środa, 31 grudnia 2014

"Dracula: Historia nieznana" ("Dracula Untold" USA 2014, reż Gary Shore)



Mówiąc w największym skrócie mamy tu to co się wydarzyło zanim Drakula stał się Drakulą. Bałem się trochę tego filmu bo takie rzeczy często okazują się straszną kaszaną ale było całkiem w porządku. Jasne, jest trochę nierówno - niektóre sceny (te gdzie lata wielka chmara nietoperzy na przykład) są rzeczywiście spektakularne ale niektóre (chociażby to jak główny bohater wspina się po skałach) sprawiały że wydobywał się ze mnie rechot. Po stronie plusów na pewno jest też dobrze zrobiony stary wampir. Z kolei po stronie minusów - zupełnie niepotrzebne ostatnie pięć minut dziejące się we współczesnych czasach. Wiadomo - jest też trochę zbędnej gadaniny o tym że trzeba bronić swoich poddanych i walczyć o wolność no ale Amerykanie przecież inaczej nie potrafią. Można popatrzeć choć to nic powalającego.

http://www.imdb.com/title/tt0829150/

"Rat Race" (USA / Kanada 2001, reż Jerry Zucker)



Kolejna całkiem udana komedia. Ekscentryczny milioner (Cleese) organizuje dla przypadkowych ludzi wyścig, gdzie nagroda dla zwycięzcy to okrągłe 2 miliony dolarów. Przypomina to stare filmy tego typu, takie z Davidem Nivenem albo kimś takim. Szczególnie że możliwość podróży samolotem do celu szybko zostaje wykreślona ze scenariusza i każdy ima się rozmaitych środków. Ot taki zabieg, żeby nie było zbyt nowocześnie i zbyt łatwo. Zdecydowanie najśmieszniejsze są zakłady, które dla widzów wyścigu organizuje milioner a scena z prostytutką po prostu mnie zrzuciła z krzesła. Gra tu też Rowan Atkinson i trzeba przyznać że na tle Cleese'a wypada dość blado - prezentuje ten sam katalog głupich min co zawsze i jakoś wcale mnie nie bawił. Rozczarowała mnie tez przesłodzona końcówka, no ale rozumiem że takie prawo komedii. Ogólnie, mimo moich narzekań, jest ok - spokojnie do obejrzenia.

http://www.imdb.com/title/tt0250687/

"District 9" (USA / Kanada / RPA / Nowa Zelandia 2009, reż Neill Blomkamp)



Science Fiction w ciekawej odsłonie. Oto na ziemi wylądowali obcy, ich statek uległ awarii i nie mogą wydostać wrócić do siebie, w związku z tym żyją zamknięci w swego rodzaju getcie. Oczywiście chodzi o to że oni coś knują a my nie wiemy co. To jak nastawieni są do nich ludzie też mi przypadło do gustu - przybysze nie są tymi, którzy mają niesamowitą technologię i są niepokonani, wręcz przeciwnie - żyją w slumsach i raczej kiepsko im się powodzi. Podoba mi się to że akcja jest umiejscowiona w RPA przez co całość ma zdecydowanie inny klimat niż typowe amerykańskie S-F. Sami kosmici zrobieni bardzo fajnie i w ogóle efekty dobre ale ważne jest to że służą filmowi a reżyser nie postawił na efekciarstwo. Bardzo przyzwoity film, może nie jest jakiś oszałamiający ale na pewno jestem zadowolony że go obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt1136608/

"Elitarni 2" ("Tropa de Elite 2: O Inimigo Agora é Outro" Brazylia 2010, reż José Padilha)



Druga część wcale nie gorsza od pierwszej.

http://www.imdb.com/title/tt1555149/

piątek, 26 grudnia 2014

"Pamięć absolutna" ("Total Recall" USA 1990, reż Paul Verhoeven)



Pierwszy raz w życiu obejrzałem to w całości. I oczywiście mi się podobało. Niejednokrotnie widziałem sławną scenę z rozdzielającą się twarzą i ogólnie nie było to moje pierwsze podejście. Od dawna wiedziałem że chodzi tu o to że oni go gonią a on przed nimi ucieka, czytałem też opowiadanie, na podstawie którego nakręcono ten film. A jednak, mimo wszystko bardzo mi się podobało. Jest tu kilka bez wątpienia rozdzierających serce scen ("If I am not me, then who am I" zrobione przez Arniego wygra ze wszystkim). Intryga jak na coś oparte na Dicku nie może być zła, efekty nawet dają radę - ogólnie nie ma co  narzekać, nazwiska na siebie pracują. Szczególnie jak ktoś lubi S-F z epoki z Arnoldem i Sharon Stone w bonusie.

http://www.imdb.com/title/tt0100802/

"Obslugiwalem angielskiego króla" ("Obsluhoval jsem anglického krále" Czechy / Słowacja, reż Jirí Menzel)



Przepiękny, spokojny, czeski film o kelnerze. który po prostu turla się po historii.

 http://www.imdb.com/title/tt0284363/

środa, 17 grudnia 2014

"Silmido" (Korea Południowa 2003, reż Woo-Suk Kang)



Oparta na faktach, dramatyczna historia supertajnej jednostki wojskowej. Chodzi o to że w 1968 roku utworzono w Korei oddział składający się ze skazańców, którego celem było dokonanie zamachu na Kim Ir Sena. Panowie są wysłani na tytułowa, odosobniona wyspę, gdzie przechodzą bardzo (bardzo!) surowy trening, po którym maja zostać wysłani na misję. Nie chcę pisać co się z nimi później dzieje, dość powiedzieć że zdecydowanie nie jest wesoło jednak szalenie ciekawie. Ogląda się to znakomicie - aktorstwo i zdjęcia bez zarzutu, ekipa gangsterów i wykolejeńców (plus ich przełożony) tworzy zestaw naprawdę świetnych postaci, dramaturgia odpowiednio narasta aż do samej końcówki, która chyba tylko głaz pozostawiłaby obojętnym. Kolejny koreański film, który zdecydowanie trzyma poziom i jest jak najbardziej godny polecenia.

http://www.imdb.com/title/tt0387596/

poniedziałek, 15 grudnia 2014

"True Grit" (USA 2010, reż Ethan Coen + Joel Coen)



Długo się do tego zabierałem, wreszcie mi się udało zobaczyć i muszę przyznać że jestem pod ogromnym wrażeniem. Wszystko jest tu doskonałe - obrazki, postacie, muzyka, gra aktorska, opowieść - do niczego nie umiem się przyczepić. Chodzi o to że czternastoletnia dziewczynka potrzebuje wynająć faceta, który pomoże jej ująć i/lub zabić mordercę jej ojca. Wynajętym typem jest absolutnie znakomity Jeff Bridges - jednooki, stary wyga a do tego pijak. Ciężko mi powiedzieć co tu jest najlepsze. Jeff Bridges właśnie? Postać głównej bohaterki? Facet z głową niedźwiedzia? To, jak wszystko się kończy? To, jaką angielszczyzną oni do siebie mówią? Matt Damon, który wcale nie wygląda jak Matt Damon? Piękne ujęcia amerykańskich plenerów? Dawno żaden film tak nie wgniótł mnie w fotel jak ten. Mistrzostwo.

http://www.imdb.com/title/tt1403865/

"The King of Pigs" ("Dwae-ji-ui wang" Korea Południowa 2011, reż Sang-ho Yeon)



Mocna rzecz. Animowany film o tym, jak dwóch facetów, którzy byli kumplami w szkole spotyka się i wspomina stare czasy. Jak się okazuje te czasy to wcale nie było nic fajnego. Szkoła to miejsce pełne brutalności i walki o pozycję, gdzie nauczyciele niezbyt wiedzą co się dzieje a bogate dzieciaki dają w kość tym niżej usytuowanym. Im bardziej historia się przed nami rozwija tym robi się okrutniej aż pod koniec okazuje się o co w tym wszystkim chodzi i po co jeden pan chciał się spotkać z drugim. Przyczepić bym się mógł jedynie do samej animacji, która momentami jest nieco kanciasta - w sumie to byłem tym szczerze zdziwiony ponieważ azjatyckie produkcje przyzwyczaiły mnie do bajecznej wręcz płynności ruchów i niesamowitej dbałości o wszelkie szczegóły, których tu jednak nie uświadczymy. Nie zmienia to faktu że film robi odpowiednie wrażenie a prawda też jest taka że opowieść jest tu ważniejsza niż ładne obrazki. Po obejrzeniu czegoś takiego człowiek ma poważne opory przed posłaniem dziecka do szkoły. Bardzo dobre.

http://www.imdb.com/title/tt2086830/

"They Saved Hitler's Brain" (USA 1968, reż David Bradley)



Wiadomo, że filmu o takim tytule nie jestem w stanie sobie odpuścić. Zaczyna się to tak że zamordowany zostaje naukowiec, który odkrył antidotum na pewien strasznie trujący gaz. Okazuje się że druga osoba, która zna skład antidotum jest w śmiertelnym zagrożeniu a trop prowadzi do (jak to w takich filmach bywa) nieistniejącego latynoamerykańskiego kraju. Bohaterowie docierają na miejsce, siatka spisku gęstnieje i na miejscu okazuje się co ma się okazać. O ile przez pierwszych 60 minut mamy do czynienia z raczej standardowym złym filmem, to końcowe pół godziny jest istną erupcją niedorzeczności. Prezydent kraju, do którego gabinetu każdy wchodzi jak chce, szef policji, który raz wydaje się być dobry raz zły, tajna kwatera nazistów, walki i strzelaniny, w których każdy zachowuje się jak straszny nieudacznik, strzały znikąd, bezsensowne zwroty akcji no i wisienka na torcie czyli głowa Hitlera w słoiku. Uwielbiam takie rzeczy.

http://www.imdb.com/title/tt0265870/

"The China Lake Murders" USA 1990, reż Alan Metzger)



Niby nic specjalnego a jednak bardzo przyjemnie się na to patrzyło. Można powiedzieć że poniekąd to jest opowieść o dwóch postaciach mieszczących się w schemacie "dobry glina - zły glina" jednak z tą zasadniczą różnicą że od początku wiemy że ten zły jest psychopatycznym mordercą i że wcale ze sobą nie współpracują, mimo że temu dobremu może się tak przez chwilę wydawać. Obaj główni aktorzy (Tom Skerrit i Michael Parks) to raczej niższa liga jednak świetnie sobie dają radę. Szczególnie czarny charakter jest naprawdę w porządku - antypatyczny, cwany i zdecydowanie niepokojący. Napięcie zbudowano całkiem umiejętnie, widz się denerwuje ponieważ złemu zbyt wiele uchodzi na sucho i jest niejeden moment kiedy naprawdę nie wiemy jak to się wszystko potoczy. Do tego dochodzą bardzo ładne pejzaże pustynno-górzystej Ameryki. W sam raz do obejrzenia w zimowy wieczór.

http://www.imdb.com/title/tt0099259/

"The Story of a Cheat" ("Le roman d'un tricheur" Francja 1936, reż Sacha Guitry)



Zaczyna się bardzo ciekawie - oto pewien młodzieniec, okrada szkatułeczkę swoich rodziców przez co za karę nie dostaje obiadu. Na obiad są grzyby i cała jego rodzina się nimi zatruwa po czym umiera. On jeden nie. Od tej pory całe jego życie naznaczone jest tym dziwnym fatum - gdyby robił dobrze, skończyłby marnie. Widz jest prowadzony głównie przez z głos z offu, który opowiada co się dzieje i co czuje główny bohater obcując z półświatkiem, pięknymi złodziejkami, rewolucjonistami i graczami w ruletkę. Sporo tu humoru - zarówno samych wizualnych gagów (wchodzenie przez obrotowe drzwi w przebraniu kilku różnych postaci - super) jak i nieporozumień czy po prostu zabawnych uwag narratora. Świetny stary film, nie spodziewałem się że będzie aż tak fajny.

http://www.imdb.com/title/tt0028201/

czwartek, 4 grudnia 2014

"The Man with the Golden Arm" (USA 1955, reż Otto Preminger)



Elegancki, stylowy film. Chodzi o to że Frank Sinatra wraca z odwyku i chcąc nie chcąc wpada w to samo środowisko, które sprawiło że zaczął grzać herę. Jego ambicją jest być czystym i zostać muzykiem jednak wiadomo że przeciwności losu będzie aż nadto. Do samego końca nie wiemy jak to się skończy tym bardziej, że w pewnej chwili sytuacja bardzo się komplikuje (pojawia się trup) a nasz bohater jest na najlepszej drodze na samo dno. Świetne jest też to, że istotną rolę odgrywają tu dwie kobiety - ta, która wydaje się dobra i delikatna okazuje się oszustką a ta, która na początku sprawia nienajlepsze wrażenie okazuje się wrażliwa i bardzo pomocna. Smakowite są wszelkie retro motywy - wszystko zostało nakręcone w wielkim studio, działka drogiej heroiny kosztuje 5 dolców a kolorowy telewizor jest luksusowym dobrem. Bardzo lubię takie produkcje, z czasów kiedy trzeba było opowiedzieć dobrą historię a nie świecić efektami i wybuchami. Zdecydowanie warto do tego przysiąść - mimo że może film nie wgniata w fotel, ale na pewno trzyma w napięciu i daje satysfakcję z obejrzenia. Kim Novak jest super.

http://www.imdb.com/title/tt0048347/

"Kręgosłup Diabła" ("El espinazo del diablo" Hiszpania / Meksyk / Argentyna 2001, reż Guillermo del Toro)



Dosyć mroczny horror o chciwości i zemście. Rzecz się dzieje podczas wojny domowej w Hiszpanii. W leżącej na odludziu hacjendzie istnieje przytułek dla sierot prowadzony przez starego doktora i jednonogą Marisę Paredes. Przybywa tam pewien chłopiec i dość szybko okazuje się że w posiadłości mieszka duch. Jak to w takich sytuacjach bywa zagadka musi zostać rozwiązana a klątwa zdjęta. Momentami jest naprawdę straszno i trzeba przyznać że del Toro umie w dobry sposób zbudować odpowiedni nastrój, szczególnie że jest to temat, w którym on się świetnie odnajduje (świat dziecka kontra świat dorosłych w warunkach wojennych). Obrazki momentami są bardzo ładne: za dnia świeci gorące południowe słońce a nocami wszystko spowija mrok. Postacie fajne, każda z nich bardzo konkretna. Lokalizacja opowieści też gra tu swoją rolę - budynek ma swoje zakamarki, podziemia, wszystko co potrzeba żeby stworzyć właściwą atmosferę. Sceny z duchem również się doskonale bronią. Świetnym motywem jest ta wielgachna bomba, która nie wybuchła. Naprawdę mi się podobało. Warto.

http://www.imdb.com/title/tt0256009/

"Przyzwoity przestępca" ("Ordinary Decent Criminal" Wielka Brytania / Irlandia / Niemcy / USA 2000, reż Thaddeus O'Sullivan)



Przez większość projekcji miałem wrażenie że już to chyba kiedyś widziałem, chociaż raczej nigdy w całości. Kevin Spacey jest irlandzkim rzezimieszkiem, który wraz ze swoją bandą nie dość że dokonuje bezczelnych napadów to jeszcze gra na nosie lokalnej policji i żyje z dwiema siostrami na raz. Do tego udaje mu się jeszcze nadepnąć na odcisk panom z IRA więc wiadomo że wcześniej czy później muszą pojawić się kłopoty. Ogląda się to bardzo fajnie - mimo że główny bohater jest przestępcą to cały czas trzymamy za niego kciuki, w rolach drugoplanowych występuje kilku znanych aktorów, którzy chyba w momencie kręcenia tego filmu jeszcze nie byli tacy znani, przekręty chłopaków są bardzo sprytne i wartko przedstawione, do końca nie wiemy czy bohaterowi uda się wyjść cało z opresji czy nie. Jednym słowem: mimo że to nic odkrywczego to lubię oglądać takie filmy.

http://www.imdb.com/title/tt0160611/

"What's Up, Tiger Lily?" (USA / Japonia 1966, reż Woody Allen + Senkichi Taniguchi)



Woody Allen wykorzystał ten patent, który strasznie lubię. Przerobił stary japoński, szpiegowsko-gangsterski film w ten sposób że wyczyścił z niego listę dialogową i wstawił swoją (stąd dwóch reżyserów). W wyniku tego zabiegu powstała dość kuriozalna opowieść o tym jak pewien facet zostaje wynajęty do odzyskania przepisu na sałatkę jajeczną. Najlepszą na świecie sałatkę jajeczną. Wiadomo że przy tak postawionej sprawie nic tu nie dzieje się na serio a widz czeka na kolejne gagi i głupawe sytuacje. Mam wrażenie że część scen została w ogóle wywalona ale mimo wszystko całość trzyma się kupy i chwilami jest naprawdę wesoło. Może nie tarzałem się po ziemi ze śmiechu ale osiemdziesiąt kilka minut spędzonych na oglądaniu tego filmu bezsprzecznie dostarczyło mi dobrej zabawy. Chyba za jakiś czas trzeba będzie obejrzeć (zapewne) mrożący krew w żyłach oryginał.

http://www.imdb.com/title/tt0061177/

niedziela, 30 listopada 2014

"Pineapple Express" (USA 2008, reż David Gordon Green)



Więc to jest ten Seth Rogen, o którym tyle ostatnio słyszałem, a który do tej pory był mi zupełnie obcy. No niestety nie porwał mnie. Jasne, da się na to popatrzeć ale bez nadmiernej ekscytacji. Historia, mówiąc najprościej, polega na tym że pewien facet jest świadkiem morderstwa i wraz ze swoim dilerem uciekają przed bandytami. Niestety jak dla mnie za dużo tu typowo amerykańskich gadek i typowo bezsensownych zachowań uzasadnianych na ogół tym że ktoś wypalił za dużo jointów. Oczywiście mamy tu kilka dobrych momentów, (choć śmiałem się tylko raz, kiedy diler wybił nogą szybę w prowadzonym przez siebie aucie) i spokojnie można to obejrzeć jednak nie wiem o co tyle szumu. Nie napiszę tez że mi się nie podobało albo że to słaby film bo w sumie jest w porządku ale z drugiej strony raczej nie planuję polować na kolejne produkcje Setha Rogena. Rosie Perez jak zawsze super.

http://www.imdb.com/title/tt0910936/

"The Beast That Killed Women" (USA 1965, reż Barry Mahon)



Piękne. Film w zasadzie bez intrygi, bez napięcia, bez bohaterów za to z dużą dawką rozkosznej retro golizny. Chodzi o to że w klubie nudystów pojawia się wielka małpa, która zabija dziewczynę i trzeba zrobić na nią obławę (na małpę, nie na dziewczynę). Wszystko jest bardzo tanie, kręcone w kilku obskurnych wnętrzach (a może różnych kątach tego samego pomieszczenia?) i na terenie ośrodka. Dialogi wołają o pomstę do nieba, aktorstwo i scenariusz zresztą też. Istotą tej produkcji jest po prostu pokazywanie kolejnych pań bez odzieży, sama opowieść to po prostu jeden wielki pretekst. Biusty i pośladki znikają z ekranu tylko na krótkie momenty jednak na ogół ich właścicielki tańczą, grają w siatkówkę, skaczą do wody lub rozmawiają ze sobą o tym jakie to przerażające że ktoś, gdzieś może nastawać na ich życie. Wiadomo: w latach sześćdziesiątych trzeba było się imać wszelkich sposobów żeby pokazać choć trochę ciała na ekranie a tutaj wykorzystano daną możliwość do samego końca. Słodkie to i urocze ale kompletnie bez sensu. A małpa okropnie śmieszna.

http://www.imdb.com/title/tt0058955/

sobota, 29 listopada 2014

"Cell 211" ("Celda 211" Hiszpania / Francja 2009, reż Daniel Monzón)



Dawno nie oglądałem filmu, który aż tak trzymałby w napięciu od samego początku. Do zakładu karnego przychodzi do pracy młody chłopak. Zaczyna od jutra i pojawia się dzień wcześniej żeby zapoznać się z otoczeniem i nowymi kolegami. Nie mija kilka minut projekcji gdy w więzieniu wybucha bunt a on sam zostaje odcięty od świata i znajduje się w części opanowanej przez najgorszych kryminalistów, gdzie musi sobie radzić sam. Intryga jest świetna, postaci znakomite (Malamadre! Releches!) a pojawiające się kolejne wątki (ciężarna żona, ETA, Kolumbijczycy, brutalni strażnicy) tylko nakręcają całe to szaleństwo. Denerwowałem w zasadzie bez najmniejszej przerwy. Nie ma tu chwili oddechu, bo wciąż jesteśmy o włos od nieszczęścia i co chwila pojawiają się kolejne zakręty fabuły. Krew nie leje się często ale za to jak już robi się krwawo to naprawdę bardzo. Absolutnie godne polecenia, mocne kino.

http://www.imdb.com/title/tt1242422/

czwartek, 27 listopada 2014

"Robot & Frank" (USA 2012, reż Jake Schreier)



Rzecz się dzieje w niedalekiej przyszłości. Pewnemu emerytowi jego syn sprawia w prezencie robota aby tatuś nie czuł się samotny i był pod czyjąś opieką, co oczywiście nie wzbudza entuzjazmu obdarowanego. Numer polega na tym że bohater był w przeszłości włamywaczem i zaczyna przyuczać robota do złodziejskiego fachu a wkrótce rusza z nim do akcji. Nie jest to jedyna płaszczyzna istniejąca w filmie - staruszkowi szwankuje pamięć, zamykają lokalną bibliotekę a jego podróżująca po świecie córka przejęta zachowaniem brata odwiedza ojca aby ten nie musiał żyć tylko z maszyną. Jest tu kilka bardzo zabawnych sytuacji, dialogi między mężczyzną a robotem momentami są naprawdę fajne a końcówka na szczęście też nie rozczarowuje. Jedyne na co można narzekać to tempo akcji, jednak ponieważ cała opowieść jest utrzymana raczej w łagodnym i ciepłym tonie to zupełnie mi to nie przeszkadzało. Spokojne ale bardzo fajne kino.

http://www.imdb.com/title/tt1990314/

"Ghost Ship" (Wielka Brytania 1952, reż Vernon Sewell)



Zupełnie niegroźny film grozy. Zamożni państwo postanawiają kupić sobie stateczek. Dowiadują się o krążącej pośród lokalnej ludności plotce że wybrana przez nich krypa jest nawiedzona a oni podczas remontu co jakiś czas czuja dym z cygar, których nikt nie palił i widzą osoby, których nie powinno na nim być. Kolejni pracownicy od nich odchodzą aż nowi właściciele w końcu postanawiają się rozwikłać mroczną tajemnicę z przeszłości przy pomocy specjalisty od badania zjawisk nadprzyrodzonych (który robi im świetny wykład). Mimo że to niby horror to straszne to w ogóle nie jest, ot taka retro opowiastka raczej dla nastolatków. Nie że się to źle ogląda - sam film jest bardzo przyjemny, jeden z tych czarno-białych obrazów z dobrym klimatem, gdzie dżentelmen jest dżentelmenem i akcja toczy się powoli. Jak ktoś lubi takie tematy to się nie zawiedzie choć z kapci to raczej nie wyrywa.

http://www.imdb.com/title/tt0044656/

"The Serpent and the Rainbow" (USA 1988, reż Wes Craven)



Horror o zombie, ale nie taki jak wszystkie horrory o zombie. Chodzi o to że naukowiec prowadzący rozmaite badania nad różnymi substancjami, typu: indiańskie halucynogeny, zostaje wysłany przez pewien koncern na Haiti żeby dopaść miksturę, która jak na haitańskie voodoo przystało, zamienia ludzi w zombie. Nie jest to łatwe bo wiadomo że nikt mu tego od ręki nie odda. Na miejscu pojawia się szereg interesujących postaci ale najważniejszą z nich jest okrutny, trzymający wszystkich w garści szef policji, a żeby było jeszcze weselej, w państwie trwa przewrót. Po jakimś czasie robi się arcyciekawie ponieważ bohater sam staje się z poszukiwacza ofiarą. Śniące mu się koszmary zdecydowanie budują niesamowity nastrój i sprawiają że jest naprawdę nieźle. Bardzo fajnie wszystko się na siebie nakłada, kiedy coraz trudniej jest nam dociec, kto jest kim i co jest czym. W porządeczku.

http://www.imdb.com/title/tt0096071/

środa, 26 listopada 2014

"The House That Dripped Blood" (Wielka Brytania 1971, reż Peter Duffell)



Jak widzę słowa: Christopher Lee i Peter Cushing to wiadomo że w to wchodzę bez wahania. Film składa się z czterech epizodów dotyczących pewnego nawiedzonego domu. Wszystkie historie są opowiadane policjantowi, który prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia znanego aktora (i to jest właśnie ostatnia z historii), i który oczywiście nie wierzy w żadne ponadnaturalne siły. Najbardziej podobały mi się opowieści pierwsza i ostatnia. Szczególnie ta czwarta jest fajna ze względu na całkiem zabawną postać napuszonego aktora, który występował w setkach horrorów a teraz przyjechał do miasteczka kręcić kolejny. Oprócz niego genialny jest także sprzedawca ze sklepu ze starociami. Nie znaczy to że pozostałe historyjki są słabsze, wszystkie jak najbardziej trzymają odpowiedni nastrój a cały film świetnie reprezentuje brytyjskie kino grozy sprzed czterdziestu z górką lat. Kolejny raz nie jestem w stanie być obiektywny bo uwielbiam takie rzeczy.

http://www.imdb.com/title/tt0065854/

"Zombie Nightmare" (Kanada 1987, reż Jack Bravman)



Zaczyna się tak, że siedzi baba i wyje, obok niej otwiera się wieko trumny i wstaje z niej umarlak. I w momencie kiedy się zastanawiałem "co teraz?" wchodzą napisy i gra Motörhead. Nie może być lepiej. Intryga jest banalna: pewien grzeczny młodzieniec zostaje zabity w wypadku przez bandę chuliganów więc jego zrozpaczona mama prosi czarownicę żeby go wskrzesiła z grobu aby mógł wywrzeć zemstę i spokojnie spocząć. No i jedziemy. Cały film to esencja lat osiemdziesiątych - muzyka jest albo rockowa albo jest to syntezatorowe disco (te rozkoszne momenty budowania nastroju!). Samochody, ubrania, fryzury - wszystko na miejscu. Dodawać nie muszę że to raczej tania produkcja i że aktorstwo, dialogi, charakteryzacja są jakie są - dająca dużo radości kaszana bije z każdego ujęcia. Wygląd młodocianych wykolejeńców to sama rozkosz - w dzisiejszych czasach ktoś taki byłby co najwyżej uznany za pajaca. Bonusem jest tu młoda Tia Carrere, która strasznie mnie kręciła kiedy byłem mały. Dużo radości.

http://www.imdb.com/title/tt0092297/

poniedziałek, 24 listopada 2014

"Red Cliff II" ("Chi bi Part II: Jue zhan tian xia" Chiny / Hong Kong / Tajwan / Japonia / Korea Południowa 2009, reż John Woo)



Pierwsza część mi się tak bardzo spodobała, że praktycznie z marszu obejrzałem drugą, będącą bezpośrednią kontynuacją. Tym razem czekamy na bitwę morską, do której szykują się obie strony. Więcej w tym filmie intryg i chytrych podstępów niż w pierwszej części jednak nie sprawia to że dzieło traci na widowiskowości. Akcja ze zdobywaniem strzał - super. No i finałowa, długa bitwa, wiadomo że również świetna. Jedyne na co mogłem narzekać to fakt, że dopadło mnie trochę zmęczenie materiału - drugi dzień z rzędu oglądałem bliźniaczy dwuipółgodzinny film i jednak pod koniec nie czułem już takiej ekscytacji. Nie zrzucałbym jednak winy na sam film tylko właśnie na to że nie dałem sobie chwili oddechu w obcowaniu z Johnem Woo. Lepszym rozwiązaniem byłoby choć z tydzień poczekać i nabrać większego apetytu na kontynuację. Wszystko nadal jest ciekawe, niesamowicie efektowne i całkiem trzymające w napięciu. Cieszę się że to w końcu zobaczyłem.

http://www.imdb.com/title/tt1326972/

"Red Cliff I" ("Chi bi" Chiny / Hong Kong / Tajwan / Japonia / Korea Południowa 2008, reż John Woo)



Lubię chińskie megaprodukcje. Do tego jeśli za sterami stoi John Woo to raczej mamy pewność że będzie to naprawdę absolutnie superspektakularne. I tak też jest tym razem. Opowieść jest dość prosta - oto zły premier chce omotać młodego cesarza i przejąć władzę w państwie. W tym celu musi podporządkować sobie zbuntowane królestwa na południu. Po pierwszej bitwie idzie za ciosem i dociera do twierdzy, którą zamierza oblegać. Wiadomo - wszystko wygląda znakomicie - wielkie bitwy (które choć długie to wcale nie nudzą), wielkie budowle, wielkie armie, szczegółowo zdobione ubrania i wszelkie sprzęty czy świetnie pokazane walki są prawdziwą ucztą dla oczu. Do tego dochodzą rozmaite intrygi i fajne postacie (moi ulubieńcy to główny strateg, wojownik z brodą do pasa i włochaty generał o wyglądzie furiata-jaskiniowca). Krew chlapie jak powinna i trzeba zaznaczyć że to też jest sensownie zrobione, bez uciekania w skrajności - ani nie ma nadmiaru keczupu, ani nie ma udawania że nic się nie stało - idealnie w sam raz. Do tego kończy się to w odpowiednim momencie - tak, że budzi ogromny apetyt na kolejną część. Bardzo mi się podobało.

http://www.imdb.com/title/tt0425637/

"Kill, Baby... Kill" ("Operazione paura" Włochy 1966, reż Mario Bava)



Po strasznym klopsie, jakim jest "Zombie Driftwood" potrzebowałem czegoś na odtrutkę i wiadomo że wzrok mój musiał paść na któregoś ze starych włoskich reżyserów. Na szczęście okazało się to dobrym wyborem. Film jest skrojony według dobrze znanego schematu: doktor przyjeżdża do miasteczka na odludziu, gdzie został wezwany przez lokalnego inspektora aby przeprowadzić sekcję zwłok. Mieszkańcy miasteczka są zabobonni i ukrywają jakąś tajemnicę a on jedyny stara się podejść do tematu rozumowo. Inspektor szybko ginie i doktor zostaje sam na sam z problemem. Okej, nie do końca sam - pomaga mu pielęgniarka, która wychowywała się gdzieś daleko ale niedawno wróciła w rodzinne strony. No a potem robi się już coraz ciekawiej - duchy, mroczna posiadłość, dawna klątwa, lokalna czarownica - wszystko świetnie do samego końca. Wiadomo, są tu zabawne momenty (szczególnie kiedy główny bohater gania w kółko w jednym pokoju) ale ogólnie nad całością wisi fajny klimat oldschoolowej grozy. Mario Bava kolejny raz mnie nie zawiódł.

http://www.imdb.com/title/tt0060794/

piątek, 21 listopada 2014

"Zombie Driftwood" (USA 2010, reż Bob Carruthers)



Po tym jak obejrzałem "Alien Armaggedon" byłem pewien że na nic gorszego już w tym roku nie trafię. Jakże się myliłem! Wiadomo: jestem fanem złych filmów, żenada na ekranie bawi mnie od lat a jeśli do tego jestem fanem zombie to przecież wszystko powinno być w porządku. Och, jak bardzo mylny to wniosek! "Zombie Driftwood" jest tak skandalicznie zły, że nawet przez moment nie jest choćby minimalnie zabawny. Mało tego! Wręcz ciężko na nim do końca wysiedzieć! Potwornie się z tym męczyłem. Cały czas czekałem aż wreszcie zrobi się fajnie a tymczasem z minuty na minutę byłem coraz bardziej zniesmaczony. Nie ma co pisać o tym że słabe aktorstwo czy że scenariusz bez sensu bo wiele razy właśnie z takich powodów piałem z zachwytu. Tutaj wygląda to tak, jakby ktoś naumyślnie chciał zrobić zły film i nawet z tym nie dał sobie rady. Ani to nie jest straszne ani żałośnie śmieszne, jest za to potwornie głupie i po prostu nudne. Szczerze radzę omijać z daleka bo to zmarnowany czas, nawet jeśli siądziemy do tego w dobrym towarzystwie koneserów taniochy. Najgorszy z najgorszych.

http://www.imdb.com/title/tt1696198/

wtorek, 11 listopada 2014

"Pełnia" (Polska 1979, reż Andrzej Kondratiuk)



Spokojny i leniwy film, opowiadający o architekcie, który wyniósł się z Warszawy nad Zalew Zegrzyński i tam wsiąknął w lokalną społeczność. Ogromną i niezaprzeczalną siłą "Pełni" są dialogi i aktorstwo (Gajos i Fijewski w szczególności). To jak oni ze sobą rozmawiają jest tak absolutnie naturalne i niewymuszone, że ręce same składają się do oklasków. Wszystko tutaj tak sobie spokojnie płynie, pełno jest symetrycznych kadrów, spokojnych rozmów, pluskającej wody. Nawet zabijany świniak nie wybija nas z poczucia wiejskiej idylli. Jak dla mnie to jest w sumie film o niczym i rzadko mi się zdarza oglądać coś takiego ale nie mogę zaprzeczyć że był to bardzo przyjemny seans. Ta duża ryba na końcu fajna.

http://www.imdb.com/title/tt0081321/

"Joint Security Area" ("Gongdong gyeongbi guyeok JSA" Korea Południowa 2000, reż Chan-wook Park)



Rzecz się dzieje w zdemilitaryzowanej strefie na granicy obu Korei. Na posterunku strażników ze strony północnej dochodzi do podwójnego morderstwa więc międzynarodowa komisja rozpoczyna śledztwo. Żeby było ciekawiej, główną bohaterką jest Szwajcarka koreańskiego pochodzenia, która stara się rozwikłać zagadkę mimo tego że obie strony najchętniej by wszystko błyskawicznie zakończyły choć, jak to zwykle bywa, szczegóły nie do końca się zgadzają. Jasne jest też to że ani ci z północy ani ci z południa nie będą specjalnie niczego ułatwiać. Fabuła jest ciekawie poprowadzona i fajnie się układa, pojawiające się retrospekcje systematycznie odkrywają przed nami kolejne klocki puzzla a rozwiązanie łamigłówki też jest dosyć niebanalne. Najwięcej krwi pojawia się podczas kilkakrotnie odtwarzanej sceny morderstwa i trzeba przyznać że wtedy rzeczywiście mózgi chlapią. Dobry film, warto obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt0260991/

czwartek, 30 października 2014

"Major" ("Майор" Rosja 2013, reż Jurij Bykow)



Zaczyna się tak jak Mistrz Hitchcock przykazał, od trzęsienia ziemi a potem napięcie rośnie. Do faceta dzwoni telefon, że jego żona zaczyna rodzić, ten wsiada w samochód i do niej jedzie. Niestety po drodze, na zakręcie, śmiertelnie potrąca siedmioletniego chłopca. Wszystko dzieje się w prowincjonalnej Rosji, gdzieś w okolicach Riazania i właśnie lokalizacja wydarzeń jest dla mnie jednym z większych plusów filmu - komisariat z tekturowymi drzwiami i wystającymi drutami, pijacy, bieda i przewały. Na to wszystko nakłada się układ, stworzony przez wszechpotężnych, skorumpowanych policjantów, lokalnych polityków i biznesmenów. Nie zepsuję chyba wiele jeśli napiszę że to wszystko nie ma prawa się dobrze skończyć. Może to nie jest jakieś super kino, ale zdecydowanie warte obejrzenia. Niewesołe ale na pewno bardzo ciekawe. I cały czas sypie śnieg.

http://www.imdb.com/title/tt2594950/

"Black Dynamite" (USA 2009, reż Scott Sanders)



Kilka filmów blaxploitation już widziałem więc tym lepiej się bawiłem oglądając ten, będący przezabawnym pastiszem gatunku. Intryga jest taka jak zwykle - niemal superbohater, były agent CIA dowiaduje się że narkotyki pojawiają się nawet w sierocińcach i postanawia coś z tym zrobić, szczególnie że sprawa dotyka jego bliskich. Rozstawia kogo trzeba po kątach i załatwia wszystko po swojemu. Smaczków i zabawnych momentów jest tu ogromna ilość - naumyślnie wjeżdżający w kadr mikrofon, trening kung-fu, gadka o Wietnamie (ach ci Chińczycy), zebranie pimpów,  chórek śpiewający "Dynamite" kiedy bohater wchodzi do akcji, obowiązkowy zwrot mający miejsce po godzinie projekcji - wszystko na swoim miejscu. Nie trzeba chyba wspominać odpowiedniej ścieżki dźwiękowej, przesadzonego aktorstwa, golizny, ubrań, wnętrz (wypchany niedźwiedź będący wieszakiem na broń rządzi), stylizacji i samochodów, prawda? Kolejna obejrzana przeze mnie komedia, która naprawdę mi się podobała.

http://www.imdb.com/title/tt1190536/

"Beerfest" (USA / Australia 2006, reż Jay Chandrasekhar)



Zawsze kiedy oglądam jakąś współczesną komedię, która autentycznie mnie bawi to jestem miło zaskoczony. Tutaj intryga polega na tym że dwóch Amerykanów podczas wycieczki na Oktoberfest trafia na podziemną, offową imprezę o nazwie Beerfest, gdzie mają miejsce zawody w rozmaitych konkurencjach związanych z piwem. Orientują się że Stany Zjednoczone nie mają tam swojej reprezentacji i postanawiają wrócić za rok. Tyle w największym skrócie. Z czasem okaże się że sieć zależności jest gęstsza niż się spodziewamy, a ekipa, którą zbierają nie zawsze staje na wysokości zadania (doskonała scena kiedy spotykają jednego z dawnych kumpli, który obecnie jest uliczną, męską prostytutką). Do tego dochodzi świetny zestaw postaci drugoplanowych (szczególnie jeśli chodzi o ekipę kłótliwych Niemców pod komendą znakomitego Jürgena Prochnowa), odpowiednie dialogi, gagi i zakręty akcji. Kończy się wszystko tak jak komedie powinny się kończyć. Dobra rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0486551/

"Zu: Warriors from the Magic Mountain" ("Xin shu shan jian ke" Hong Kong 1983, reż Tsui Hark)



Po jednym filmie Tsui Harka obejrzałem z rozpędu kolejny i muszę przyznać że jestem zachwycony. O ile "The Blade" to opowieść, która z grubsza, teoretycznie miała szansę się gdzieś, kiedyś wydarzyć to "Wojownicy z Magicznej Góry" są totalną bajką. Oto pewien żołnierz spotyka mistrza miecza oraz mnicha z jego uczniem i sprawy przybierają taki obrót że ekipa musi udać się w pewne miejsce aby uratować świat przed zagładą. Pełno tu niesamowitych postaci (najlepsi są oczywiście dziadunio z chwytnymi brwiami i drugi, przykuty łańcuchami do wielkiej kuli), czarów, innych wymiarów i zwrotów akcji, którymi można by zapełnić ze trzy inne filmy. Dzieje się tu tak wiele że praktycznie jeśli obejrzymy dowolne 30 minut to i tak się dobrze wybawimy. Im dłużej na to patrzyłem tym częściej powtarzałem "ale to jest świetne". Rzecz szczególnie godna polecenia osobom grającym we wszelakie gry RPG i fanom wszelakiej fantastyki.

http://www.imdb.com/title/tt0086308/

wtorek, 28 października 2014

"The Blade" ("Dao" Hong Kong 1995, reż Tsui Hark)



Ponieważ przez ostatnie dwa tygodnie obejrzałem pięć filmów po japońsku to postanowiłem od nich odpocząć i trafiło na Hong Kong... No i fajno. Rzecz się dzieje w dawnych czasach w jakiejś niewielkiej, chińskiej wsi, gdzie istnieje zakład produkcji mieczy. Nieco irytująca córka szefa manufaktury kocha się w dwóch pracownikach i marzy jej się sytuacja, w której oni by o nią walczyli. Życie jednak okazuje się bardziej skomplikowane - oto jeden z nich, ku powszechnemu oburzeniu załogi dziedziczy zakład a lokalna banda szumowin rośnie w siłę. Jeśli dodamy jeszcze do tego tajemniczą śmierć ojca owego spadkobiercy to intryga nam się całkiem zagęści. Patrzy się na to dobrze, obrazki ładne, główny zły całkiem widowiskowy, walki też i mimo tego że z grubsza wiemy jak się to wszystko musi skończyć to wcale nie psuje nam to dobrej zabawy. Przyzwoite, rozrywkowe kino.

http://www.imdb.com/title/tt0112800/

"Death of a Tea Master" ("Sen no Rikyu: Honkakubô ibun" Japonia 1989, reż Kei Kumai)



To jeden z tych filmów, które raczej mają klimat niż akcję a do tego raczej jest dla osób bardziej bądź mniej wkręconych w Japonię i jej kulturę - inaczej wydaje mi się że może być po prostu odebrany jako nudny lub wręcz niezrozumiały. Chodzi o to że uczeń mistrza ceremonii parzenia herbaty (granego przez Toshirô Mifune) stara się odtworzyć kulisy jego samobójczej śmierci. Odwiedza w tym celu między innymi innego mistrza i rozmawia z nim o faktach poprzedzających tytułowe wydarzenie i oczywiście sprawa okazuje się bardziej złożona niż się nam na początku wydaje. Jest tu wiele długich, kontemplacyjnych ujęć (topniejący śnieg, płynący strumień etc.), kilkakrotnie widzimy samą ceremonię w różnych jej odmianach, dowiadujemy się o wielu rządzących nią zasadach ("robisz herbatę tak, jakbyś chciał mnie obrazić") a całą historię poznajemy głównie dzięki dialogom i retrospekcjom. Nie ma tu jakiegoś wielkiego napięcia, mrocznej tajemnicy ani nic takiego. Mimo kilku dramatyczniejszych momentów wszystko spokojnie płynie do nieuniknionego finału. Kiedy główny bohater dowiaduje się tego czego chciał film się kończy. I co ja poradzę że mi się podobał?

http://www.imdb.com/title/tt0098287/

"Alien Armageddon" (USA 2011, reż Neil Johnson)



Zdecydowanie najgorszy film jaki widziałem w tym roku i ciężko mi sobie wyobrazić że coś go przebije. Dwie gwiazdki na imdb nie biorą się znikąd. Następuje inwazja pożal się boże obcych na ziemię, ludzkość ukrywa się poza jednym miastem jakim jest LA. W mieście wszyscy są podporządkowani najeźdźcom prowadzącym jak się okazuje, rozmaite eksperymenty. Większość akcji odbywa się w jednym pokoju, gra aktorska nie istnieje (wszystkie panie poza główną bohaterką wyglądają jak świeżo z planu filmu porno), efekty specjalne robił prawdopodobnie Stevie Wonder, fabuła jest tak rozkosznie naszpikowana najbardziej banalnymi kliszami w historii Science Fiction że aż ciężko uwierzyć, dźwięk jest fatalny a nad wszystkim unosi się ten szczególny zapach taniochy. Po sześciu minutach projekcji wiedziałem że będzie źle ale nie miałem pojęcia że aż tak bardzo. Bolało.

http://www.imdb.com/title/tt1910498/

"In A Glass cage" ("Tras el cristal" Hiszpania 1986, reż Agustí Villaronga)



Świetne. Dawno nie oglądałem filmu, który zrobiłby na mnie takie wrażenie. Jeśli miałbym użyć dwóch słów do opisania tego co tu znajdziemy to byłyby to: zło i mrok. Najkrócej mówiąc: nazistowski zbrodniarz i zwyrodnialec rzuca się z wieży. Samobójstwo nie wychodzi i teraz leży unieruchomiony w maszynie zwanej Żelazne Płuco, która oddycha za niego. W posiadłości, w której mieszka z żoną, córką i pokojówką pojawia się nowy pielęgniarz. No i się zaczyna. Samo to jak maszyna nieustannie oddycha, niczym steampunkowy Darth Vader, robi mnóstwo klimatu. Do tego dochodzi gra aktorska, wnętrza i dekoracje, muzyka i dźwięki, światło. Nastrój wgniata w ziemię. Sama historia też raczej z tych mocno chorych więc nie mogło mi się to nie spodobać. Napisałem już że świetne?

http://www.imdb.com/title/tt0090197/

środa, 15 października 2014

"Desert Commandos" ("Attentato ai tre grandi" Włochy / Francja / Niemcy Zachodnie 1967, reż Umberto Lenzi)



No niestety nie wyszło. Aktorstwo nie wyszło, scenariusz nie wyszedł, dialogi nie wyszły, a budowanie napięcia to tak zupełnie nie wyszło że aż żal się robi. W niejednym momencie widać że wszyscy biorący udział w powstawaniu tego filmu bardzo by chcieli żebyśmy siedząc na krawędzi kanapy obgryzali paznokcie ale nic z tego. Raczej jest żałośnie niż niepokojąco - wtedy kiedy pomarańcza turla się w kierunku miny ("patent" z papierosami swoją drogą też śmieszny), wtedy kiedy sierżant kłóci się z kapitanem, kiedy pod koniec jadą windą, kiedy się biją, umierają, denerwują i wielu innych momentach. Opowieść jest o tym jak pięciu niemieckich komandosów musi pokonać pustynię aby dotrzeć do Casablanki i tam urządzić zamach na alianckich przywódców. To się nie mogło udać, wiadomo.

http://www.imdb.com/title/tt0061693/

wtorek, 14 października 2014

"Wild Zero" (Japonia 1999, reż Tetsuro Takeuchi)



Niby wszystko świetnie - są kosmici, zombie i dużo hałaśliwego, brudnego rock and rolla ale jakoś miałem poczucie że to nie jest najlepszy film jaki w życiu widziałem. Żeby było jasne zrobiono to z przymrużeniem oka, z takim klasycznym japońskim humorem - z nadmierną ekspresją i przesadzonymi postaciami (i chodzi mi tu zarówno o głównego bohatera, handlarkę bronią, zespół muzyczny jak i o ganiającego w krótkich, obcisłych spodenkach kuriozalnego szwarccharaktera). To że w zasadzie cały czas gra muzyka też jest na plus, kilka momentów odpowiednio zaskakuje, jatka jest jak trzeba ale nie wiem z jakiego powodu czegoś mi tu jednak brakowało. Nie mogę napisać że to nudne i kiepskie bo jak najbardziej - oglądanie sprawiło mi przyjemność ale po prostu nie było to jakoś szczególnie spektakularne. Można obejrzeć jak ktoś lubi.

http://www.imdb.com/title/tt0267116/

"Bad Day at Black Rock" (USA 1955, reż John Sturges)



Bardzo dobre. Rzecz się dzieje w 1945-tym roku w maleńkim (11 budynków!) miasteczku gdzieś na środkowym zachodzie. Na samym początku jednoręki Spencer Tracy wysiada tam z pociągu i okazuje się że trafia w środek mrocznej tajemnicy, o której wszyscy w mieścinie wiedzą. Zadaje pytania, które okazują się bardzo niewygodne co sprawia że mieszkańcy robią się dość elektryczni i nieprzyjemni. Wiadomo że w końcu wszystko się wyjaśni ale nie wiadomo jak do tego dojdzie i czym to się wszystko skończy.  Jest tu także młody Lee Marvin i wcale nie stary Ernest Borgnine a do tego piękne pejzaże okolicy. Film trzyma w napięciu do samego końca i jest zdecydowanie warty obejrzenia. Dokładnie takie kino bardzo lubię, świetna rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0047849/

poniedziałek, 13 października 2014

"Zulu" (Wielka Brytania 1964, reż Cy Endfield)



Miałem ochotę na coś wojennego i kolega podpowiedział mi "Zulu". Nie zawiodłem się. Sama oparta na faktach opowieść, jest dość prosta - niewielki oddział brytyjskich żołnierzy broni się przed wielokrotnie liczebniejszą (150 vs 4000) armią Zulusów. Skoro to co wydarzy się w filmie jest z grubsza jasne od początku to wiadomo że skupiamy się na postaciach i scenach batalistycznych. Spośród obrońców (bo w zasadzie to o nich jest film i napastników za bardzo nie poznajemy) najbardziej mi się podobał sierżant Maxfield - rzucający opanowane i całkiem zabawne teksty w środku największej zawieruchy. Sceny bitewne wiadomo że są bardzo ciekawe chociaż jak przystało na film sprzed pięćdziesięciu lat praktycznie nie widać w nim ani kropli krwi a jeden strzał na ogól oznacza jednego trupa. Mimo tego obrona maleńkiej misji przed kolejnymi falami atakujących naprawdę robi wrażenie podobnie jak świetne bojowe pieśni Zulusów. Podoba mi się tez język jakim się do siebie zwracają angielscy dżentelmeni. Lubię takie filmy więc się cieszę że to obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt0058777/

sobota, 11 października 2014

"Firma" ("The Firm" USA 1993, reż Sydney Pollack)



Przeczytałem niedawno książkę Grishama, więc chciałem też obejrzeć film. Jak ogromnie pozytywne było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że ostatnie 40, czy może i nawet 60 minut jest zupełnie inne niż literacki pierwowzór! Mówiąc krótko - całe wprowadzenie do tematu znałem i zawiązanie intrygi rzeczywiście było podobne, jednak to jak Tom Cruise postanawia wyjść z opresji miało niewiele wspólnego z tym co czytałem zatem było bardzo ciekawie. Wszystko bardzo sprawnie zrobione (za sterami Sydney Pollack), udział biorą także Ed Harris i Gene Hackman więc dobrze się na to patrzy i mimo że całość trwa dwie i pół godziny to nie nudziłem się nic a nic. Nie jest to może jakieś wielkie kino, które odmieni czyjeś życie ale zdecydowanie dobry sensacyjny film na który bez wahania można poświęcić jeden jesienny wieczór.

http://www.imdb.com/title/tt0106918/

poniedziałek, 6 października 2014

"Gonza the Spearman" ("Yari no gonza" Japonia 1986, reż Masahiro Shinoda)



Trzeci z rzędu film po japońsku, tym razem samurajski i obyczajowy. Nakręcony na podstawie sztuki sprzed kilkuset lat. Chodzi w nim z grubsza o to że tytułowy bohater jest strasznym przystojniakiem co mówiąc najprościej ściąga na niego nieszczęście. Wynika ono z rywalizacji i faktu że konkurent do przeprowadzenia ceremonii parzenia herbaty jest strasznie zawistny o sukcesy, które odnosi Gonza. Intryga jest ciekawa i mimo że film trwa ponad dwie godziny to ogląda się go bez ziewania. Pięknie wszystko jest nakręcone a ponieważ rzecz się dzieje w czasach pokoju to wszędzie mamy przepych i elegancję (ach te kolorowe kimona!) a nie głód i nędzę. Krwawe sceny są dwie i są dość mocne. Ogólnie - bardzo w porządku.

http://www.imdb.com/title/tt0091136/

niedziela, 5 października 2014

"Jiro Dreams of Sushi" (USA 2011, reż David Gelb)



Dokument o osiemdziesięciopięcioletnim mistrzu sushi. Jeśli chodzi o treść to jest zarazem smutna i fascynująca. Smutna ponieważ w dużej mierze dotyczy życia rodzinnego, synów Jiro i jego rodziców a z naszej perspektywy nie wygląda to wszystko zbyt różowo. To samo dotyczy tematu odławiania na masową skalę ryb odkąd sushi stało się tak popularne. Fascynująca ponieważ pokazuje z jak ogromną pieczołowitością mistrz przyrządza swoje jedzenie i jak dąży do tego żeby każdego dnia robić lepsze sushi niż poprzedniego. Chodzi tu o cały proces: zaczynając od dostawców składników, przez uczniów jak i o sam sposób przygotowywania posiłku. Do tego dochodzą bardzo dobre obrazki - wiele znakomitych zbliżeń w zwolnionym tempie ukazujących krajaną rybę czy ośmiornicę. W filmie oprócz bohatera i jego dwóch synów wypowiadają się także znany krytyk kulinarny, uczniowie oraz sprzedawcy ryb i ryżu. Zdecydowanie warte polecenia nawet tym, którym surowy tuńczyk nie smakuje.

http://www.imdb.com/title/tt1772925/

"Wife Collector" ("Hitozuma korekutâ" Japonia 1985, reż Hisayasu Satô)



Zaczyna się gwałtem. Potem jest kolejny gwałt a potem sceny masturbacji pierwszej ze zgwałconych dziewcząt. Niby chodzi o to że jest taksówkarz, który gwałci i nagrywa swoje ofiary, niby jest młodsza siostra pierwszej z ofiar i jakaś relacja między nimi i mężem tej starszej ale tak naprawdę mam rażenie że chodzi jedynie o to żeby pokazać jak najwięcej golizny (lub zbliżeń na majtki) i nacieszyć oczy zboczuchów. W zasadzie są to sceny seksualnej przemocy i masturbacji przerywane czasami jakimiś dialogami i minimalną akcją. Dziwnie się na to patrzyło (szczególnie dziwnie wtedy, kiedy młodsza siostra robi sobie dobrze pluszowym misiem) i nie wiem czy można to polecić bo nie wiem za bardzo komu. Obejrzane, odhaczone, następny proszę.

http://www.imdb.com/title/tt0288049/

wtorek, 30 września 2014

"Hot Tub Time Machine" (USA 2010, reż Steve Pink)



Dosyć typowa amerykańska komedia o tym jak trzech kumpli i bratanek jednego z nich przenoszą się w czasie do lat osiemdziesiątych. Kiedy uświadamiają sobie co się stało postanawiają dokładnie odtworzyć wydarzenia sprzed lat aby przyszłość nie wyglądała inaczej i aby najmłodszy z nich w ogóle przyszedł na świat. Nie będzie to łatwe, szczególnie że na noc, którą muszą przetrwać składa się między innymi rozstanie z atrakcyjną dziewczyną jednego z nich i łomot, który drugi z nich musi zebrać od kilku innych typków. Intryga jak na film tej kategorii przystało obfituje w dość oczywiste i czasami nawet zabawne nieporozumienia ("Jakiego koloru jest Michael Jackson?") choć nie wszystkie dowcipy trzymają poziom. Największe ciśnienie na powrót w nienaruszonym stanie ma dwudziestolatek ponieważ dla pozostałych bohaterów cofnięcie się w czasie oznacza możliwość nadrobienia zaprzepaszczonych szans. Oczywiście jak to w komediach bywa nie wszystko idzie po ich myśli jednak wszystko kończy się jak należy. Zdziwiło mnie to że nawet ze dwa razy zaśmiałem się na głos, ponieważ rzadko kiedy takie komedie mnie bawią. Można obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt1231587/

"The Dead Undead" (USA 2010, reż Matthew R. Anderson i Edward Conna)



Chyba najgorszy film o zombie jaki kiedykolwiek widziałem. Zaczyna się tak jak zwykle - młodzież przyjeżdża wypocząć w domku na odludziu, samochód im się psuje a w okolicy nikogo nie ma. Sygnały ostrzegawcze w postaci Baby, Która Przesadziła z Siłownią I Ma Fatalną Grzywkę i jej kolesi pojawiają się dość szybko a w momencie kiedy widzimy retrospekcję do czasów wikingów zdobywamy pewność że nic już tego "dzieła" nie uratuje. Większość filmu wypełnia chaotyczna strzelanina i drętwe gadki a sens fabuły mniej więcej równa się budżetowi tej produkcji. Wiadomo - są niezamierzenie zabawne momenty, choćby wtedy kiedy widzimy Wietnamczyków, którzy maja nasunięte głęboko na oczy kapelusze (zabrakło Azjatów na castingu?). Warto tez wspomnieć że autor scenariusza, jeden z reżyserów i odtwórców głównych ról to ta sama osoba. Końcówka jest naprawdę wyjątkowo żenująca, zresztą aktorstwo i efekty tak samo. Ostrzegałem.

http://www.imdb.com/title/tt0923653/

"Days of Glory" ("Indigènes" Algeria / Francja / Maroko / Belgia 2006, reż Rachid Bouchareb)



Historia Arabów, których Francuzi zwerbowali do walki przeciw Niemcom podczas Drugiej Wojny Światowej. Nie jest to zły film ale jakoś mnie nie przekonał. Z kilku powodów. Po pierwsze brakuje mu tempa, jakiejś zwartej akcji - raczej to wszystko wygląda jak kilka połączonych ze sobą epizodów: rekrutacja, chłopaki we Włoszech, chłopaki w Marsylii, w Niemczech, koniec, dziękuję. Po drugie trochę dziwne jest dla mnie obsadzenie w roli żołnierza aktora bez ręki. Wiem że to jego firmowy znak i że grał już w wielu filmach ale jeśli jeden z członków oddziału wciąż trzyma w kieszeni wypchany rękaw kurtki to wszystko staje się jakieś odrealnione, ciężko traktować to serio. Uczciwe przyznam że sama fabuła jest dość ciekawa, losy bohaterów również, tylko sposób ich pokazania zupełnie do mnie nie trafia. A na końcu, zgodnie z przewidywaniami i tak okazuje się że Francuzi to najgorsze szuje.

http://www.imdb.com/title/tt0444182/

"Pickpocket" (Francja 1959, reż Robert Bresson)



Niby powolne i się wlecze i dziwne a tak naprawdę bardzo fajne. Historia jest dosyć prosta - o tym jak młody chłopak jest złodziejem, jak ledwo unika wpadki, jak umiera mu matka, jak uczy się kolejnych tricków od przypadkowo poznanego typa. Wszystko jest takie dosyć senne, podejrzewam że głównie za sprawą sączącego się spoza kadru głosu głównego bohatera, który opowiada nam co się dzieje oraz z powodu wielu milczących ujęć. Podobały mi się też są obskurne wnętrza i ogólna nędza w jakiej znajduje się tytułowy kieszonkowiec. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego, bardziej w stylu starych francuskich kryminałów a obejrzałem niecodzienny, raczej spokojny ale mocno wciągający film, który nic a nic mnie nie rozczarował.

http://www.imdb.com/title/tt0053168/