czwartek, 28 lutego 2013

"The Worm Eaters" (USA 1977, reż Herb Robins)



Muszę przyznać że podziwiam kolesia, który miał tyle zaparcia żeby doprowadzić do stworzenia tego dzieła. Chodzi o to że scenarzysta, reżyser, montażysta i odtwórca głównej roli to jeden i ten sam człowiek. Trzeba też wyjaśnić o czym to jest: o naukowcu z aparycją żula, który mieszka na mokradłach i rozmawia z dżdżownicami, na których prowadzi eksperymenty. Fajnie prawda? Niestety zły deweloper i jego zgraja rozkosznych popleczników (ksiądz i baba najlepsi) chcą osuszyć mokradła i walnąć tam inwestycję. Żeby nie zdradzać wszystkiego napiszę tylko że dżdżownice mutanty potrafią zamienić ludzi w wielkie półrobaki-mutanty. I że kończy sie dobrze. I że jedna kropla nie jest za nadmiar krwi tylko za wiele obleśnych scen ze zbliżeniami na usta wąsatych, spoconych chamów żujących dżdżownice mieszane z rozmaitym jedzeniem. I że mimo wszystko jest to rzecz zdecydowanie warta obejrzenia bo coś takiego rzadko się trafia. Ufff!

http://www.imdb.com/title/tt0157197/ 

"Mama" (Hiszpania / Kanada 2013. reż Andrés Muschietti)



Kolejny raz jest tak że mimo niewielkiej nadziei na samym początku, znów brutalnie okazuje się że jednak białasy są sto lat za Japończykami jeśli chodzi o wszelkie opowieści o duchach. Tak, owszem jest kilka fajnych patentów, niezły montaż, momentami prześliczne obrazki ale są też dziury w scenariuszu i ogólnie sporo słabizny. Film jest za bardzo naiwny dla dorosłych, zbyt mroczny dla dzieci i jednocześnie za mało straszny jak na porządny horror. Na dodatek każdy kto widział dowolne dwa japońskie klasyki nie będzie chciał na to spojrzeć nigdy więcej. Nawet nie chodzi o to że znowu duch jest z komputera, bardziej o to że polecany przez Guillermo del Toro reżyser nie umie stworzyć odpowiedniego napięcia - księżycowa noc i falująca na wietrze nocna koszula już nie wystarczają. A policzkiem dla fanów gatunku jest koleś, który idzie szukać ducha do samotnego domku w lesie solo, wyposażony jedynie w małą latareczkę. Można z raz obejrzeć i raczej szybko zapomnieć. Więcej jest z tego śmiechu niż strachu co nie znaczy że jest to naprawdę śmieszne czy straszne.

http://www.imdb.com/title/tt2023587/

"Jak zostać królem" ("The King's Speech" Wielka Brytania / USA / Australia 2010, reż Tom Hooper)



Rzadko oglądam filmy obyczajowe więc cieszę się jak trafiam na coś dobrego, tym bardziej że wszelkie opowieści o angielskich władcach raczej mnie interesują. Tutaj wszystko jest bardzo ciekawe bo dzieje się w przededniu Drugiej Wojny Światowej a sprawa dotyczy króla Jerzego VI, faktu że się jąkał oraz terapii, którą przechodził pod okiem pewnego (raczej dość ekscentrycznego jak na ówczesne standardy) Australijczyka. Świetny jest odtwórca głównej roli Colin Firth, który nie tyle że się idealnie jąka ale też miewa fantastyczne napady gwałtownej furii. Pozostałe postacie też trzymają poziom. Nie wiem ile w tej historii prawdy a ile fikcji choć muszę przyznać, że niektóre sceny wyglądają jakby naprawdę mogły się wydarzyć tylko w królewskiej obecności ("Fornication"). Końcówka jest wzruszająca jak trzeba i ogólnie ogląda się to bardzo dobrze, choć raczej z butów nie wyrywa - nie zapominajmy że to masowe kino obyczajowe. Z drugiej strony: kłamałbym, gdybym napisał coś innego niż że bardzo mi się podobał.

http://www.imdb.com/title/tt1504320/

wtorek, 26 lutego 2013

"Drogówka" (Polska 2013, reż Wojtek Smarzowski)



Dawno żaden film nie wywarł na mnie tak piorunująco dobrego wrażenia jak ten. I naumyślnie nie używam przymiotnika "polski". Wszystko jest na jak najwyższym poziomie, znakomicie trzyma się kupy a reżyser - co w krajowym kinie się w zasadzie nie zdarza - nie ma widza za debila. Nie dość że aktorzy i ich bohaterowie, intryga, zdjęcia (a wykorzystanie przemysłowych kamer, komórek etc mi wcale nie przeszkadza tym bardziej że jest uzasadnione fabularnie) i dialogi są świetne, to jeszcze wszystkie drugo i trzecioplanowe postaci również tworzą znakomitą opowieść i dodają całości wiele smaku. Do tego pięknie gra Warszawa ze szczególnym uwzględnieniem faktu że finałowa scena odbywa się w miejscu, którego już teraz, chwilę po kręceniu filmu nie ma. Zgodzę się - jest kilka scenariuszowych niespójności ale przymykam na nie oko - giną w natłoku wszystkiego innego co najwyższej próby. Oczywiście - jest dołująco i przygnębiająco ale także w tym tkwi siła filmu. Moim zdaniem - lektura obowiązkowa.

http://www.imdb.com/title/tt2577150/

"Battlefield Baseball" ("Jigoku Kôshien" Japonia 2003, reż Yudai Yamaguchi)



Kolejny raz rzecz jest tak daleko od wszystkiego co normalne i zdrowe, że nie wiem jak zacząć. Jest szkoła a w niej drużyna baseballowa, są zawody i jest drużyna zombich, która (dosłownie) niszczy wszystkie inne drużyny. Jest też tajemniczy wyrzutek, który sam jeden może rozprawić się z ekipą złych jednak będzie do tego potrzebował siły kolektywu. Wszystko razem jest bardzo dobrze bardzo złe. Opowieść bohatera o jego dzieciństwie ten rzewnie wyśpiewuje do kamery z jakimś znienacka pojawiającym się różowym filtrem. Walki są oczywiście niesamowicie świetne a intryga nienajtrudniejsza do rozwikłania. Bardzo mi się podobał zestaw postaci drugoplanowych: nienawidząca baseballa matka, dyrektor szkoły, Główny Zły, przerobiony na robota kolega Gorilla - trochę ich tam jest. Wiadomo: świetnie się przy tym bawiłem, choć głupie to potwornie a do tego nie dość że całkiem tanie to i nienajlepiej zagrane. Czyli tak jak powinno być.

http://www.imdb.com/title/tt0384832/

sobota, 9 lutego 2013

"Blacha" ("Zhest" Rosja 2006, reż Denis Neimand)



Zmarnowany potencjał, niestety. Przez pierwszych dwadzieścia minut wydaje się że będzie całkiem nieźle - jest trup, jest tajemnica, jest ciekawie zapowiadająca się para bohaterów, jest wyzwanie. Po chwili jednak wszystko boleśnie traci swój impet, grzęźnie w nieciekawych dialogach. fabuła coraz bardziej rozłazi się w szwach i po prostu przestaje być interesująca. Kilka ładnych ujęć czy całkiem niezłe sceny halucynacji nie są w stanie udźwignąć całości. Przez większość seansu beznadziejnie miałem nadzieję że wydarzy się coś niesamowitego co uratuje scenariusz - niestety zawiodłem się. Bardzo żałuję bo nastawiałem się na solidny cyberpunk po rusku (bo przecież oni potrafią) a okazało się to nudnawym niby science-fiction. Albo czegoś ważnego nie skumaliśmy albo to jest stracony czas.

http://www.imdb.com/title/tt0479775

"Sekta" ("La Setta" Włochy 1991, reż. Michele Soavi)



Kolejny film, na który strasznie długo polowałem. W końcu się udało i zdecydowanie było warto. "Sekta" to jeden z tych horrorów gdzie najważniejszy jest niepokojący klimat i ogólnie panująca groza a nie biegające zombie czy momenty gdzie podskakuje się na krześle. Historia, w najogólniejszym, najmniej zdradzającym szczegóły skrócie dotyczy satanistycznej sekty, której macki po latach sięgają swych niepokornych eks-członków choć nie tylko. Postać starego dziada jest mocno niesamowita, koszmary senne głównej bohaterki strasznie mi się podobały, wszystko co się po kolei okazywało było coraz bardziej niesłychane a końcówka też całkiem mi przypadła do gustu. W sumie to dosyć dziwna rzecz i raczej dość nietypowa ale mocno mi podeszła. Naprawdę dobre.

http://www.imdb.com/title/tt0100581/