piątek, 26 listopada 2010

"The Narrow Margin" (USA 1952, reż Richard Fleischer)



Bardzo dobre. Rzecz jest o tym jak pan policjant eskortuje będącą świadkiem koronnym ex-żonę gangstera, który oczywiście wcale nie chce aby jego była dotarła na miejsce rozprawy. Żeby było fajniej państwo jadą pociągiem co znacznie utrudnia wieczne chowanie się przed znajdującymi się w tym samym, pędzącym składzie egzekutorami. A skoro tak, to robi się coraz ciaśniej i napięcie naprawdę równo i skutecznie idzie w górę. Film na pewno ogromnie tani bo kręcony w ogromnej większości w tekturowym pudełku udającym pociąg i bez udziału znanych nazwisk, ale naprawdę trzeba uczciwie przyznać że to kawał dobrej roboty. Do samego końca nie wiemy jak to wszystko się skończy a i tak okazuje się co innego - tym lepiej. Nie spodziewałem się że będzie to aż takie fajne. Doskonały przykład na to, jak przy pomocy niewielkich środków osiągnąć świetny efekt.

http://www.imdb.com/title/tt0044954/

"The Big Doll House" (USA 1971, reż Jack Hill)



Nie ma się co oszukiwać - film jest super i basta! Kobiece więzienie na Filipinach, Pam Grier i kilka innych strasznie fajnych dziewczyn, tyle ile trzeba golizny i przemocy a do tego heroina, kapusie, rewolucjoniści, okrutna klawiszyca-gadzina, nie-tak-bardzo-mroczna tajemnica i oczywiście plan ucieczki - naprawdę wszystko jest na miejscu. Z zaskoczeniem i radością odnotowałem fakt, że gra tu także niejaki Sid Haig (znany mi głównie jako Cpt. Spaulding) i naprawdę jego postać też jest super. Do tego, co nie jest niespodzianką, dochodzi naprawdę bardzo dobra muzyka - kawałek towarzyszący scenie podglądania pod prysznicem wgniótł mnie w ziemię. W ogóle akcji wciąż akompaniuje dużo dobrych utworów - aż do szalonej końcówki. Jak ja się ogromnie cieszę że prawie czterdzieści lat temu ktoś nakręcił taki film.

http://www.imdb.com/title/tt0066830/

sobota, 20 listopada 2010

"Zemsta szeryfa" ("Hang 'Em High" USA 1968, reż Ted Post)



Fajnie. Na początku wieszają niewinnego Clinta Eastwooda a potem jednak ktoś go odcina od sznura i zaczyna się opowieść o zemście. Wiadomo - całość trwa dwie godziny to i poboczne wątki się znajdą, tak że dzieje się sporo. W sumie nie mogę powiedzieć żeby jakoś mnie ten film powalił ale dobrze się go oglądało, ciągle pojawiały się kolejne zagadki czy klasyczne westernowe przeszkody więc naprawdę fajnie się na to patrzyło, mimo tego że koniec w zasadzie mnie trochę zawiódł. Clint ma tu ledwie 38 lat i samo to sprawia że człowiek gapi się w ekran i mówi "Łaaał!". Akurat ostatnio miałem ochotę obejrzeć jakiś western i ten elegancko mi podszedł. Bez nadmiernej ekscytacji ale za to z poczuciem że jest to godny reprezentant gatunku. Idealny na jesień.

http://www.imdb.com/title/tt0061747/

"36-sta Komnata Shaolin" ("Shao Lin san shi liu fang" Hong Kong 1978, reż Chia-Liang Liu)



Ojej. No tak, zaczyna się bijatyką a potem już głównie z niewielkimi przerwami jest bijatyka. Żli napadają na dobrych i jeden z uciekinierów używając chytrego fortelu zapisuje się do klasztoru Shaolin gdzie powoli i z mozołem zdobywa umiejętności, które w końcu pozwolą mu wymierzyć sprawiedliwość i rozpowszechnić Kung-Fu na cały świat. Prawda że pięknie? Mimo kłopotów na szczęście wszystko kończy się dobrze ale po drodze mamy dokładnie to czego się możemy spodziewać: dużo naparzania w rozmaitych stylach, ujęciach i choreografii, staroświeckie metody treningowe, typowy dla gatunku humor, zdjęcia tylko w studio, wszystko jak trzeba. Obejrzałem sobie i się zdziwiłem że to znowu to samo, ale potem pomyślałem że to właśnie tak miało być. W końcu to film Kung-Fu, Hong-Kong, lata siedemdziesiąte. Yeah!

http://www.imdb.com/title/tt0078243/

"Ponyo" ("Gake no ue no Ponyo" Japonia 2008, reż Hayao Miyazaki)



Jeśli napiszę że wizualnie olśniewające to nie będzie nic nowego, bo autor raczej lipy w tym temacie nie daje. Robaczki biegające po kamykach, świat zalany wodą, szalejące kłębowiska ryb, samochodzik pędzący przez deszcz to wszystko majstersztyki animacji. Z drugiej strony trochę mi zabrakło tutaj głębi. Owszem historia bardzo ciekawa, fajnie opowiedziana i to naprawdę dobry film, szkoda tylko że niektóre z poruszanych wątków zostały potraktowane po łebkach. Niby o czymś jest mowa a potem jednak jakoś temat się rozmywa. Szkoda. Mam też wrażenie że Miyazaki trochę zaczyna powielać własny schemat chociaż wciąż jeszcze opowieść się bez problemu broni. Ogólnie to wiadomo: jestem bardzo zadowolony że obejrzałem, ale jednak "Hauru" czy "Mononoke" wydają mi się fajniejsze bo są bardziej złożone. Dla fanów lektura obowiązkowa dla niefanów godne polecenia jako solidna rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0876563/

poniedziałek, 15 listopada 2010

"Phantom of the Opera" (USA 1943, reż Arthur Lubin)



W ogóle nie znałem tej jakże sławnej historii i jakoś się udało w końcu do niej usiąść. Niestety się chyba zawiodłem. Mimo że film klasyczny i z tego tylko powodu miły dla oka to wydaje mi się że wszystko jest potraktowane po łebkach, nie do końca wyjaśnione. Dobrze się to ogląda, tu nie ma dyskusji i pewnie mając 15 lat mniej jarałbym się bardziej. Opera bardzo fajna i to że wiele obecnych na ekranie wykonów nie posuwa akcji do przodu zupełnie mi nie przeszkadzało. Postacie ciekawe, także te drugoplanowe, niby wszystko w porzo jednak jedyne co mi się wydało do końca dobrze rozegrane to wątek panów konkurujących o panią. Nie chcę pisać że to zły film, bo taki nie jest - wizualnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, muzyka przemawia do widza i nie mogę powiedzieć żeby śpiewane fragmenty spowalniały bieg zdarzeń ale co ja poradzę że fabularnie pozostaje mi lekki niedosyt? Kilka wątków zdecydowanie można by pogłębić. Jedyne rozwiązanie to obejrzeć inne wersje i zobaczyć czy to wina interpretacji czy samej opowieści.

http://www.imdb.com/title/tt0036261/

czwartek, 11 listopada 2010

"Pogłos" ("Reverb" Wielka Brytania 2008, reż Eitan Arrusi)



Całkiem w porządku. Podobny do japońskich historii o duchach horror, w którym bohaterowie znajdują się (nocami, nielegalnie i po znajomości) w dużym i wypasionym studiu nagraniowym. Schemat ten co zawsze - nieokiełznane zło czające się w odciętym od świata miejscu vs ludzie, którzy się tam znaleźli. Nie do końca przekonywała mnie aktorka grająca główną bohaterkę, chociaż im bliżej końca i im mniej mówiła tym wszystko się robiło fajniejsze. Inna rzecz do której bym się przyczepił to te wszystkie sztuczki z oczyszczaniem i przetwarzaniem dźwięków. Jestem pewien że ktoś zajmujący się tym profesjonalnie umierałby ze śmiechu a my niestety musimy przyjąć na słowo wszystko to, co w tej kwestii robią bohaterowie. Ponieważ czas i miejsce akcji to studio nagrań nocą, wiadomą rzeczą jest że będzie dużo zabawy różnymi pogłosami, echami, szumami etc co oczywiście doskonale buduje nastrój. W ogóle dobrze się na to patrzyło - i to mimo tego że opowieść jest dość sztampowa, i mimo że ze strachu to nie umierałem, i mimo że od początku raczej wiadomo co będzie grane (a co za tym idzie główne pytanie brzmi: który z nich dożyje końca?). Krew się leje ładnie, sny straszą, intryga się nie dłuży a końcówka jest taka jak powinna być. Mi takie coś wchodzi.

http://www.imdb.com/title/tt0772197/

"Brüno" (USA 2009, reż Larry Charles)



Chyba już wszystko na temat filmów pana Barona Cohena już powiedziano i napisano. Wreszcie obejrzałem "Brüno" i oczywiście mnie rozbawił. Pewnie dlatego że jest durnowato / bezczelno / okropnie śmieszny, chociaż momentami to co się dzieje robi się przerażające (np wtedy kiedy rozmawiał z rodzicami dzieci, które chciał zatrudnić do sesji zdjęciowej). Odkąd się natknąłem na twórczość autora filmu to podobało mi się to co robi więc byłem pewien że tym razem nie będzie inaczej. Zaznaczyć należy że krwi oczywiście nie ma - jest za to sporo chamskich dowcipów. Tak jak miało być.

http://www.imdb.com/title/tt0889583/

"Flesh Eater: Revenge of the Living Dead" (USA 1988, reż S. William Hinzman)



Podobało mnie się. Reżyserem filmu jest koleś, który w klasycznej "Night of the Living Dead" grał jednego z głównych zombie i tutaj postanowił się nieco przylansować więc się wyeksponował. Jest reżyserem, scenarzystą i gra rolę (niespodzianka!) głównego zombie. Wspaniale, prawda? Intryga oczywiście banalnie prosta - farmer z odległej wsi trafia w lesie na trumnę i wypuszcza na zewnątrz właśnie pana Hinzmana. Na dodatek w tym samym lesie bawi się grupa małolatów więc wiadomo na kogo będzie polowanie. Kilka scen bardzo udanych, ogólnie wszystko aż do samej końcówki się toczy jak trzeba i dla fana horroru to na pewno dużo radochy. Jest tym fajniej, że poziom aktorstwa momentami sam z siebie budzi grozę i ogólnie powiew taniochy unoszący się nad całością jest dość mocny. Trzeba jednak przyznać że krew się udała, zombie tak samo, wszystko kończy się jak powinno w dobrym filmie o zombich. Oglądanie jesienią zdecydowanie ma sens - w filmowym lesie też już opadły z drzew liście co nadaje całej sprawie dodatkowego klimatu.

http://www.imdb.com/title/tt0109809/