czwartek, 30 października 2014

"Major" ("Майор" Rosja 2013, reż Jurij Bykow)



Zaczyna się tak jak Mistrz Hitchcock przykazał, od trzęsienia ziemi a potem napięcie rośnie. Do faceta dzwoni telefon, że jego żona zaczyna rodzić, ten wsiada w samochód i do niej jedzie. Niestety po drodze, na zakręcie, śmiertelnie potrąca siedmioletniego chłopca. Wszystko dzieje się w prowincjonalnej Rosji, gdzieś w okolicach Riazania i właśnie lokalizacja wydarzeń jest dla mnie jednym z większych plusów filmu - komisariat z tekturowymi drzwiami i wystającymi drutami, pijacy, bieda i przewały. Na to wszystko nakłada się układ, stworzony przez wszechpotężnych, skorumpowanych policjantów, lokalnych polityków i biznesmenów. Nie zepsuję chyba wiele jeśli napiszę że to wszystko nie ma prawa się dobrze skończyć. Może to nie jest jakieś super kino, ale zdecydowanie warte obejrzenia. Niewesołe ale na pewno bardzo ciekawe. I cały czas sypie śnieg.

http://www.imdb.com/title/tt2594950/

"Black Dynamite" (USA 2009, reż Scott Sanders)



Kilka filmów blaxploitation już widziałem więc tym lepiej się bawiłem oglądając ten, będący przezabawnym pastiszem gatunku. Intryga jest taka jak zwykle - niemal superbohater, były agent CIA dowiaduje się że narkotyki pojawiają się nawet w sierocińcach i postanawia coś z tym zrobić, szczególnie że sprawa dotyka jego bliskich. Rozstawia kogo trzeba po kątach i załatwia wszystko po swojemu. Smaczków i zabawnych momentów jest tu ogromna ilość - naumyślnie wjeżdżający w kadr mikrofon, trening kung-fu, gadka o Wietnamie (ach ci Chińczycy), zebranie pimpów,  chórek śpiewający "Dynamite" kiedy bohater wchodzi do akcji, obowiązkowy zwrot mający miejsce po godzinie projekcji - wszystko na swoim miejscu. Nie trzeba chyba wspominać odpowiedniej ścieżki dźwiękowej, przesadzonego aktorstwa, golizny, ubrań, wnętrz (wypchany niedźwiedź będący wieszakiem na broń rządzi), stylizacji i samochodów, prawda? Kolejna obejrzana przeze mnie komedia, która naprawdę mi się podobała.

http://www.imdb.com/title/tt1190536/

"Beerfest" (USA / Australia 2006, reż Jay Chandrasekhar)



Zawsze kiedy oglądam jakąś współczesną komedię, która autentycznie mnie bawi to jestem miło zaskoczony. Tutaj intryga polega na tym że dwóch Amerykanów podczas wycieczki na Oktoberfest trafia na podziemną, offową imprezę o nazwie Beerfest, gdzie mają miejsce zawody w rozmaitych konkurencjach związanych z piwem. Orientują się że Stany Zjednoczone nie mają tam swojej reprezentacji i postanawiają wrócić za rok. Tyle w największym skrócie. Z czasem okaże się że sieć zależności jest gęstsza niż się spodziewamy, a ekipa, którą zbierają nie zawsze staje na wysokości zadania (doskonała scena kiedy spotykają jednego z dawnych kumpli, który obecnie jest uliczną, męską prostytutką). Do tego dochodzi świetny zestaw postaci drugoplanowych (szczególnie jeśli chodzi o ekipę kłótliwych Niemców pod komendą znakomitego Jürgena Prochnowa), odpowiednie dialogi, gagi i zakręty akcji. Kończy się wszystko tak jak komedie powinny się kończyć. Dobra rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0486551/

"Zu: Warriors from the Magic Mountain" ("Xin shu shan jian ke" Hong Kong 1983, reż Tsui Hark)



Po jednym filmie Tsui Harka obejrzałem z rozpędu kolejny i muszę przyznać że jestem zachwycony. O ile "The Blade" to opowieść, która z grubsza, teoretycznie miała szansę się gdzieś, kiedyś wydarzyć to "Wojownicy z Magicznej Góry" są totalną bajką. Oto pewien żołnierz spotyka mistrza miecza oraz mnicha z jego uczniem i sprawy przybierają taki obrót że ekipa musi udać się w pewne miejsce aby uratować świat przed zagładą. Pełno tu niesamowitych postaci (najlepsi są oczywiście dziadunio z chwytnymi brwiami i drugi, przykuty łańcuchami do wielkiej kuli), czarów, innych wymiarów i zwrotów akcji, którymi można by zapełnić ze trzy inne filmy. Dzieje się tu tak wiele że praktycznie jeśli obejrzymy dowolne 30 minut to i tak się dobrze wybawimy. Im dłużej na to patrzyłem tym częściej powtarzałem "ale to jest świetne". Rzecz szczególnie godna polecenia osobom grającym we wszelakie gry RPG i fanom wszelakiej fantastyki.

http://www.imdb.com/title/tt0086308/

wtorek, 28 października 2014

"The Blade" ("Dao" Hong Kong 1995, reż Tsui Hark)



Ponieważ przez ostatnie dwa tygodnie obejrzałem pięć filmów po japońsku to postanowiłem od nich odpocząć i trafiło na Hong Kong... No i fajno. Rzecz się dzieje w dawnych czasach w jakiejś niewielkiej, chińskiej wsi, gdzie istnieje zakład produkcji mieczy. Nieco irytująca córka szefa manufaktury kocha się w dwóch pracownikach i marzy jej się sytuacja, w której oni by o nią walczyli. Życie jednak okazuje się bardziej skomplikowane - oto jeden z nich, ku powszechnemu oburzeniu załogi dziedziczy zakład a lokalna banda szumowin rośnie w siłę. Jeśli dodamy jeszcze do tego tajemniczą śmierć ojca owego spadkobiercy to intryga nam się całkiem zagęści. Patrzy się na to dobrze, obrazki ładne, główny zły całkiem widowiskowy, walki też i mimo tego że z grubsza wiemy jak się to wszystko musi skończyć to wcale nie psuje nam to dobrej zabawy. Przyzwoite, rozrywkowe kino.

http://www.imdb.com/title/tt0112800/

"Death of a Tea Master" ("Sen no Rikyu: Honkakubô ibun" Japonia 1989, reż Kei Kumai)



To jeden z tych filmów, które raczej mają klimat niż akcję a do tego raczej jest dla osób bardziej bądź mniej wkręconych w Japonię i jej kulturę - inaczej wydaje mi się że może być po prostu odebrany jako nudny lub wręcz niezrozumiały. Chodzi o to że uczeń mistrza ceremonii parzenia herbaty (granego przez Toshirô Mifune) stara się odtworzyć kulisy jego samobójczej śmierci. Odwiedza w tym celu między innymi innego mistrza i rozmawia z nim o faktach poprzedzających tytułowe wydarzenie i oczywiście sprawa okazuje się bardziej złożona niż się nam na początku wydaje. Jest tu wiele długich, kontemplacyjnych ujęć (topniejący śnieg, płynący strumień etc.), kilkakrotnie widzimy samą ceremonię w różnych jej odmianach, dowiadujemy się o wielu rządzących nią zasadach ("robisz herbatę tak, jakbyś chciał mnie obrazić") a całą historię poznajemy głównie dzięki dialogom i retrospekcjom. Nie ma tu jakiegoś wielkiego napięcia, mrocznej tajemnicy ani nic takiego. Mimo kilku dramatyczniejszych momentów wszystko spokojnie płynie do nieuniknionego finału. Kiedy główny bohater dowiaduje się tego czego chciał film się kończy. I co ja poradzę że mi się podobał?

http://www.imdb.com/title/tt0098287/

"Alien Armageddon" (USA 2011, reż Neil Johnson)



Zdecydowanie najgorszy film jaki widziałem w tym roku i ciężko mi sobie wyobrazić że coś go przebije. Dwie gwiazdki na imdb nie biorą się znikąd. Następuje inwazja pożal się boże obcych na ziemię, ludzkość ukrywa się poza jednym miastem jakim jest LA. W mieście wszyscy są podporządkowani najeźdźcom prowadzącym jak się okazuje, rozmaite eksperymenty. Większość akcji odbywa się w jednym pokoju, gra aktorska nie istnieje (wszystkie panie poza główną bohaterką wyglądają jak świeżo z planu filmu porno), efekty specjalne robił prawdopodobnie Stevie Wonder, fabuła jest tak rozkosznie naszpikowana najbardziej banalnymi kliszami w historii Science Fiction że aż ciężko uwierzyć, dźwięk jest fatalny a nad wszystkim unosi się ten szczególny zapach taniochy. Po sześciu minutach projekcji wiedziałem że będzie źle ale nie miałem pojęcia że aż tak bardzo. Bolało.

http://www.imdb.com/title/tt1910498/

"In A Glass cage" ("Tras el cristal" Hiszpania 1986, reż Agustí Villaronga)



Świetne. Dawno nie oglądałem filmu, który zrobiłby na mnie takie wrażenie. Jeśli miałbym użyć dwóch słów do opisania tego co tu znajdziemy to byłyby to: zło i mrok. Najkrócej mówiąc: nazistowski zbrodniarz i zwyrodnialec rzuca się z wieży. Samobójstwo nie wychodzi i teraz leży unieruchomiony w maszynie zwanej Żelazne Płuco, która oddycha za niego. W posiadłości, w której mieszka z żoną, córką i pokojówką pojawia się nowy pielęgniarz. No i się zaczyna. Samo to jak maszyna nieustannie oddycha, niczym steampunkowy Darth Vader, robi mnóstwo klimatu. Do tego dochodzi gra aktorska, wnętrza i dekoracje, muzyka i dźwięki, światło. Nastrój wgniata w ziemię. Sama historia też raczej z tych mocno chorych więc nie mogło mi się to nie spodobać. Napisałem już że świetne?

http://www.imdb.com/title/tt0090197/

środa, 15 października 2014

"Desert Commandos" ("Attentato ai tre grandi" Włochy / Francja / Niemcy Zachodnie 1967, reż Umberto Lenzi)



No niestety nie wyszło. Aktorstwo nie wyszło, scenariusz nie wyszedł, dialogi nie wyszły, a budowanie napięcia to tak zupełnie nie wyszło że aż żal się robi. W niejednym momencie widać że wszyscy biorący udział w powstawaniu tego filmu bardzo by chcieli żebyśmy siedząc na krawędzi kanapy obgryzali paznokcie ale nic z tego. Raczej jest żałośnie niż niepokojąco - wtedy kiedy pomarańcza turla się w kierunku miny ("patent" z papierosami swoją drogą też śmieszny), wtedy kiedy sierżant kłóci się z kapitanem, kiedy pod koniec jadą windą, kiedy się biją, umierają, denerwują i wielu innych momentach. Opowieść jest o tym jak pięciu niemieckich komandosów musi pokonać pustynię aby dotrzeć do Casablanki i tam urządzić zamach na alianckich przywódców. To się nie mogło udać, wiadomo.

http://www.imdb.com/title/tt0061693/

wtorek, 14 października 2014

"Wild Zero" (Japonia 1999, reż Tetsuro Takeuchi)



Niby wszystko świetnie - są kosmici, zombie i dużo hałaśliwego, brudnego rock and rolla ale jakoś miałem poczucie że to nie jest najlepszy film jaki w życiu widziałem. Żeby było jasne zrobiono to z przymrużeniem oka, z takim klasycznym japońskim humorem - z nadmierną ekspresją i przesadzonymi postaciami (i chodzi mi tu zarówno o głównego bohatera, handlarkę bronią, zespół muzyczny jak i o ganiającego w krótkich, obcisłych spodenkach kuriozalnego szwarccharaktera). To że w zasadzie cały czas gra muzyka też jest na plus, kilka momentów odpowiednio zaskakuje, jatka jest jak trzeba ale nie wiem z jakiego powodu czegoś mi tu jednak brakowało. Nie mogę napisać że to nudne i kiepskie bo jak najbardziej - oglądanie sprawiło mi przyjemność ale po prostu nie było to jakoś szczególnie spektakularne. Można obejrzeć jak ktoś lubi.

http://www.imdb.com/title/tt0267116/

"Bad Day at Black Rock" (USA 1955, reż John Sturges)



Bardzo dobre. Rzecz się dzieje w 1945-tym roku w maleńkim (11 budynków!) miasteczku gdzieś na środkowym zachodzie. Na samym początku jednoręki Spencer Tracy wysiada tam z pociągu i okazuje się że trafia w środek mrocznej tajemnicy, o której wszyscy w mieścinie wiedzą. Zadaje pytania, które okazują się bardzo niewygodne co sprawia że mieszkańcy robią się dość elektryczni i nieprzyjemni. Wiadomo że w końcu wszystko się wyjaśni ale nie wiadomo jak do tego dojdzie i czym to się wszystko skończy.  Jest tu także młody Lee Marvin i wcale nie stary Ernest Borgnine a do tego piękne pejzaże okolicy. Film trzyma w napięciu do samego końca i jest zdecydowanie warty obejrzenia. Dokładnie takie kino bardzo lubię, świetna rzecz.

http://www.imdb.com/title/tt0047849/

poniedziałek, 13 października 2014

"Zulu" (Wielka Brytania 1964, reż Cy Endfield)



Miałem ochotę na coś wojennego i kolega podpowiedział mi "Zulu". Nie zawiodłem się. Sama oparta na faktach opowieść, jest dość prosta - niewielki oddział brytyjskich żołnierzy broni się przed wielokrotnie liczebniejszą (150 vs 4000) armią Zulusów. Skoro to co wydarzy się w filmie jest z grubsza jasne od początku to wiadomo że skupiamy się na postaciach i scenach batalistycznych. Spośród obrońców (bo w zasadzie to o nich jest film i napastników za bardzo nie poznajemy) najbardziej mi się podobał sierżant Maxfield - rzucający opanowane i całkiem zabawne teksty w środku największej zawieruchy. Sceny bitewne wiadomo że są bardzo ciekawe chociaż jak przystało na film sprzed pięćdziesięciu lat praktycznie nie widać w nim ani kropli krwi a jeden strzał na ogól oznacza jednego trupa. Mimo tego obrona maleńkiej misji przed kolejnymi falami atakujących naprawdę robi wrażenie podobnie jak świetne bojowe pieśni Zulusów. Podoba mi się tez język jakim się do siebie zwracają angielscy dżentelmeni. Lubię takie filmy więc się cieszę że to obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt0058777/

sobota, 11 października 2014

"Firma" ("The Firm" USA 1993, reż Sydney Pollack)



Przeczytałem niedawno książkę Grishama, więc chciałem też obejrzeć film. Jak ogromnie pozytywne było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że ostatnie 40, czy może i nawet 60 minut jest zupełnie inne niż literacki pierwowzór! Mówiąc krótko - całe wprowadzenie do tematu znałem i zawiązanie intrygi rzeczywiście było podobne, jednak to jak Tom Cruise postanawia wyjść z opresji miało niewiele wspólnego z tym co czytałem zatem było bardzo ciekawie. Wszystko bardzo sprawnie zrobione (za sterami Sydney Pollack), udział biorą także Ed Harris i Gene Hackman więc dobrze się na to patrzy i mimo że całość trwa dwie i pół godziny to nie nudziłem się nic a nic. Nie jest to może jakieś wielkie kino, które odmieni czyjeś życie ale zdecydowanie dobry sensacyjny film na który bez wahania można poświęcić jeden jesienny wieczór.

http://www.imdb.com/title/tt0106918/

poniedziałek, 6 października 2014

"Gonza the Spearman" ("Yari no gonza" Japonia 1986, reż Masahiro Shinoda)



Trzeci z rzędu film po japońsku, tym razem samurajski i obyczajowy. Nakręcony na podstawie sztuki sprzed kilkuset lat. Chodzi w nim z grubsza o to że tytułowy bohater jest strasznym przystojniakiem co mówiąc najprościej ściąga na niego nieszczęście. Wynika ono z rywalizacji i faktu że konkurent do przeprowadzenia ceremonii parzenia herbaty jest strasznie zawistny o sukcesy, które odnosi Gonza. Intryga jest ciekawa i mimo że film trwa ponad dwie godziny to ogląda się go bez ziewania. Pięknie wszystko jest nakręcone a ponieważ rzecz się dzieje w czasach pokoju to wszędzie mamy przepych i elegancję (ach te kolorowe kimona!) a nie głód i nędzę. Krwawe sceny są dwie i są dość mocne. Ogólnie - bardzo w porządku.

http://www.imdb.com/title/tt0091136/

niedziela, 5 października 2014

"Jiro Dreams of Sushi" (USA 2011, reż David Gelb)



Dokument o osiemdziesięciopięcioletnim mistrzu sushi. Jeśli chodzi o treść to jest zarazem smutna i fascynująca. Smutna ponieważ w dużej mierze dotyczy życia rodzinnego, synów Jiro i jego rodziców a z naszej perspektywy nie wygląda to wszystko zbyt różowo. To samo dotyczy tematu odławiania na masową skalę ryb odkąd sushi stało się tak popularne. Fascynująca ponieważ pokazuje z jak ogromną pieczołowitością mistrz przyrządza swoje jedzenie i jak dąży do tego żeby każdego dnia robić lepsze sushi niż poprzedniego. Chodzi tu o cały proces: zaczynając od dostawców składników, przez uczniów jak i o sam sposób przygotowywania posiłku. Do tego dochodzą bardzo dobre obrazki - wiele znakomitych zbliżeń w zwolnionym tempie ukazujących krajaną rybę czy ośmiornicę. W filmie oprócz bohatera i jego dwóch synów wypowiadają się także znany krytyk kulinarny, uczniowie oraz sprzedawcy ryb i ryżu. Zdecydowanie warte polecenia nawet tym, którym surowy tuńczyk nie smakuje.

http://www.imdb.com/title/tt1772925/

"Wife Collector" ("Hitozuma korekutâ" Japonia 1985, reż Hisayasu Satô)



Zaczyna się gwałtem. Potem jest kolejny gwałt a potem sceny masturbacji pierwszej ze zgwałconych dziewcząt. Niby chodzi o to że jest taksówkarz, który gwałci i nagrywa swoje ofiary, niby jest młodsza siostra pierwszej z ofiar i jakaś relacja między nimi i mężem tej starszej ale tak naprawdę mam rażenie że chodzi jedynie o to żeby pokazać jak najwięcej golizny (lub zbliżeń na majtki) i nacieszyć oczy zboczuchów. W zasadzie są to sceny seksualnej przemocy i masturbacji przerywane czasami jakimiś dialogami i minimalną akcją. Dziwnie się na to patrzyło (szczególnie dziwnie wtedy, kiedy młodsza siostra robi sobie dobrze pluszowym misiem) i nie wiem czy można to polecić bo nie wiem za bardzo komu. Obejrzane, odhaczone, następny proszę.

http://www.imdb.com/title/tt0288049/