poniedziałek, 31 grudnia 2012

"Hobo with a shotgun" (Kanada 2011, reż Jason Eisener)



Trochę miałem po projekcji mieszane uczucia. Z jednej strony wiadomo - Rutger Hauer jest żulem-mścicielem i krew się spektakularnie leje i nie ma przebacz więc nie powinienem się czepiać. Z drugiej jednak - nie wiedzieć czemu jakoś cała przemoc i okrucieństwo czarnych charakterów wydają mi się już tak bardzo przesadzone że powinni być chyba rysunkowi. Ponieważ od początku wiadomo czego dotyczyć będzie akcja filmu ciekawie robi się dopiero około pół godziny przed końcem, kiedy pojawiają się dwie postacie w czerni i fantazja autorów filmu spektakularnie eksploduje. Myślałem że będzie o wiele lepszy i chociaż nie mogę powiedzieć żebym się na nim zawiódł nie powiem też że wyrwał mnie z kapci (trochę też nie miał szans, bo oglądałem go dzień po tych niesamowitych japońskich dziewczynkach - patrz poprzedni wpis). Warto, bo to czyste szaleństwo chociaż nie należy się też spodziewać czegoś szczególnie wyjątkowego.

http://www.imdb.com/title/tt1640459

"Mutant Girls Squad" ("Sentô shôjo: Chi no tekkamen densetsu" Japonia 2010, reż Noboru Iguchi + Yoshihiro Nishimura + Tak Sakaguchi)



To co tygrysy lubią najbardziej czyli Noboru Iguchi realizuje swoje chore fantazje po raz kolejny. W tym konkretnym przypadku tematem opowieści jest osierocona szesnastolatka, która trafia do ekipy zmutowanych dziewczynek (z których każda ma jakąś niesamowitą moc) aby, mówiąc najprościej, szukać zemsty. Oglądałem to tak jak trzeba - w kilkunastoosobowym gronie, z fajką krążącą po sali i muszę przyznać że w ten sposób wszystko nabiera dodatkowej jakości. Oczywiście krew chlapie jak trzeba, jedno szaleństwo goni drugie a padające co chwila z sali pytania "Czy ja widzę to samo co wy?" tylko utwierdzały mnie w przekonaniu że spędzam czas w doskonały sposób. Piła wysuwająca się spomiędzy dziewczęcych pośladków to tylko jeden z wielu wbijających w fotel momentów, a jest ich naprawdę sporo. Użycie wyświechtanego sloganu "trzeba samemu zobaczyć aby w to uwierzyć" jest w tym przypadku jak najbardziej uzasadnione.

http://www.imdb.com/title/tt1590796/

"12 krzeseł" ("The Twelve Chairs" USA 1970, reż Mel Brooks)



Komedia Mela Brooksa opowiadająca klasyczną historię o komplecie dwunastu krzeseł, których szuka były właściciel, a które sowiecka władza porozdzielała zgodnie ze swoją wizją komunizmu. Sęk w tym że w jednym z krzeseł ukryty jest przedwojenny skarb. Momentami owszem zabawne jednak dziwnie mi się to wszystko oglądało z kilku różnych powodów. Przede wszystkim jednego z dwóch głównych bohaterów widziałem chwilę wcześniej jako świetnego Drakulę więc siła rzeczy czekałem aż kogoś ugryzie. Po drugie dziwnie mi się patrzyło na Rosję gdzie wszystkie napisy są po angielsku - mimo tego że momentami nawet było to zabawne to jednak coś tu było nie halo. Nie powiem że to zły film choć jakoś mnie nie porwał, chętnie obejrzę jeszcze kiedyś żeby się przekonać ostatecznie na tak lub na nie.

http://www.imdb.com/title/tt0066495/

sobota, 29 grudnia 2012

"The Girl in Black Stockings" (USA 1957, reż Howard W. Koch)



Na terenie pensjonatu zostaje w dość brutalny sposób zamordowana dziewczyna. Szeryf rozpoczyna śledztwo jednak trupów przybywa. Wszystko w tym filmie jest na miejscu. Zdecydowanie najbardziej zrobił na mnie wrażenie świetny zestaw postaci: przykuty do wózka, zgorzkniały właściciel pensjonatu jest naprawdę doskonały, szeryf wzbudza sympatię, wiecznie pijany Indianin żal a to nie wszyscy. Jest jeszcze podupadły aktor z młodą kochanką, jest śliczna pracownica pensjonatu, nawet będący postacią szóstoplanową barman jest też idealny. Intryga fajnie się plącze, muzyka gra, światło robi swoje, kostiumy również. Rozwiązanie zagadki nie pozostawia wrażenia niedosytu. Bardzo elegancki, godny polecenia stary kryminał.

www.imdb.com/title/tt0050439/

piątek, 28 grudnia 2012

"Blow-up" (Wielka Brytania / USA 1966, reż Michelangelo Antonioni)



Dopiero końcowe sceny sprawiają że to wszystko ma sens. Oglądałem ten film i czekałem aż coś się stanie i choć napięcie powoli narastało, nic takiego nie miało miejsca. Czekałem i czekałem, męczyłem się tym irytującym bohaterem, jego manierą, blazą, bezczelnym podejściem do innych i miałem nadzieję na coś spektakularnego aż wreszcie pod koniec nastąpił szok - gdy wydawało się że wszystko się już rozlazło końcówka w niesamowity sposób spięła całość elegancką klamrą. I już. Elegancki morał, bez żadnego wielkiego wybuchu. Chociaż film ma dość powolne tempo, praktycznie brak w nim muzyki i część scen jak dla mnie jest zbędna (spokojnie ze dwadzieścia minut mógłby być krótszy) to mimo wszystko jakoś wartko on płynie i jak to o klasyku trzeba napisać: warty obejrzenia. Marcie i Zeuskowi chyba też się podobał. No i samochody przepiękne, szczególnie Rolls głównego bohatera.

www.imdb.com/title/tt0060176/

"Gattaca - szok przyszłości" ("Gattaca" USA 1997, reż Andrew Niccol)



Nie przepadam za manierą, która polega na tym że zagranicznemu tytułowi trzeba koniecznie dodać coś po polsku, najchętniej coś co kompletnie nic nie znaczy i nie ma z niczym związku, jak na przykład "szok przyszłości". Czemu to ma służyć? Nie wiem. Długo się zabierałem do tego filmu i mam nieco mieszane uczucia chociaż z przewagą pozytywnych. Piękne zdjęcia, nawet niezła historia, ciekawy choć mało wyjątkowy świat, w którym wszystko się toczy. Oba chłopaki całkiem udanie grają a i Uma Thurman całkiem fajna (a wobec niej również mam na ogół mieszane uczucia). Nie podobało mi się tempo filmu - raczej ślimacze, bardzo spokojne, może nastrojowe, dodatkowo spowalniane przez głos z offu. Owszem budowało to specyficzny klimat i jak najbardziej ma w tym przypadku sens jednak skłamałbym gdybym napisał że mnie to momentami nie męczyło. Inna sprawa że wszystko, mimo perturbacji, kończy się jednak dość banalnie. Mimo niedociągnięć jestem na plus, zadowolony że to wreszcie obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt0119177/

"Phantasm" (USA 1979, reż Don Coscarelli)



Ufff! Ciężko wytłumaczyć co tu się dzieje, temu kto tego nie widział. Z drugiej strony myślę że ci, którzy widzieli tez nie są jednogłośni. Pierwsze 30 minut zwiastuje całkiem niezły horror z demonicznym grabarzem, w roli głównej jednak okazuje się że ciężko sobie wyobrazić w jak daleką stronę potem to wszystko popłynie. Są tu na przykład całe zastępy modyfikowanych, podziemnych karłów, jest także latająca kulka co wierci dziury w głowie, jest palec w zielonym śluzie, który zmienia się w latającego żądnego krwi stwora - wiem, ciężko to wszystko pojąć. Końcówka filmu też z grubsza polega na tym że sami nie wierzymy czy to widzieliśmy naprawdę. Mocna rzecz choć raczej dla koneserów.

http://www.imdb.com/title/tt0079714/

"The Brides of Fu Manchu" (Wielka Brytania / Niemcy Zachodnie 1966, reż Don Sharp)



Christopher Lee to jest jeden z tych kolesi, co jak są na ekranie to mogę na nich patrzeć i patrzeć. Nawet jak jest przebrany za Chińczyka. Jego ekspresja jest doskonała a zamiary żeby władać światem przy pomocy destrukcji są przeokrutne. Owszem, momentami akcja zwalniała i mimo tego że całość trwa 94 minuty to miałem wrażenie że chwilami nieco wszystko siada. Z drugiej strony prawda jest taka że wtedy filmy miały taki rytm. Im szybciej uda nam się z tym pogodzić tym lepiej się będziemy bawili. Na okrasę mamy sporo pięknych dziewcząt, eleganckie samochody, eleganckich dżentelmenów i międzynarodową intrygę. Nie jest to rozrywka na miarę XXI wieku, raczej stary kotlet warty odgrzania. Jakimś cudem zachował wiele wartości odżywczych.

www.imdb.com/title/tt0060188/

"Running Out of Time" ("Am Zin" Hong Kong 1999, reż Johnnie To)



Wcale niemłody Andy Lau wygląda w tym filmie na totalnego szczawia co trochę sprawia że nie do końca jest wiarygodny jako umierający na raka przestępczy geniusz. Śmiałem się też z tego że zawsze, gdziekolwiek on wsiada do autobusu to spotyka w nim tę samą dziewczynę. Tutaj scenarzysta odrobinę przesadził. Poza tym wszyscy zdrowi a film wystarczająco atrakcyjny, żeby się chciało przed nim siedzieć. Świetnie pokazana jest policja - głównie jako banda niekompetentnych, donoszących na siebie nieudaczników (świetny zestaw ról drugoplanowych) - na ich tle naprawdę fajny główny bohater, inspektor/negocjator jest niczym James Bond. Sporo ładnych zdjęć słonecznego Hong Kongu, fajnie obmyślana intryga, nienajgorsze dialogi, mówiąc najprościej - mimo drobnych niedociągnięć to bardzo przyzwoite kino.

www.imdb.com/title/tt0216165/

"Sherlock Holmes: Gra cieni" ("Sherlock Holmes: A Game of Shadows" USA 2011, reż Guy Ritchie)



Pierwszy Sherlock Holmes według Guya Ritchie'go podobał mi się bardziej, głównie z tego względu że miał mroczniejszą, bardziej nasyconą grozą atmosferę. Tu już tak nie jest, co jednak nie znaczy że jest jakoś słabo. Chodzi o uratowanie świata przed wielkim zbrojnym konfliktem co jest o tyle fajne że wszyscy wiemy że konflikt zostanie jedynie odwleczony o dwadzieścia kilka lat. Czarny charakter jest odpowiednio zły a arsenał jego sztuczek wystarczająco widowiskowy. Wszystko opowiedziane jest nam w sposób znany z pierwszej części: ze zwolnieniami, głosem z offu, zbliżeniami na widziane wcześniej a potrzebne do dedukcji detale, z odpowiednio efektownymi walkami (akcja w pociągu świetna!), ciętymi dialogami, i bardzo wysokim tempem akcji. Lubię takie kino więc gdybym nie widział poprzedniego Sherlocka to byłbym zachwycony - bo wiem, że jest dobrze ale można jeszcze lepiej.

www.imdb.com/title/tt1515091/

"The Ghost Galleon" ("El buque maldito" Hiszpania 1974, reż Amando de Ossorio)



Nie wiem jak to jest ale niektóre filmy z serii o zombich tego pana mi bardzo pasują a inne nie. Ten akurat całkiem daje radę. Historia jest o tym że na morzu pojawia się statek widmo i w wyniku splotu zdarzeń trafiają na niego, mówiąc najprościej: modelki, ich agenci oraz pewien profesor. Oczywiście wiadomo że całość zamyka się w pytaniu: kto przetrwa? Zombie-trupy są bardzo fajne - stare, sczerniałe i solidnie nadgniłe, ubrane w kolczugi i kaptury. Kolejny raz - jak w pozostałych znanych mi częściach serii, muzykę napisał Antón García Abril i kolejny raz jest świetna. Poza tym mnóstwo kaszany - sam scenariusz dziurawy jak szwajcarski ser, postacie okropnie sztuczne (profesor oceanograf jest w końcu profesorem więc zna się także na starożytnych rytuałach), montaż i wszelkie efekty okropnie tanie, takież aktorstwo. Aby nikt nie miał wątpliwości - grozy mamy minimum, chociaż kilka fajnych scen jest (szczególnie końcówka jak wychodzą z wody). Oczywiście - całkiem mi się to podobało ale mam tez świadomość jak bardzo zły jest to film.

http://www.imdb.com/title/tt0071256/

wtorek, 25 grudnia 2012

"Prorok" ("Un prophète" Francja / Włochy 2009, reż Jacques Audiard)



Bardzo lubię, kiedy film trwa dwie i pól godziny a ja nie mam czasu ziewnąć bo ciągle się coś dzieje. Od dawna się zabierałem i wreszcie się udało i oczywiście "Prorok" jest absolutnie warty polecenia. Bardzo dobrze zrobiony, pod wieloma względami szalenie ciekawy, zasłużenie obsypany nagrodami, no nie ma co się rozpisywać - trzeba się nastawić na dwuipółgodzinną wizytę w więzieniu, włączyć i obejrzeć. Nie jest to tak przygniatający film jak na przykład "Symetria" więc nie wpędza widza w depresję na kolejnych kilka dni. Na pewno obejrzę jeszcze nie raz.

http://www.imdb.com/title/tt1235166/

"The City of Violence" ("Jjakpae" Korea Południowa 2004, reż Seung-wan Ryoo)



Obejrzałem i od tamtej pory zastanawiam się czy to fajne i chyba jednak w porządku. Jest sporo dobrych momentów i nawet nadająca się intryga - o tym że ginie pewien facet a jego koledzy z młodości (w tym lokalny gangster i policjant) postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i co się potem okazuje. A okazuje się dosyć ciekawie, więc dobrze się na to patrzy tym bardziej, że postacie są całkiem wyraziste a zdjęcia pokazujące prowincjonalną Koreę też okropnie ciekawe. Co mi przeszkadzało to kilka przydługawych retrospekcji oraz zbyt duży natłok zbyt przewidywalnych, przez co nudnych walk, na zasadzie jeden lub dwóch kontra cały tłum, jak w grze komputerowej. Nie wiem czemu mi to nie pasowało - czasami się to w azjatyckich filmach udaje czasami nie - tutaj nie. Ogólne rozwiązanie intrygi, czy może raczej motywacja głównego winowajcy to też poziom raczej liceum, w którym się ten pan najwyraźniej zatrzymał. A poza tym to jak wspomniałem wyżej: nawet dało radę. Można popatrzeć.

www.imdb.com/title/tt0821470/

sobota, 22 grudnia 2012

"Sexual Parasite: Killer Pussy" ("Kiseichuu: kiraa pusshii" Japonia 2004, reż Takao Nakano)



Cztery słowa zawarte w tytule wyjaśniają raczej wszystko. Rozkosznie tani, niby-horror o piątce nastolatków, którzy trafiają do opuszczonego domu gdzie uwięziona jest kobieta zarażona niczym innym jak właśnie tytułowym pasożytem, znanym także jako Vagina Dentata. Czy naprawdę trzeba pisać cokolwiek więcej? Tania lokacja po której porusza się kilkoro słabych aktorów, mało sensowny scenariusz, nieistniejące oświetlenie, dużo golizny momentami przechodzącej de facto w soft porno, sporo krwi, tanie efekty i oczywiście co najważniejsze - jest komicznie a nie strasznie. Naprawdę: momentami wyłem ze śmiechu. Bardzo inspirująca rzecz! Na szczęście wszystko trwa ledwo godzinę dzięki czemu nie robi się męczące. Idealny film.

http://www.imdb.com/title/tt0434125/

"Violent Professionals" ("Milano trema - la polizia vuole giustizia" Włochy 1973, reż Sergio Martino)



Teoretycznie wszystko powinno być świetnie: oto mamy przesadnie brutalnego gliniarza, którego szefa ktoś wysyła na tamten świat. Gliniarz postanawia go pomścić i w tym celu musi się wkręcić w przestępcze struktury przez co chwilami jest jeszcze bardziej niemiły dla wszystkich wokoło. Jak zwykle niebezpieczeństwo czai się za rogiem i z początku niełatwo przekonać półświatek jednak po nitce do kłębka udaje się dojść do szalenie zaskakującego rozwiązania. Główny bohater jest okropnie śmieszny - taki oldschoolowy przystojniak a do tego brutal - zabawne połączenie. To co mi się podobało w tym filmie stuprocentowo to pochodzące z epoki: doskonała muzyka i małe samochody z wysoko umieszczonym środkiem ciężkości. Mamy szanse popatrzeć na kilka pościgów i momentami naprawdę fajnie to wyszło. Z kolei najmniej podobał mi się montaż, od którego czasami bolą zęby. Jak ktoś chce i lubi takie klimaty to obejrzy ale raczej nie uważam żeby to było dzieło godne polecenia przeciętnemu zjadaczowi chleba. Są i lepsze filmy giallo i lepsze filmy Sergio Martino.

 http://www.imdb.com/title/tt0070393/

"Whiteout" (USA / Kanada / Francja 2009, reż Dominic Sena)



Czytałem komiks, na podstawie którego powstał ten film więc naturalnie byłem ciekaw efektu. Przyznam że się udało: dokładnie tak jak komiks, "Whiteout" w wersji filmowej to zgrabny, wartki kryminał osadzony w atrakcyjnych dla widza i dla samej opowieści warunkach arktycznych. Historia jest dość prosta co nie znaczy że nieciekawa, postacie i plenery w porządku. Jest fajna scena z grzebaniem w trupie i fajna scena walki w śnieżycy. Nie żeby to było jakieś arcydzieło ale po prostu dobrze się to ogląda jako sprawnie i atrakcyjnie zrealizowaną rzecz - identycznie jak komiks. Pasowało do pogody na zewnątrz.

www.imdb.com/title/tt0365929/

środa, 19 grudnia 2012

"Laputa - Castle in the Sky" ("Tenkû no shiro Rapyuta" Japonia 1986, reż Hayao Miyazaki)



Hayao Miyazaki to człowiek-instytucja więc biorąc się do oglądania wiedziałem że będzie to nie lada uczta i tak też się stało. Potem spojrzałem na datę produkcji i dotarło do mnie że ten film ma ponad ćwierć wieku! No pięknie! W trzech słowach: Czapki z głów! Historia to typowa dla autora baśniowa opowieść - pojawia się tu dziewczynka, która posiada kamień. Z powodu kamienia ścigają ją zarówno podniebni piraci jak i agenci rządowi wraz z armią. Dziewczynkę znajduje chłopiec, który marzy o odnalezieniu tytułowego miasta-legendy. Są spektakularne podniebne i kolejowe pościgi, jest magia i jest przeznaczenie. Jest także szalenie spektakularne rozwiązanie całej sytuacji gdzie mądrość i dobro zwyciężają chociaż w pewien nieoczywisty sposób - jak zawsze u tego Pana. Wiadomo że to rzecz zdecydowanie warta obejrzenia jeśli się ma 7 lat lub więcej.

http://www.imdb.com/title/tt0092067/

"Murder by Contract" (USA 1958, reż Irving Lerner)



Kolejny elegancki przykład na to jak przy niewielkich środkach osiągnąć maksimum efektu. Claude jest koleżką, który aby lepiej żyć postanawia zostać płatnym zabójcą. Bardzo profesjonalnie podchodzi do tematu więc idzie mu świetnie, do tego stopnia że zostaje wysłany na lukratywny kontrakt na odległe Zachodnie Wybrzeże. Wszystko idzie jak z płatka aż okazuje się że celem jest kobieta. Dzięki takiemu ustawieniu sprawy przez twórców, napięcie godne najlepszych filmów noir jest gwarantowane. Szalenie podoba mi się główny bohater, jego pewność siebie i bezczelne podejście do niektórych spraw. Doskonałą, stylową parę stanowią towarzyszący mu lokalni gangsterzy. Fabuła bardzo ciekawie się rozwija i do samego końca nie wiemy co i komu się uda. Od pierwszych scen czułem że to dobre i tak było do samego końca.

http://www.imdb.com/title/tt0051959/

"Ghosts of Cité Soleil" (Dania / USA 2006, reż. Asger Leth + Milos Loncarevic)



W 2004 roku Haiti opuścił dyktator Aristide. W telewizyjnych wiadomościach można było usłyszeć że "bojówki wierne prezydentowi wciąż walczą z oddziałami rebeliantów". Otóż dokument ten przedstawia nam dwóch z pięciu szefów owych bojówek - braci gangsterów z kilkusettysięcznych slumsów. Opłacani i wyekwipowani przez dyktatora tworzyli oni ekipy, których zadaniem było utrzymywanie porządku w slumsach co de facto oznaczało uciszanie wszelkich społecznych niepokojów przy użyciu przemocy. Na starcie wprawił mnie w osłupienie fakt że jeden z braci przyjął ksywkę 2Pac i zajął się rapowaniem o swoim gangsterskim życiu. Widzimy go gdy wozi się po swoim rewirze i nie wyjmując jointa z ust, pokazuje jak kontroluje morze baraków z tektury i blachy. Od początku filmu wiadomo że wszystko dąży do tragicznego końca. Młodzieńcy zdają sobie z tego sprawę, z ich postawy bije świadomość że umrą młodo, a w miarę zbliżania się do miasta wojsk rebeliantów staja się coraz bardziej nerwowi, brutalni i coraz bardziej miotają się jak szczury w klatce swojego getta. Po polsku znany jako "Miasto Słońca", jest to zdecydowanie warty obejrzenia film. Bądź co bądź dokumentuje on życie osób, które nosząc baseballowe czapeczki i koszulki koszykarzy NBA miały realny wpływ na krótką historię swojego kraju.

http://www.imdb.com/title/tt0479046/

"Brighton Wok: The Legend of Ganja Boxing" (Wielka Brytania 2008, reż Gabriel Howard)



Takie produkcje powinny mieć wielkie ostrzegawcze napisy "Uwaga! film zupełnie nie na serio!" bo ktoś, kto spodziewa się czegoś minimalnie poważnego będzie ogromnie rozczarowany. Sprawa wygląda tak, że w miasteczku pojawia się Zły Ninja ze swoją bandą, bierze wszystkich za mordy a głównego bohatera, na którym oczywiście ciąży tajemnica z przeszłości, wypędza. Ten znajduje mistrza tajemnej sztuki Ganja Boxing i powraca aby uwolnić miasteczko. Mówiąc krótko: tradycyjny schemat filmu kung-fu. Dowcip leży w tym że wszystko się dzieje we współczesnym Brighton&Hove, Zły ma na imię Vafan Cuolo, zioło jest palone na kilogramy, mistrz jest bezczelnie przebranym białasem i scena po scenie atakuje nas natłok podobnych głupot. Ja się przy tym solidnie wybawiłem ale wiem że to kompletna szmira i że wielu nie tknęło by tego choćby kijem. Krew jest głównie komputerowa - nie zostaje na ostrzach ani na ubraniach.

http://www.imdb.com/title/tt1233253/

wtorek, 18 grudnia 2012

"Dracula" (USA / Wielka Brytania 1979, reż. John Badham)



Spojrzałem na tytuł, datę produkcji i kilka obrazków z pięknymi studyjnymi zdjęciami więc spodziewałem się zabawnej kiszki i srodze się zawiodłem. To jest całkiem dobry "Dracula"! Rasowy, solidny, trzymający w napięciu - aż sam byłem w szoku jak się to dobrze oglądało i jak fajnie wszystko jest zrobione. Scena kiedy Hrabia rozmawia z Lucy przy świecach wbiła mnie w fotel! W ogóle muszę przyznać że tytułowy bohater grany przez anonimowego dla mnie dotąd aktora wypada zdecydowanie na plus - jest odpowiednio mroczny, odpowiednio egzotyczny oraz odpowiednio romantyczny i uwodzicielski. Nie odstaje także reszta ekipy a szczególnie kilka postaci drugoplanowych: odpowiednio obleśny, jedzący karaluchy Renfield, dwie piękne dziewczyny czy Van Helsing grany przez Laurence'a Oliviera. Kawał dobrej roboty. Bardzo się cieszę że to obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt0079073/

środa, 12 grudnia 2012

"Fires on the Plain" ("Nobi" Japonia 1959, reż Kon Ichikawa)



Bardzo mocna rzecz. Akcja się dzieje pod koniec Drugiej Wojny Światowej na Filipinach skąd wycofują się wycieńczeni japońscy żołnierze. Głód, choroby, nędza i wojenny chaos zobrazowane są naprawdę przerażająco. W pierwszych sekundach filmu główny bohater dostaje rozkaz żeby się zabić (dają mu granat) jeśli nie zostanie przyjęty do szpitala ponieważ kaszle krwią i nie ma dla niego jedzenia. A potem jest już tylko gorzej. Oprócz kilku krwawych scen mamy także spore połacie terenu zasłane trupami i lodowatą grozę kiedy na jaw wychodzi kanibalizm. Wiszące nad bohaterem fatum wiedzie go ku dramatycznemu finałowi a przez całą drogę ewakuacji widzimy jak popada on w coraz większą apatię widząc co się dzieje dookoła. Zdecydowanie dobre choć nie dla każdego i nie na każdy moment.

 http://www.imdb.com/title/tt0053121/

"Brute Force" (USA 1947, reż Jules Dassin)



Klasyczny film z klasycznym tematem. Otwierająca ulewa i statyczne ujęcia więziennych murów na samym starcie nieźle wprowadzają w nastrój. Burt Lancaster jest jednym z osadzonych a oś konfliktu przebiega między nim a sadystycznym naczelnikiem więzienia. Oczywiście jest coraz gorzej a napięcie rośnie ponieważ planowana jest ucieczka zatem widz do samego niemal końca stawia sobie pytanie "Uda się czy się nie uda?" i muszę przyznać że bardzo umiejętnie są nasze wątpliwości prowadzone i wywoływane. Oprócz głównych antagonistów świetne są tez postacie drugoplanowe z więziennym lekarzem na czele. Idealna rzecz na jesienny wieczór.

http://www.imdb.com/title/tt0039224/

czwartek, 6 grudnia 2012

"Invasion of Astro-Monster" ("Kaijû daisensô" Japonia 1965, reż Ishirô Honda)



Czy może mi się nie spodobać film polegający na tym, że ludzkość podróżując przez kosmos trafia na inną rozumną rasę, która chce od naszych wypożyczyć Godzillę i Rodana (to ten wielki skrzydlaty potwór) aby rozwiązać swoje problemy z okrutnym "Monster Zero", co to sieje spustoszenie na ich Planecie X? A co gdyby na dodatek się okazało że tak naprawdę ci wstrętni kosmici knują podły spisek aby nas zniewolić? Oglądałem i piszczałem z zachwytu. Wiadomo że najlepsze sceny to te gdzie dorośli faceci w gumowych kostiumach tarzają się po eleganckich makietach. Do tego obowiązkowy bonus w postaci laserowo-elektrycznych efektów specjalnych. Kocham to.

http://www.imdb.com/title/tt0059346/

niedziela, 2 grudnia 2012

"Zombie Honeymoon" (USA 2004, reż David Gebroe)



Wreszcie film, w którym solidnie leje się sporo juchy. Kameralna opowieść o małżeństwie, które wyjeżdża nad ocean na miesiąc miodowy. Pech chce że pierwszego dnia na niego napada zombie co sprawia że świeżo upieczony mąż na dziesięć minut umiera po czym zaczyna przeistaczać się w wiadomo co. Przyznać trzeba że charakteryzatorzy spisali się bardzo dobrze - zgnilizna wyłazi stopniowo i Danny transformuje się w zombiego bardzo wiarygodnie. Mimo że widać że to dość tani film to jednak naprawdę nienajgorzej się go ogląda. Główna kwestia - czy on zje też ją czy może raczej jej się uda - jest całkiem umiejętnie rozegrana pośród ich marzeń o wspólnej szczęśliwej przyszłości i można powiedzieć że do końca nie jesteśmy tego pewni. Jak ktoś lubi taki temat to spokojnie może obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt0399934/

"And Soon the Darkness" (USA / Argentyna / Francja 2010, reż Marcos Efron)



Z jednej strony nie ma tu zbyt wielkich zaskoczeń i kilka momentów jest banalnych a do paru rzeczy da się przyczepić. Z drugiej strony można powiedzieć że całość jest nawet sprawnie zrealizowana, aktorstwo nienajgorsze, obrazki ładne, montaż udany - niby nic złego. Historia jest o tym że dwie Amerykanki, typowe naiwne turystki, jeżdżą po Argentynie na rowerach aż w końcu trafiają na okolicę gdzie samotnym dziewczętom zdarzała się w przeszłości krzywda i właśnie tam się rozdzielają. Najbardziej irytująca jest postać imprezowiczki Ellie, moim zdaniem za mocno przerysowana, przez co niezbyt wiarygodna, wręcz głupia i nie do odratowania nawet mimo niewątpliwej urody aktorki. Jak tylko się dowiedziałem że to remake starego filmu to postanowiłem i jego obejrzeć. Choć nowy nie jest jednoznacznie zły to na pewno stary jest lepszy.

http://www.imdb.com/title/tt1391034/

"A Chinese Ghost Story" ("Sien nui yau wan" Hong - Kong 1987, reż Siu-Tung Ching)



To jeden z tych filmów, których tytuł, czas i miejsce produkcji nie pozostawiają najmniejszych złudzeń co do jego zawartości. Do mnie tego rodzaju kino jak najbardziej przemawia - spektakularne walki, tajemnicza klątwa, romans skazany na niepowodzenie - wszystko to jak najbardziej siedzi tu na miejscu, trzyma się konwencji, nie nudzi, zaskakuje, kiedy trzeba to nawet bawi i po prostu sprawia mi przyjemność. Wiadomo że nie umierałem ze strachu ale nastrój całego filmu jest naprawdę bardzo w porządku. Zdecydowanie najfajniejsze ze wszystkiego jest to jak ucharakteryzowano Mistrza Miecza (broda!) chociaż muszę przyznać że scena kiedy ginie główny zły również robi ogromne wrażenie. Koniecznie też należy zaznaczyć że główny bohater ma świetny plecak. Dobrze że powstały części 2 i 3 to wiem co obejrzę w najbliższym czasie.

http://www.imdb.com/title/tt0093978/

środa, 21 listopada 2012

"Niepotrzebni mogą odejść" ("Odd Man Out" Wielka Brytania 1947, reż Carol Reed)



Mam nieco mieszane uczucia więc nie za bardzo wiem jak się wyrazić. Rzecz dzieje się w Irlandii tuż po wojnie a akcja dotyczy irlandzkich bojowników, którzy aby zdobyć pieniądze dla organizacji robią napad. Osadzenie całej opowieści w takich a nie innych realiach bardzo mi się podoba, podoba mi się także to jak historia jest opowiedziana, podobają mi się postacie (choć nie wszystkie) i ogólny niewesoły klimat. Z drugiej strony kilka rzeczy wydało mi się bardzo dziwnych - przede wszystkim zachowanie konspiratorów, które strasznie pachniało totalną amatorką a momentami wręcz szczeniackim egoizmem. Inna sprawa że cała opowieść polega na tym że napad nie poszedł jak trzeba w wyniku czego szef komórki wpada w poważne tarapaty i z każdą minutą coraz bardziej okazuje się że historia będzie dotyczyć tylko tego czy mu się uda czy nie. Nie mogę powiedzieć że się rozczarowałem bo film jest naprawdę przyzwoity i nawet trzyma w napięciu jednak naprawdę spodziewałem się że będzie lepszy.

http://www.imdb.com/title/tt0039677/

wtorek, 20 listopada 2012

"Komando Smoka" ("Mang lung" Hong Kong / Chiny / USA 2005, reż Daniel Lee)



Tak strasznie żenującego filmu dawno nie widziałem. Wszystko jest absolutnie źle i nawet nie jest odrobinę zabawnie. Niby są tu jacyś policjanci, jacyś agenci Interpolu i jacyś gangsterzy czy też najemne zabijaki jednak nie chodzi za bardzo o nic. Montaż fatalny - generalnie im szybciej toczy się akcja tym mniej wiadomo co się dzieje, dialogi między tekturowymi postaciami absolutnie żenujące, każda precyzyjnie zaplanowana akcja już na starcie zmienia się w bezładną strzelaninę i pełny chaos podczas którego w kluczowych momentach każdy (naprawdę każdy) ma chwile kiedy wspomina swoją przeszłość przy pomocy oderwanej od wszystkiego retrospekcji. Całość rozpoczyna się niezbyt sensowną prezentacją bohaterów i jest podzielona na pretensjonalnie zatytułowane rozdziały ("Tygrys liże rany"). Na szczęście oglądałem to w bardzo dobrym towarzystwie przy wsparciu zabawowych substancji więc śmiechu było co nie miara. Samotnie bym nie dał rady bo tak naprawdę to jest smutne a nie śmieszne.

http://www.imdb.com/title/tt0446313/

sobota, 17 listopada 2012

"99 franków" ("99 francs" Francja 2007 reż. Jan Kounen)



Francuska komedia o zblazowanym kolesiu pracującym w agencji reklamowej jako gwiazdor copywriter. Sypie się mnóstwo koksu, pędzą szybkie samochody i degrengolada się pogłębia aż do pewnego kluczowego momentu. Film jest bardzo fajnie zrobiony - narracja, przejścia pomiędzy scenami, montaż, animacje, zdjęcia - wszystko sensowne i pomysłowe więc szalenie dobrze się na to patrzy. Nie ma momentów nudy a końcówka na pewno nie pozostawia widza obojętnym. Ktoś kto pracował w agencji reklamowej będzie w stanie dodatkowo docenić trafną szyderę (świetne sceny spotkań z klientem). Nawet odrobinę za wiele dowcipów o masturbacji nie zepsuło mi ogólnie dobrego wrażenia. W fotel mnie może nie wgniata ale to zdecydowanie udana rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0875113/

wtorek, 13 listopada 2012

"Kaukaska branka" ("Kavkazskaya plennitsa, ili Novye priklyucheniya Shurika" ZSRR 1967, reż Leonid Gaidai)



Ciepła i krótka, radziecka komedyjka o tym jak pewien młody naukowiec jedzie na Kaukaz badać tamtejsze zwyczaje. Szybko się okazuje że większość rytuałów dotyczy picia alkoholu i wokół tegoż kręci się również większość dowcipów. Nasz bohater szybko zostaje wrobiony w porwanie w kaukaskim stylu, z którego potem próbuje się wyplątać. Oczywiście porwaną jest piękna i skromna dziewoja, która ogromnie się naukowcowi podoba a brak trzeźwości nie ułatwia podejmowanych działań. Jeden slapstickowy gag goni drugi, jest dużo biegania w przyśpieszonym tempie i przesadzonej ekspresji. Nie mogę jednak powiedzieć żeby mi to jakoś przeszkadzało - ot taki styl z przymrużeniem oka - ktoś przyjął i konwencja komuś może pasować lub nie. Dla mnie to miło spędzonych osiemdziesiąt minut.

http://www.imdb.com/title/tt0060584/

poniedziałek, 12 listopada 2012

"The Tomb of Ligeia" (Wielka Brytania 1964, reż Roger Corman)



Vincent Price jest taki genialny! Tym razem znów gra (i to jak!) wdowca przytłoczonego stratą żony, a tak naprawdę stojącego z tego powodu na granicy obłędu. Oczywiście wszystko zaczyna się w chwili gdy poznaje piękną młodą damę, którą jak się okazuje, potrafi obdarzyć uczuciem. Ta zostaje jego żoną i po kolei z coraz większym przerażeniem odkrywa mroczną tajemnicę gospodarza. Wszystko tu jest świetne - lokacja, czerwień odzieży, niesamowite emocje prezentowane przez głównego bohatera. Jest rozkopywanie grobu podczas nocnej burzy, jest czarny kocur, są pajęczyny i kominek w wielkiej posiadłości. Jest wszystko czego trzeba. Kolejna oglądana przeze mnie adaptacja E.A.Poe kręcona przez Rogera Cormana, która od razu wskakuje na bardzo wysoką pozycję w rankingu "kino grozy". Nie zepsuje tego nawet pocieszny cień skradającego się kota. Jaram się tym filmem strasznie.

http://www.imdb.com/title/tt0059821/

"Kołysanka" (Polska 2010, reż Juliusz Machulski)



Nie pamiętam kiedy ostatni raz oglądałem polską komedię, przy której naprawdę bym się śmiał - a tu proszę jaka miła niespodzianka! Ogólnie "Kołysanka" to trochę dziwny film - mocne makijaże czy długie ujęcia mogą sprawiać wrażenie że przyjęta w nim konwencja jest trochę przesadzona jednak jak dla mnie wszystko siedzi na miejscu. To zdecydowanie bardziej komedia niż film grozy nie tylko ze względu na sposób opowiedzenia historii ale o samo potraktowanie tematu wampiryzmu. Sporo naprawdę bardzo fajnych scen - szczególnie te w piwnicy okropnie mnie bawiły. Bardzo fajnie opowieść jest nam przedstawiana i ciekawie się wszystko rozkręca. Podoba mi się że członkowie rodziny pojawiają się w kadrze niemal zawsze znienacka. Zakończenie może też jest trochę przesadzone, może zwiastujące kolejną część, kto wie? Naprawdę się tym filmem zaskoczyłem i bardzo się z tego cieszę. Tata mi dał do obejrzenia.

http://www.imdb.com/title/tt1623753/

"Think Fast, Mr. Moto" (USA 1937, reż Norman Foster)



Wpadła mi w ręce cała kolekcja filmów z Mr Moto więc postanowiłem dać szansę pierwszemu z nich - okazało się że zdecydowanie warto. Krótki (70 minut), zgrabny kryminał w starym, eleganckim, raczej familijnym stylu, gdzie znakomity Peter Lorre gra tajemniczego dżentelmena znajdującego się w samym środku międzynarodowej intrygi. Są gangsterzy, są diamenty, są trupy, jest romans podczas transoceanicznego rejsu i jest też, jakże by inaczej, zagadka do rozwikłania. Naprawdę strasznie dobrze się to oglądało. Ciężko napisać co najfajniejsze, poza oczywiście odtwórcą głównej roli, który zdecydowanie rozbija bank. Koniecznie trzeba sprawdzić przepis na stawiający na nogi drink!

 http://www.imdb.com/title/tt0029660/

czwartek, 1 listopada 2012

"Sobowtór" ("Kagemusha" Japonia 1980, reż Akira Kurosawa)



Jeśli miałbym opisać to jednym słowem to byłoby to słowo "super!". Historia jest o tym jak to jeden prostak i złodziej okazuje się podobny do pewnego możnego pana samuraja w związku z czym zostaje wykorzystany jako jego sobowtór w ciężkich czasach wojny. Intryga bardzo wciągająca, zdjęcia przepiękne, świetna narracja, aktorstwo wyśmienite, mamy też kilka autentycznie zabawnych momentów. Strasznie ciekawie pokazana końcowa wielka bitwa; w ogóle dość mało przemocy a więcej knowań co oczywiście wychodzi tylko na dobre. Rewelacyjna jest też sekwencja snu. Jedyna krew pojawia się na końcu w postaci kilku pochlapanych farbą ubrań. Długie ale nie nużące (chociaż oglądałem okrojoną o 18 minut wersję dla Amerykanów). Dokładnie na taki film miałem ochotę i wszystko się świetnie udało. Powtórzę: super!

http://www.imdb.com/title/tt0080979/

niedziela, 28 października 2012

"Skyfall" (Wielka Brytania / USA 2012, reż Sam Mendes)



Z ostatnich trzech bondów ten podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Wszystko w zasadzie powróciło na swoje miejsce. Jest określona misja, jest dziewczyna i jest konkretny czarny charakter. Zdjęcia plenerowe zapierają dech w piersi (Szanghaj czy szkockie plenery są przepiękne), dialogi oczywiście bardzo dobre a udanie sfilmowane wszelkie mrożące krew w żyłach spektakularne przygody sprawiają że patrzy się na to bardzo dobrze (znów Szanghaj nocą się kłania i akcja z opłaconym morderstwem w światłach reklam). Podoba mi się też to, że twórcy nie są ślepi na upływ czasu i udanie graja tym tematem. Chyba jedyne na co się skrzywiłem to sekwencja początkowych napisów - jakaś taka marna mi się wydała. Dziewczyna złego - Bérénice Marlohe naprawdę dobra ale prawda jest taka że to Javier Bardem kradnie wszystkim show. Tylko dla tego co on tu wyprawia warto obejrzeć "Skyfall". Chyba nieco zaskakująca końcówka też mi się podobała i już czekam na kolejną część.

http://www.imdb.com/title/tt1074638/

piątek, 26 października 2012

"Tobruk" (Czechy / Słowacja 2008, reż Václav Marhoul)



Trochę byłem zdziwiony tematem: żołnierze niepodległej Czechosłowacji walczą po alianckiej stronie w Afryce(!). Fabularnie nie jest to może nic spektakularnego - dość typowa, całkiem sprawnie pokazana wojenna historia, w której dialogi mogły by być o niebo lepsze. Z kolei po stronie plusów znajdziemy sporo bardzo ładnych zdjęć, zarówno jeśli chodzi o pustynne pejzaże jak i sceny z walką i wybuchami. Jak to w takich filmach bywa od początku się zastanawiamy kto i jak szybko zginie a nasza ciekawość zostaje niebawem zaspokojona. Jest facet z urwanymi nogami, jest stary wysuszony trup i kilka innych smakowitych wojennych obrazków. Hełmu to wszystko raczej nie zrywa ale jak ktoś lubi to można obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt1224376/

"The Lady from Shanghai" (USA 1947, reż Orson Welles)



Całkiem jeszcze niegruby Orson Welles i partnerująca mu Rita Hayworth zapewnili mi półtorej godziny znakomitej rozrywki. On jest irlandzkim marynarzem, którego dopada fatum w postaci zauroczenia nią. Ona oczywiście ma bogatego i starego męża, z którym wspólnie płyną w rejs zatrudniając wcześniej Orsona. Po jakimś czasie wszystko się solidnie zagęszcza - pojawia się jeden i drugi trup a sytuacja głównego bohatera staje się bardzo, bardzo krucha. Czy muszę pisać jak fajnie to wszystko nakręcone i przedstawione? Scena rozmowy w rekinarium czy końcówka w parku rozrywki - palce lizać. Świetny jest też prowadzący opowieść głos Wellesa, który słyszymy z offu. Klasyczne cinema-noir. Zdecydowanie bardzo dobre.

http://www.imdb.com/title/tt0040525/

"Szpieg" ("Tinker Tailor Soldier Spy" Francja / Wielka Brytania / Niemcy 2011, reż Tomas Alfredson)



Niestety strasznie zarżnąłem ten film oglądając go w mocno niesprzyjających warunkach. Ciągle coś lub ktoś mi przerywał i przeszkadzał - musiałem co chwilę pauzować, cofać, oglądać powtórnie niektóre sceny co skutecznie zabiło jakikolwiek rytm i napięcie oraz prawie do zera odarło całość z dramaturgii. Oczywiście film jest zdecydowanie udany - jak zwykle świetny Gary Oldman jako nie-do-końca-emerytowany pracownik MI6 szuka sowieckiego kreta w głównej siedzibie brytyjskiego wywiadu. Intryga bardzo fajnie się plącze i im więcej wiemy tym bardziej chcemy patrzeć co się dalej wydarzy. Zdecydowanie i bezapelacyjnie muszę to obejrzeć jeszcze raz - w spokoju od początku do końca.

http://www.imdb.com/title/tt1340800/

wtorek, 23 października 2012

"Catlow" (USA 1971, reż Sam Wanamaker)



Zupełnie nijaki western i nawet nie pomaga to że gra w nim Yul Brynner. Całość sprawia wrażenie zrobionej z minimalnym polotem w związku z koniunkturą na gatunek, dlatego znajdziemy tu luźno i jakby pospiesznie posklejane ze sobą figury obowiązkowe (pościgi, pejzaże, strzelaniny i Indian) które na dobrą sprawę ledwo ledwo łączą się w całość. Dzieje się tak wyłącznie z powodu postaci antagonisty, podczas gdy podstawowe zadanie głównych bohaterów pozostaje nierozwiązane. Oglądało się to dość przyjemnie do momentu kiedy zaczęło się okazywać że prowadzi to wszystko donikąd co wywołało zrozumiałe rozczarowanie. Nie było tylko napadu na pociąg.

http://www.imdb.com/title/tt0066900/

sobota, 6 października 2012

"Giallo a Venezia" (Włochy 1979, reż Mario Landi)



Rozkosznie zły film. Tak zły że aż nie wiem od czego zacząć. Nie ma on za bardzo sensu ani technicznie ani formalnie. Montażysta chyba wcześniej pracował jako drwal lub rzeźnik, scenariusz nawet jak na giallo jest kalką kalki kalki a dialogi strach wspominać. Ktoś na starcie ginie, ktoś szuka mordercy, ktoś morduje kogoś następnego. Aktorstwo też niesamowite - tu chyba liderem jest pomocnik prowadzącego śledztwo, który wygląda jak nieudany klon Kojaka. Sam inspektor z kolei w prawie każdej scenie je jajko na twardo. To taki jego dość szczególny trademark. Nie należy zapominać o solidnie wyeksponowanej goliźnie i to naprawdę ocierającej się o hard porno - reżyser ewidentnie delektuje się zbliżeniami włochatych bobrów, które to albo są pieszczone albo dźgane ostrym przedmiotem. Naprawdę jest srogo. Wiadomo - tego typu seans potrafi komuś odpowiednio nastawionemu dostarczyć dużo zabawy niemniej jednak nie należy się po "Giallo a Venezia" spodziewać niczaego dobrego. Ani troszeczkę.

http://www.imdb.com/title/tt0079207/

"The Inugami Family" ("Inugami-ke no ichizoku" Japonia 1976, reż Kon Ichikawa)



Na początku głowa bogatej rodziny umiera i zostawia dość złożony testament. Chwilę później ma miejsce pierwsze morderstwo a potem się robi coraz ciekawiej. Jest zamaskowany mężczyzna, jest bezstronny detektyw, są zazdrosne konkubiny, ich synowie i młoda a piękna dziewczyna, której nikt nie lubi a od której wszystko zależy. Ogólnie intryga przypomina mi trochę Agathę Christie a trochę filmy giallo - czyli dokładnie tak jak lubię - mroczne tajemnice z przeszłości, niejasne intencje, niepohamowana chciwość. Owszem, można powiedzieć że momentami wszystko się nieco dłuży, bo i film do najkrótszych nie należy (146 minut) jednak koniec końców nie mogę powiedzieć żeby wiało nudą. Fajnie się też patrzy tu na nakładające się na siebie starą i nową Japonię - jedni noszą garnitury i półbuty a inni kimona i geta. Strasznie ciekawie to wygląda. Dobra robota.

http://www.imdb.com/title/tt0074691/

"Brother" (Japonia / USA / Wielka Brytania 2000, reż Takeshi Kitano)



To jeden z tych filmów, która chciałem zobaczyć w zasadzie odkąd się ukazały i jakoś nigdy się nie złożyło. Wiadomo że jak ktoś lubi solidną porcję brutalnej gangsterki to zdecydowanie jest to rzecz warta obejrzenia bo wszystko jest zrobione naprawdę okazale i bardzo sprawnie. Jeśli chodzi o intrygę to jak niemal zawsze w takich przypadkach wszystko sprowadza się do jednego pytania: jak szybko oni wszyscy nawzajem się wymordują? Takeshi Kitano ucieka z Japonii do Ameryki gdzie prowadzi interesy jego brat i ku przerażeniu tegoż szybko zaszczepia tam swoje metody załatwiania spraw. Wiadomo że krew się malowniczo poleje i że świetnie się na to wszystko patrzy. Chętnie kiedyś obejrzę ponownie.

http://www.imdb.com/title/tt0222851/

sobota, 22 września 2012

"Le cercle rouge" (Francja / Włochy 1970, reż Jean-Pierre Melville)



Elegancki i stylowy kryminał ze śmietanką francuskich aktorów. Alain Delon ma wąsy a do tego zawsze zaciśnięte usta i ostre spojrzenie. Yves Montand gra zapijaczonego ex-policjanta a z kolei Bourvil jego znajomego ze szkoły policyjnej, który wciąż jest na służbie. Cała opowieść jest o tym jak jeden pan wychodzi z więzienia, drugi ucieka z konwoju, obaj przez przypadek spotykają się i planują spektakularny skok. Napięcie jest jak trzeba, akcja wciągająca, aktorstwo wiadomo - świetne a samochody przepiękne. Mimo że film trwa 140 minut to zupełnie nie wieje nudą. Strasznie się cieszę że to obejrzałem bo tęskniłem za solidnym kryminałem - w dzisiejszych czasach nie robi się kryminałów tylko filmy sensacyjne, gdzie zamiast na porządnie złożoną intrygę stawia się na wybuchy i strzelaniny. Rzecz zdecydowanie warta obejrzenia i polecenia.

http://www.imdb.com/title/tt0065531/

sobota, 15 września 2012

"The Thief" (USA 1952, reż Russell Rouse)



Szczególna to rzecz z tego względu że wszystko się odbywa bez jednego choć słowa dialogu. Wiadomo - są efekty i jest muzyka jednak prócz tego wszystko dzieje się w ciszy (a telefon dzwoni i dzwoni). Oczywiście natychmiast rodzi się pytanie: czy eksperyment się udał? Moim zdaniem całkiem tak. Może nie powala na kolana ale zdecydowanie satysfakcjonuje. Ray Milland jako naukowiec sprzedający obcemu mocarstwu nuklearne sekrety daje sobie bez problemu radę. Nie jest to może jakiś brawurowy wyczyn w jego wykonaniu ale też zupełnie nie ma się czego wstydzić. Zdecydowanym smaczkiem w filmie są zdjęcia robione na szczycie Empire State Building równo 60 lat temu. Naprawdę te sceny mnie zatkały. Sama końcówka należy niestety do tych romantyczno - propagandowych ale i tak nie psuje ogólnego wrażenia że to całkiem udany film.

http://www.imdb.com/title/tt0045230/

czwartek, 13 września 2012

"The Incredible Melting Man" (USA 1977, reż William Sachs)



Ponieważ zgodnie z tytułem film jest o gościu, który się rozpuszcza wiadomo że z definicji będzie tu sporo krwi - a to co chwila ściekają z niego kolejne warstwy mało apetycznych płynów, a to zostawi ucho na jakimś krzaku. Powód dla którego facet się rozpuszcza jest dość jasny - powrócił z wyprawy w kosmos gdzie został napromieniowany czymś paskudnym. Diagnoza lekarska jest dość jednoznaczna i pada w filmie po jakichś czterech, może sześciu minutach: "Musi zabijać i będzie zabijać". A dalej jest już z górki. Odgryzione ręce i policzki, dom na uboczu, generał z ciśnieniem i naukowiec, który jest głównym bohaterem filmu plus retrospekcje topniejącego nieszczęśnika dają nam sporo powodów do dobrej zabawy. Świetną mają też makatkę z kanciastym motylem na ścianie. Dokładnie taki film jak lubię.

http://www.imdb.com/title/tt0076191/

"Murder obsession" ("Follia omicida" Włochy / Francja 1981 reż Riccardo Freda)



Zanim minęła minuta projekcji pojawiły się pierwsze cycki. To dobra wróżba. Jeżeli dodam że motywacja głównego bohatera jest taka że kończą mu się szlugi i ponieważ chce coś z tym zrobić wplątuje się w aferę oraz że efekty specjalne przy rozrąbywaniu głowy siekierą i krajaniu człowieka piłą mechaniczną prezentują dokładnie ten poziom, przy którym jak dziecko klaszczę w dłonie to chyba wszystko będzie jasne. Jakby tego było mało występuje tu niemłoda już Anita Strindberg (która też chwali się swoimi wdziękami), lokaj gania w tiszercie i dżinsach a intryga ma wiele wspólnego z klasycznymi filmami giallo. Wspomnieć też należy o odpowiednio psychodelicznej sekwencji snu. Wisienką na torcie są ujęcia gdzie np rozmawiają trzy osoby i widoczne są one od kolan do szyi. Mniam. Wszystko co najlepsze.

http://www.imdb.com/title/tt0081286/

poniedziałek, 10 września 2012

"Dotyk zla" ("Touch of Evil" USA 1959, reż Orson Welles)



Gdybym miał opisać to dwoma słowami to byłyby to słowa: Wielkie Kino. Czysta przyjemność oglądania, wszystko absolutnie dopracowane i na miejscu. Patrze na to i myślę sobie "To jest do jasnej, produkcja filmowa! Po co komu te wszystkie komputery i kosmiczne efekty?!". Każda scena idealnie oświetlona, świetnie zaplanowane i obmyślane ujęcia, fantastyczna gra planami, znakomici aktorzy - można strasznie długo kwilić z zachwytu . Do tego dochodzi bardzo ciekawa i mroczna intryga ulokowana na amerykańsko - meksykańskim pograniczu. Morderstwa, korupcja, porwania - Charlton Heston to główny dobry, Orson Welles to jak szybko się okaże - główny zły (i jest w tym naprawdę doskonały). Do tego należy wspomnieć o stuprocentowej damie jaką jest żona dobrego oraz o plejadzie opryszków i policjantów, którzy tworzą doskonałe tło. Absolutnie godne polecenia. Klasyk.

http://www.imdb.com/title/tt0052311/

"Bloody Birthday" (USA 1981, reż Ed Hunt)



Zaczyna się tym, że podczas szczególnego zaćmienia rodzi się trójka dzieci. Kolejna rzecz to skok w przód o dziesięć lat i morderstwo na cmentarzu. Potem jest coraz fajniej. Dość szybko widz orientuje się kto stoi za tą i kolejnymi zbrodniami chociaż pozostałe osoby dramatu mają z tym nieco zagwozdkę. Pozbawiona sumienia trójka dziesięciolatków całkiem nieźle sobie radzi - zarówno jeśli chodzi o sprawne strzelanie z łuku czy z pistoletu, o oszukiwanie wszystkich dorosłych czy o brak jakichkolwiek wyrzutów. Najlepsza chyba jest blond dziewczyneczka, która za pieniądze pozwala podglądać swoją starszą siostrę przez dziurkę w szafie. Ona też najfajniej z całej ekipy kończy. Wiadomo - kasku ten film nie zrywa ale bardzo przyjemnie się go ogląda - zdecydowanie ma klimat i nie zdziwię się jak za jakiś czas do niego wrócę.

http://www.imdb.com/title/tt0082084/

czwartek, 6 września 2012

"Convoy" (USA 1978, reż Sam Peckinpah)



Kolejny film tego reżysera i kolejna świetna opcja. Klasyczna historia, której nigdy dotąd nie widziałem: o kierowcach osiemnastokołowych ciężarówek, CB radio, złym policjancie (świetny Ernest Borgnine), przyjaźni i buncie. Po obejrzeniu trzech filmów Peckinpaha zdecydowanie mogę powiedzieć że ma on swój niepowtarzalny styl wyróżniający go spośród innych twórców. Kilkakrotnie łapałem się na tym że pieję z zachwytu nad montażem, obrazkami, postaciami drugoplanowymi i nad tym że cała historia to tak naprawdę western tylko w innym opakowaniu. Może końcówka już trochę za bardzo bajkowa ale pewnie wynika to z tego że przyzwyczaił mnie raczej do mniej oczywistych rozwiązań. Tak czy owak świetnie się przy tym spędza czas a żeby było weselej oglądałem to w całości na YT.

http://www.imdb.com/title/tt0077369/

Tutaj do obejrzenia. (chyba że już usunęli)