wtorek, 29 marca 2011

"The Ruling Class" (Wielka Brytania 1972, reż Peter Medak)



Bardzo fajna, stara, angielska komedia ze znakomitą rolą Petera O'Toole. Gra on tu dziedzica, który po tragicznej (acz komicznej) śmierci ojca staje się ostatnim mężczyzną w linii i zarazem oczkiem w głowie dalszej rodziny plus jej otoczenia. Sęk w tym że wszyscy chciwi intryganci reprezentują sobą przegięty arystokratyczny, konserwatywnie szowinistyczny beton a bohater filmu jest oficjalnie wariatem - uznaje się za Jezusa Chrystusa lub kogoś w tym stylu. Ma swój krzyż, na którym lubi spędzać czas, wiele mówi o wierze, nie daje się zagiąć na psychologicznych eksperymentach (świetne!), i oczywiście szerzy ideały miłości, szczególnie pośród pań. Mimo tego że trwa to dwie i pół godziny i co gorsze ZAWIERA PIOSENKI (!) to nie jest nudne ani słabe. Pod koniec jest bardziej strasznie niż śmiesznie, jednak wciąż pamiętamy że to wszystko satyra. Szaleństwo zagrane jest naprawdę mistrzowsko, ręce same biją brawo. Z drugiej strony prawda jest taka że drugoplanowe role też zapadają w pamięć - najlepsza postać w filmie to lokaj Tuck. Po polsku ta perełka nazywa się chyba "Wyższe sfery" i jest to zdecydowanie rzecz warta obejrzenia. Świetne.

http://www.imdb.com/title/tt0069198/

sobota, 19 marca 2011

"Faceless" ("Les prédateurs de la nuit" Hiszpania / Francja 1987, reż Jess Franco)



Nie jest to najlepszy film Jessa Franco jaki widziałem ale zły nie jest. Tzn jest na swój sposób bardzo zły jak to nas pan reżyser zdążył przyzwyczaić, dzięki czemu ma on swój specyficzny urok. Historia jest banalna - chirurg plastyczny porywa dziewczęta aby z ich skóry odrestaurować twarz swojej oblanej kwasem siostry. Po kolejnym porwaniu ojciec dziewczyny (sam Telly Savalas!) wynajmuje detektywa żeby ten odnalazł jego córkę. Jak na pana Franco mamy wyjątkowo mało cycków i ogólnej perwersji za to więcej niż zwykle krwi i makabry. Jest wiercenie świdrem głowy, strzykawka w oku, zdzieranie skóry z twarzy, nożyczki w szyi i kilka innych sympatycznych scenek. Oczywiście wszystko solidnie razi sztucznością tak jak i całe aktorstwo, montaż i intryga dzięki czemu można się przy filmie dobrze wybawić. Końcówka jak dla mnie była dość oszałamiająca ponieważ jest bardzo dziwna. Rzadko kiedy filmy tego typu się tak bezceremonialnie kończą. Trochę to wygląda jak brak funduszy na finiszu, trochę jak niby otwarte zakończenie a trochę jak po prostu dziwny pomysł. Żeby nie było że narzekam - zdecydowanie jestem zadowolony z tego że to zobaczyłem. Brakowało mi takiego seansu od jakiegoś czasu. Jess Franco nie zawodzi.

http://www.imdb.com/title/tt0095125/

"Silverado" (USA 1985, reż Lawrence Kasdan)



Jak tylko zacząłem oglądać ten western to okazało się że już go milion razy widziałem, jednak nigdy w całości, zawsze w większych bądź mniejszych fragmentach. W związku z tym wreszcie było mi dane prześledzić akcję od początku nie bacząc na to że z grubsza wiedziałem co się dalej będzie działo bo co chwila przypominały mi się kolejne sceny i fragmenty historii. Trzeba przyznać że mimo tego oglądało mi się to bardzo dobrze bo to kawał sprawnie zrobionego rozrywkowego kina. Postacie są wystarczająco ciekawe, intryga powoli narasta i z upływem czasu robi się coraz ciekawsza, wszystko jest takie jak w westernie być powinno. Do tego młody Kevin Costner mnie mocno a niezamierzenie bawił co tylko sprawiało mi więcej radochy. Mimo wielu strzelanin krwi prawie wcale co jak dla mnie definiuje dzieło również jako "kino familijne", a przynajmniej "przygodowe dla nastolatków". Jak się nie lubi westernów to i ten się nie spodoba, a jak się lubi to namawiać nie trzeba.

http://www.imdb.com/title/tt0090022/

poniedziałek, 14 marca 2011

"Golden Salamander" (Wielka Brytania 1950, reż Ronald Neame)



Stary kryminał w dobrym stylu. Rzecz się dzieje w północnej Afryce dokąd jedzie pewien archeolog w celu zabezpieczenia skrzyń należących do The British Museum. Po drodze trafia na przemytników i ich zepsuty samochód z bronią a na domiar złego chwilę później poznaje piękną dziewczynę. Wiadomo że tak ustawiona sytuacja wygeneruje spore pokłady napięcia i że zadanie, które oficjalnie jest powodem podróży zejdzie na dalszy plan. Mamy i przestępstwo i uczucie więc powinniśmy się (słusznie) spodziewać eleganckiego cinema noir a nie filmu o archiwizacji zabytków czy innego "Bibliotekarza". Z każdą chwilą dowiadujemy się coraz ciekawszych rzeczy, kolejne postacie okazują się dwulicowe a nasz bohater konsekwentnie brnie na spotkanie z niebezpieczeństwem, z którego nie zdaje sobie sprawy. Wartką akcję zgrabnie ilustruje odpowiednia muzyka a fakt, że kręcono to na miejscu w Afryce dostarcza filmowi wielu smaczków. Teraz już takiego świata nie ma. Bardzo fajne.

http://www.imdb.com/title/tt0043594/

"Black Christmas" (USA / Kanada 2006, reż Glen Morgan)



Jak można łatwo się domyślić współczesny remake klasycznego filmu kina B z lat siedemdziesiątych do pięt oryginałowi nie sięga. Zamiast na grozę twórcy postawili raczej na chlapiącą juchę, ale żeby to odniosło skutek jej też było za mało. Historia nie jest w stu procentach identyczna z pierwowzorem ale dość podobna - zbliżają się święta, dziewczyny w domku i psychopata na wolności. Owszem kilka momentów udanych jest ale sporo też kompletnie bezsensownych zagrywek, nieudanych prób podania fałszywego tropu widzowi, słabego aktorstwa, banałów scenariuszowych i słabych dialogów. Słowem - pełny katalog grzeszków. Obejrzałem bo w końcu ciekawość co do tego jak zrobili remake wygrała i okazuje się że nie było warto. Zobaczyć, zapomnieć.

http://www.imdb.com/title/tt0454082/

sobota, 12 marca 2011

"Viva Zapata!" (USA 1852, reż Elia Kazan)



W porządku. Film opowiada o tym jak Emiliano Zapata z niepiśmiennego chłopa staje się generałem, jak walczy o ziemię dla ludu i jak w końcu ginie. Nie wiem zbyt wiele na temat rewolucji w Meksyku więc ciężko mi powiedzieć o historycznej obiektywności tego co tu się dzieje, jednak nie zdziwiłbym się gdyby się okazało że kilka przesłodzeń się znajdzie. Z drugiej strony - jako kino przygodowe z pogranicza westernu sprawdza się to bardzo dobrze. Marlon Brando i Anthony Quinn ani trochę nie dają lipy, akcja wartko płynie, pułapki zastawione są gęsto a wiecznie zatroskany Zapata do końca wierzy w to co robi. Przygoda, polityczne intrygi, romans i walka są odpowiednio rozłożone żeby stworzyć atrakcyjne kino, które spokojnie się broni po niemal sześćdziesięciu latach od daty produkcji.

http://www.imdb.com/title/tt0045296/

czwartek, 10 marca 2011

"Bedevilled" ("Kim Bok-nam salinsageonui jeonmal" Korea Południowa 2010, reż Chul-soo Yang)



Nie wiem jak taki długi tytuł oryginalny się tłumaczy w jedno czterosylabowe słówko. Nieważne... Bardzo dobra i mocna rzecz. Film o pewnej antypatycznej, zimnej i samotnej pracownicy banku, jadącej na przymusowe wakacje w znaną sobie z dzieciństwa okolicę. Na miejscu zastaje lokalną społeczność, która żyje według swoich reguł, w swoim świecie. I nie jest to zbyt różowy świat, szczególnie dla najbliższej przyjaciółki sprzed lat, która fascynuje się naszą bohaterką. Kiedy stopień patologii, upokorzeń i okrucieństwa osiąga punkt krytyczny zostaje przekroczona pewna bariera i zaczyna się (momentami szalenie malownicza) jatka. Żeby było fajniej wszystko naprawdę ma sens - pod koniec filmu szczegóły się zazębiają a wątki nie dość że się nie gubią to zgrabnie wskakują na swoje miejsce. Całość bardzo ładnie nakręcona jak to często się u Koreańczyków zdarza. Zupełnie nie wiedziałem do czego się zabieram i wcale się nie zawiodłem.

http://www.imdb.com/title/tt1646959/

"Autor Widmo" ("The Ghost Writer" Francja / Wielka Brytania / Niemcy 2010, reż Roman Polański)



Wiadomo że dobry. Trochę czasu mi zajęło zanim przestałem sobie rozkminiać różne kolejne szczególiki. Sama intryga bardzo fajnie złożona i opowiedziana, aktorzy odpowiednio dobrani, muzyka świetna, lokalizacja na wietrznej wyspie w nowoczesnym domu rewelacyjna. Od pierwszej dość tajemniczej i niepokojącej sceny napięcie rośnie aż do gwałtownego finału. Oczywiście - momentami strasznie mnie irytowało zachowanie głównego bohatera, momentami wydawało się ono beznadziejnie głupie ale to tylko świadczy o kunszcie reżysera, który potrafi zrobić film wyzwalający żywe emocje. Mało tego - ja chwilami byłem o wiele bardziej podejrzliwy niż wszyscy biorący udział w intrydze! Mimo tego że całość trwa ponad dwie godziny ani na chwilę nie zrobiło się nudno. Co chwila dostajemy kolejny klocek do układanki i równolegle z Ewanem McGregorem główkujemy nad rozwiązaniem zagadki. Klasa światowa.

http://www.imdb.com/title/tt1139328/

piątek, 4 marca 2011

"Black Dragons" (USA 1942, reż William Nigh)



Fajne. Mimo tego że to jednak film podrzędnej kategorii to wszystko mi się podobało. Chodzi z grubsza o to że trwa wojna a podli sabotażyści wykonują swoją ohydną robotę na terenie Stanów Zjednoczonych. Wiadomo, że nie pójdzie im gładko i że ktoś ich powstrzyma. Na szczęście mrocznego mściciela, który jest ich aniołem zemsty gra Bela Lugosi i chyba nie trzeba wspominać jaki jest fantastyczny. Intryga w sumie nienajgorzej sklejona, postacie całkiem wiarygodne, słowem: wszystko w jak największym porządku. Na dodatek, kiedy już okaże się o co naprawdę chodzi robi się jeszcze fajniej. Mimo tego że jest to film raczej z niższej półki to jego twórcy nie mają się czego wstydzić.

http://www.imdb.com/title/tt0034521/