niedziela, 30 listopada 2014

"Pineapple Express" (USA 2008, reż David Gordon Green)



Więc to jest ten Seth Rogen, o którym tyle ostatnio słyszałem, a który do tej pory był mi zupełnie obcy. No niestety nie porwał mnie. Jasne, da się na to popatrzeć ale bez nadmiernej ekscytacji. Historia, mówiąc najprościej, polega na tym że pewien facet jest świadkiem morderstwa i wraz ze swoim dilerem uciekają przed bandytami. Niestety jak dla mnie za dużo tu typowo amerykańskich gadek i typowo bezsensownych zachowań uzasadnianych na ogół tym że ktoś wypalił za dużo jointów. Oczywiście mamy tu kilka dobrych momentów, (choć śmiałem się tylko raz, kiedy diler wybił nogą szybę w prowadzonym przez siebie aucie) i spokojnie można to obejrzeć jednak nie wiem o co tyle szumu. Nie napiszę tez że mi się nie podobało albo że to słaby film bo w sumie jest w porządku ale z drugiej strony raczej nie planuję polować na kolejne produkcje Setha Rogena. Rosie Perez jak zawsze super.

http://www.imdb.com/title/tt0910936/

"The Beast That Killed Women" (USA 1965, reż Barry Mahon)



Piękne. Film w zasadzie bez intrygi, bez napięcia, bez bohaterów za to z dużą dawką rozkosznej retro golizny. Chodzi o to że w klubie nudystów pojawia się wielka małpa, która zabija dziewczynę i trzeba zrobić na nią obławę (na małpę, nie na dziewczynę). Wszystko jest bardzo tanie, kręcone w kilku obskurnych wnętrzach (a może różnych kątach tego samego pomieszczenia?) i na terenie ośrodka. Dialogi wołają o pomstę do nieba, aktorstwo i scenariusz zresztą też. Istotą tej produkcji jest po prostu pokazywanie kolejnych pań bez odzieży, sama opowieść to po prostu jeden wielki pretekst. Biusty i pośladki znikają z ekranu tylko na krótkie momenty jednak na ogół ich właścicielki tańczą, grają w siatkówkę, skaczą do wody lub rozmawiają ze sobą o tym jakie to przerażające że ktoś, gdzieś może nastawać na ich życie. Wiadomo: w latach sześćdziesiątych trzeba było się imać wszelkich sposobów żeby pokazać choć trochę ciała na ekranie a tutaj wykorzystano daną możliwość do samego końca. Słodkie to i urocze ale kompletnie bez sensu. A małpa okropnie śmieszna.

http://www.imdb.com/title/tt0058955/

sobota, 29 listopada 2014

"Cell 211" ("Celda 211" Hiszpania / Francja 2009, reż Daniel Monzón)



Dawno nie oglądałem filmu, który aż tak trzymałby w napięciu od samego początku. Do zakładu karnego przychodzi do pracy młody chłopak. Zaczyna od jutra i pojawia się dzień wcześniej żeby zapoznać się z otoczeniem i nowymi kolegami. Nie mija kilka minut projekcji gdy w więzieniu wybucha bunt a on sam zostaje odcięty od świata i znajduje się w części opanowanej przez najgorszych kryminalistów, gdzie musi sobie radzić sam. Intryga jest świetna, postaci znakomite (Malamadre! Releches!) a pojawiające się kolejne wątki (ciężarna żona, ETA, Kolumbijczycy, brutalni strażnicy) tylko nakręcają całe to szaleństwo. Denerwowałem w zasadzie bez najmniejszej przerwy. Nie ma tu chwili oddechu, bo wciąż jesteśmy o włos od nieszczęścia i co chwila pojawiają się kolejne zakręty fabuły. Krew nie leje się często ale za to jak już robi się krwawo to naprawdę bardzo. Absolutnie godne polecenia, mocne kino.

http://www.imdb.com/title/tt1242422/

czwartek, 27 listopada 2014

"Robot & Frank" (USA 2012, reż Jake Schreier)



Rzecz się dzieje w niedalekiej przyszłości. Pewnemu emerytowi jego syn sprawia w prezencie robota aby tatuś nie czuł się samotny i był pod czyjąś opieką, co oczywiście nie wzbudza entuzjazmu obdarowanego. Numer polega na tym że bohater był w przeszłości włamywaczem i zaczyna przyuczać robota do złodziejskiego fachu a wkrótce rusza z nim do akcji. Nie jest to jedyna płaszczyzna istniejąca w filmie - staruszkowi szwankuje pamięć, zamykają lokalną bibliotekę a jego podróżująca po świecie córka przejęta zachowaniem brata odwiedza ojca aby ten nie musiał żyć tylko z maszyną. Jest tu kilka bardzo zabawnych sytuacji, dialogi między mężczyzną a robotem momentami są naprawdę fajne a końcówka na szczęście też nie rozczarowuje. Jedyne na co można narzekać to tempo akcji, jednak ponieważ cała opowieść jest utrzymana raczej w łagodnym i ciepłym tonie to zupełnie mi to nie przeszkadzało. Spokojne ale bardzo fajne kino.

http://www.imdb.com/title/tt1990314/

"Ghost Ship" (Wielka Brytania 1952, reż Vernon Sewell)



Zupełnie niegroźny film grozy. Zamożni państwo postanawiają kupić sobie stateczek. Dowiadują się o krążącej pośród lokalnej ludności plotce że wybrana przez nich krypa jest nawiedzona a oni podczas remontu co jakiś czas czuja dym z cygar, których nikt nie palił i widzą osoby, których nie powinno na nim być. Kolejni pracownicy od nich odchodzą aż nowi właściciele w końcu postanawiają się rozwikłać mroczną tajemnicę z przeszłości przy pomocy specjalisty od badania zjawisk nadprzyrodzonych (który robi im świetny wykład). Mimo że to niby horror to straszne to w ogóle nie jest, ot taka retro opowiastka raczej dla nastolatków. Nie że się to źle ogląda - sam film jest bardzo przyjemny, jeden z tych czarno-białych obrazów z dobrym klimatem, gdzie dżentelmen jest dżentelmenem i akcja toczy się powoli. Jak ktoś lubi takie tematy to się nie zawiedzie choć z kapci to raczej nie wyrywa.

http://www.imdb.com/title/tt0044656/

"The Serpent and the Rainbow" (USA 1988, reż Wes Craven)



Horror o zombie, ale nie taki jak wszystkie horrory o zombie. Chodzi o to że naukowiec prowadzący rozmaite badania nad różnymi substancjami, typu: indiańskie halucynogeny, zostaje wysłany przez pewien koncern na Haiti żeby dopaść miksturę, która jak na haitańskie voodoo przystało, zamienia ludzi w zombie. Nie jest to łatwe bo wiadomo że nikt mu tego od ręki nie odda. Na miejscu pojawia się szereg interesujących postaci ale najważniejszą z nich jest okrutny, trzymający wszystkich w garści szef policji, a żeby było jeszcze weselej, w państwie trwa przewrót. Po jakimś czasie robi się arcyciekawie ponieważ bohater sam staje się z poszukiwacza ofiarą. Śniące mu się koszmary zdecydowanie budują niesamowity nastrój i sprawiają że jest naprawdę nieźle. Bardzo fajnie wszystko się na siebie nakłada, kiedy coraz trudniej jest nam dociec, kto jest kim i co jest czym. W porządeczku.

http://www.imdb.com/title/tt0096071/

środa, 26 listopada 2014

"The House That Dripped Blood" (Wielka Brytania 1971, reż Peter Duffell)



Jak widzę słowa: Christopher Lee i Peter Cushing to wiadomo że w to wchodzę bez wahania. Film składa się z czterech epizodów dotyczących pewnego nawiedzonego domu. Wszystkie historie są opowiadane policjantowi, który prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia znanego aktora (i to jest właśnie ostatnia z historii), i który oczywiście nie wierzy w żadne ponadnaturalne siły. Najbardziej podobały mi się opowieści pierwsza i ostatnia. Szczególnie ta czwarta jest fajna ze względu na całkiem zabawną postać napuszonego aktora, który występował w setkach horrorów a teraz przyjechał do miasteczka kręcić kolejny. Oprócz niego genialny jest także sprzedawca ze sklepu ze starociami. Nie znaczy to że pozostałe historyjki są słabsze, wszystkie jak najbardziej trzymają odpowiedni nastrój a cały film świetnie reprezentuje brytyjskie kino grozy sprzed czterdziestu z górką lat. Kolejny raz nie jestem w stanie być obiektywny bo uwielbiam takie rzeczy.

http://www.imdb.com/title/tt0065854/

"Zombie Nightmare" (Kanada 1987, reż Jack Bravman)



Zaczyna się tak, że siedzi baba i wyje, obok niej otwiera się wieko trumny i wstaje z niej umarlak. I w momencie kiedy się zastanawiałem "co teraz?" wchodzą napisy i gra Motörhead. Nie może być lepiej. Intryga jest banalna: pewien grzeczny młodzieniec zostaje zabity w wypadku przez bandę chuliganów więc jego zrozpaczona mama prosi czarownicę żeby go wskrzesiła z grobu aby mógł wywrzeć zemstę i spokojnie spocząć. No i jedziemy. Cały film to esencja lat osiemdziesiątych - muzyka jest albo rockowa albo jest to syntezatorowe disco (te rozkoszne momenty budowania nastroju!). Samochody, ubrania, fryzury - wszystko na miejscu. Dodawać nie muszę że to raczej tania produkcja i że aktorstwo, dialogi, charakteryzacja są jakie są - dająca dużo radości kaszana bije z każdego ujęcia. Wygląd młodocianych wykolejeńców to sama rozkosz - w dzisiejszych czasach ktoś taki byłby co najwyżej uznany za pajaca. Bonusem jest tu młoda Tia Carrere, która strasznie mnie kręciła kiedy byłem mały. Dużo radości.

http://www.imdb.com/title/tt0092297/

poniedziałek, 24 listopada 2014

"Red Cliff II" ("Chi bi Part II: Jue zhan tian xia" Chiny / Hong Kong / Tajwan / Japonia / Korea Południowa 2009, reż John Woo)



Pierwsza część mi się tak bardzo spodobała, że praktycznie z marszu obejrzałem drugą, będącą bezpośrednią kontynuacją. Tym razem czekamy na bitwę morską, do której szykują się obie strony. Więcej w tym filmie intryg i chytrych podstępów niż w pierwszej części jednak nie sprawia to że dzieło traci na widowiskowości. Akcja ze zdobywaniem strzał - super. No i finałowa, długa bitwa, wiadomo że również świetna. Jedyne na co mogłem narzekać to fakt, że dopadło mnie trochę zmęczenie materiału - drugi dzień z rzędu oglądałem bliźniaczy dwuipółgodzinny film i jednak pod koniec nie czułem już takiej ekscytacji. Nie zrzucałbym jednak winy na sam film tylko właśnie na to że nie dałem sobie chwili oddechu w obcowaniu z Johnem Woo. Lepszym rozwiązaniem byłoby choć z tydzień poczekać i nabrać większego apetytu na kontynuację. Wszystko nadal jest ciekawe, niesamowicie efektowne i całkiem trzymające w napięciu. Cieszę się że to w końcu zobaczyłem.

http://www.imdb.com/title/tt1326972/

"Red Cliff I" ("Chi bi" Chiny / Hong Kong / Tajwan / Japonia / Korea Południowa 2008, reż John Woo)



Lubię chińskie megaprodukcje. Do tego jeśli za sterami stoi John Woo to raczej mamy pewność że będzie to naprawdę absolutnie superspektakularne. I tak też jest tym razem. Opowieść jest dość prosta - oto zły premier chce omotać młodego cesarza i przejąć władzę w państwie. W tym celu musi podporządkować sobie zbuntowane królestwa na południu. Po pierwszej bitwie idzie za ciosem i dociera do twierdzy, którą zamierza oblegać. Wiadomo - wszystko wygląda znakomicie - wielkie bitwy (które choć długie to wcale nie nudzą), wielkie budowle, wielkie armie, szczegółowo zdobione ubrania i wszelkie sprzęty czy świetnie pokazane walki są prawdziwą ucztą dla oczu. Do tego dochodzą rozmaite intrygi i fajne postacie (moi ulubieńcy to główny strateg, wojownik z brodą do pasa i włochaty generał o wyglądzie furiata-jaskiniowca). Krew chlapie jak powinna i trzeba zaznaczyć że to też jest sensownie zrobione, bez uciekania w skrajności - ani nie ma nadmiaru keczupu, ani nie ma udawania że nic się nie stało - idealnie w sam raz. Do tego kończy się to w odpowiednim momencie - tak, że budzi ogromny apetyt na kolejną część. Bardzo mi się podobało.

http://www.imdb.com/title/tt0425637/

"Kill, Baby... Kill" ("Operazione paura" Włochy 1966, reż Mario Bava)



Po strasznym klopsie, jakim jest "Zombie Driftwood" potrzebowałem czegoś na odtrutkę i wiadomo że wzrok mój musiał paść na któregoś ze starych włoskich reżyserów. Na szczęście okazało się to dobrym wyborem. Film jest skrojony według dobrze znanego schematu: doktor przyjeżdża do miasteczka na odludziu, gdzie został wezwany przez lokalnego inspektora aby przeprowadzić sekcję zwłok. Mieszkańcy miasteczka są zabobonni i ukrywają jakąś tajemnicę a on jedyny stara się podejść do tematu rozumowo. Inspektor szybko ginie i doktor zostaje sam na sam z problemem. Okej, nie do końca sam - pomaga mu pielęgniarka, która wychowywała się gdzieś daleko ale niedawno wróciła w rodzinne strony. No a potem robi się już coraz ciekawiej - duchy, mroczna posiadłość, dawna klątwa, lokalna czarownica - wszystko świetnie do samego końca. Wiadomo, są tu zabawne momenty (szczególnie kiedy główny bohater gania w kółko w jednym pokoju) ale ogólnie nad całością wisi fajny klimat oldschoolowej grozy. Mario Bava kolejny raz mnie nie zawiódł.

http://www.imdb.com/title/tt0060794/

piątek, 21 listopada 2014

"Zombie Driftwood" (USA 2010, reż Bob Carruthers)



Po tym jak obejrzałem "Alien Armaggedon" byłem pewien że na nic gorszego już w tym roku nie trafię. Jakże się myliłem! Wiadomo: jestem fanem złych filmów, żenada na ekranie bawi mnie od lat a jeśli do tego jestem fanem zombie to przecież wszystko powinno być w porządku. Och, jak bardzo mylny to wniosek! "Zombie Driftwood" jest tak skandalicznie zły, że nawet przez moment nie jest choćby minimalnie zabawny. Mało tego! Wręcz ciężko na nim do końca wysiedzieć! Potwornie się z tym męczyłem. Cały czas czekałem aż wreszcie zrobi się fajnie a tymczasem z minuty na minutę byłem coraz bardziej zniesmaczony. Nie ma co pisać o tym że słabe aktorstwo czy że scenariusz bez sensu bo wiele razy właśnie z takich powodów piałem z zachwytu. Tutaj wygląda to tak, jakby ktoś naumyślnie chciał zrobić zły film i nawet z tym nie dał sobie rady. Ani to nie jest straszne ani żałośnie śmieszne, jest za to potwornie głupie i po prostu nudne. Szczerze radzę omijać z daleka bo to zmarnowany czas, nawet jeśli siądziemy do tego w dobrym towarzystwie koneserów taniochy. Najgorszy z najgorszych.

http://www.imdb.com/title/tt1696198/

wtorek, 11 listopada 2014

"Pełnia" (Polska 1979, reż Andrzej Kondratiuk)



Spokojny i leniwy film, opowiadający o architekcie, który wyniósł się z Warszawy nad Zalew Zegrzyński i tam wsiąknął w lokalną społeczność. Ogromną i niezaprzeczalną siłą "Pełni" są dialogi i aktorstwo (Gajos i Fijewski w szczególności). To jak oni ze sobą rozmawiają jest tak absolutnie naturalne i niewymuszone, że ręce same składają się do oklasków. Wszystko tutaj tak sobie spokojnie płynie, pełno jest symetrycznych kadrów, spokojnych rozmów, pluskającej wody. Nawet zabijany świniak nie wybija nas z poczucia wiejskiej idylli. Jak dla mnie to jest w sumie film o niczym i rzadko mi się zdarza oglądać coś takiego ale nie mogę zaprzeczyć że był to bardzo przyjemny seans. Ta duża ryba na końcu fajna.

http://www.imdb.com/title/tt0081321/

"Joint Security Area" ("Gongdong gyeongbi guyeok JSA" Korea Południowa 2000, reż Chan-wook Park)



Rzecz się dzieje w zdemilitaryzowanej strefie na granicy obu Korei. Na posterunku strażników ze strony północnej dochodzi do podwójnego morderstwa więc międzynarodowa komisja rozpoczyna śledztwo. Żeby było ciekawiej, główną bohaterką jest Szwajcarka koreańskiego pochodzenia, która stara się rozwikłać zagadkę mimo tego że obie strony najchętniej by wszystko błyskawicznie zakończyły choć, jak to zwykle bywa, szczegóły nie do końca się zgadzają. Jasne jest też to że ani ci z północy ani ci z południa nie będą specjalnie niczego ułatwiać. Fabuła jest ciekawie poprowadzona i fajnie się układa, pojawiające się retrospekcje systematycznie odkrywają przed nami kolejne klocki puzzla a rozwiązanie łamigłówki też jest dosyć niebanalne. Najwięcej krwi pojawia się podczas kilkakrotnie odtwarzanej sceny morderstwa i trzeba przyznać że wtedy rzeczywiście mózgi chlapią. Dobry film, warto obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt0260991/