. Ach! Żeby nie było - jedyny naprawdę jasny punkt to staruszkowie z USS Missouri. Polecam oglądanie grupowe bo wtedy są lepsze jaja. No i wiadomo - im większy ekran tym wybuchy wyglądają lepiej. Czy muszę pisać że to piramidalna szmira?

http://www.imdb.com/title/tt1440129/

"The Fourth Man" ("Cetvrti covek" Serbia 2007, reż Dejan Zecevic)



Temat na początku wydaje się podobny do "Tożsamości Bourne'a": facet budzi się z amnezją i - jak nietrudno się domyślić - powoli zaczyna się okazywać że mamy do czynienia z jakimś specjalnym agentem. Różnica polega na tym że tu wszyscy dookoła doskonale wiedzą kim jest bohater i próbują wykorzystać jego brak pamięci do swoich, początkowo niejasnych celów. Bardzo dobrze się to wszystko ogląda, z upływem czasu robi się coraz ciekawiej a finał jest całkiem szokujący. Wszystko jest odpowiednio mroczne i w miarę odkrywania tajemnicy coraz bardziej nieprzyjemne. Mimo tego że momentami główny bohater zachowywał się jak dla mnie dość dziwnie to nijak nie byłem w stanie uznać tego za nieracjonalne czy bezsensowne działania - ot, to po prostu facet taki jest i tyle. Bardzo mi to podeszło i jestem pewien że kiedyś z przyjemnością znów to obejrzę. Dobra robota.

http://www.imdb.com/title/tt0930856/

"The Ox-Bow Incident" (USA 1943, reż William A. Wellman)



Co ja poradzę że stare westerny są tak ponadczasowe? Historia jest z grubsza o tym jak to plotka wylatuje wróblem i wraca wołem co, dla niektórych osób dramatu, musi zgodnie z zasadami sztuki, skończyć się tragicznie. Bardzo fajny zestaw postaci, bardzo dobrze rozegrana intryga z całkiem zaskakująca końcówką. Zdecydowanie udało się pokazać jak płynne mogą być granice między różnie rozumianym dobrem a złem i jak trudno jest oddzielić potrzebę sprawiedliwości od chęci zemsty. Strasznie mi się też podobało to, że film zaczyna się i kończy lustrzaną sceną: kowboje przyjechali, kowboje odjeżdżają, życie toczy się dalej - nawet pies biegnie z powrotem na swoje miejsce.

http://www.imdb.com/title/tt0036244/

"Evilution" (USA 2008, reż Chris Conlee)



Zaczyna się całkiem nienajgorzej - baza w Iraku, z której po niezłej jatce wydostaje się pewien naukowiec z niebezpiecznie wyglądającą fiolką. Potem są otwierające napisy a już w pierwszej scenie po nich pojawia się wrażenie że będzie bardzo źle. Niestety z każda kolejną sceną okazuje się że jest o wiele gorzej niż można się było spodziewać. Scenariusz zupełnie niespójny i ogólnie bardzo słaby, aktorstwo żenujące, postacie wyjątkowo sztuczne i stereotypowe (a ta ekipa gangsterów to naprawdę chyba została znaleziona na castingu do ulicy Sezamkowej). Niby krew chlapie bo niby zombie niby szaleją ale nijak to nie ratuje tego bijącego po oczach taniochą gniota. Jak ktoś chce obejrzeć film o zombie to niech wybierze coś innego. Omijać szerokim łukiem.

http://www.imdb.com/title/tt1032749/