niedziela, 24 października 2010

"Wszyscy kochają Mandy Lane" ("All the Boys Love Mandy Lane" USA 2006, reż Jonathan Levine)



Słabiutki. Niby taki typowy teenage slasher ale tak naprawdę to wyjątkowa porażka. Grupa nastolatków na odległym ranczo po kolei staje się ofiarami morderstw. Niestety - coś takiego jak napięcie ani przez chwilę nie istnieje, dialogi momentami są totalnie żenujące, tajemnicy w zasadzie też żadnej nie uświadczymy, główna bohaterka ma być niby taka piękna a jakoś wcale nie jest. Wszystko okazuje się maksymalnie sztampowe i kiepskie po prostu. Owszem czasami są bardzo ładne zdjęcia ale w nowych hollywoodzkich produkcjach to wstyd nie pokazać kilku ciekawszych ujęć, dzięki czemu mamy przykład klasycznego przerostu formy nad treścią. Obejrzałem do końca w nadziei na krwawe sceny ale nie były one w stanie zrekompensować ogólnej chały. Cienizna.

http://www.imdb.com/title/tt0490076/

"Testament Drummonda" ("The Drummond Will" Wielka Brytania 2010, reż Alan Butterworth)



Bardzo fajne, bardzo proste i zarazem zabawne. Historia jest taka: dwóch braci spotyka się na wsi po śmierci ojca żeby zrealizować jego testament. Obaj są mieszczuchami i nie za bardzo się lubią nawzajem. Okazuje się że papa oprócz rozpadającego się domu zostawił także sporą sumkę, pojawia się trup i robi się coraz ciekawiej. Osiągnięty bardzo prostymi środkami cel - kilka lokacji, kilku aktorów, czarno-białe zdjęcia, w zasadzie bez najmniejszego problemu mogłoby to być sztuką teatralną. Chociaż mimo tego że momentami widać taniochę i że aktorstwo też od czasu do czasu trąci sztucznością to ogląda się to wyśmienicie. Kiedy trzeba jest naprawdę wesoło, tajemnica plącze do samego końca i nawet jeśli coś wydaje się być przewidywalne to też nas to bawi bo na ekranie dzieje się dokładnie to czego byśmy chcieli. Ostatni film na tegorocznym Festiwalu, zdecydowanie na plus.

http://www.imdb.com/title/tt1657448/

"The Sun" ("El Sol" Argentyna 2009, reż Ayar Blasco)



Dziwnie się ogląda dzień po dniu argentyńskie filmy animowane. "The Sun" jest zupełnie inny niż "Boogie" zarówno w formie jak i treści - "anarchistyczny" to chyba najbardziej pasujący przymiotnik. Kreska jest strasznie prosta, chamska można by powiedzieć, animacja też. W zasadzie to jak ten film jest narysowany zapadło mi najbardziej w pamięć - przychodzą na myśl płaskie plamy kolorów i prosto narysowane ludziki - jestem jednak niemal pewien że to świadomy wybór formy a nie brak umiejętności. Humor jest i owszem, dość gruby i chwilami przaśno-bezczelny chociaż fajne są też momenty z zabawą samym medium (np jak się okazuje dlaczego wszystkie dialogi czyta jeden facet). Opowieść ma miejsce w przyszłości, po jakiejś nuklearnej wojnie gdzie wszystko jest wyniszczone i opustoszałe. Mówiąc najprościej: oglądamy liczne przygody jednego nieokrzesanego koleżki i jego najbliższej przyjaciółki (albo dziewczyny, sam już nie wiem). Podobał mi się. Chętnie obejrzę jeszcze raz.

http://www.imdb.com/title/tt1324057/

czwartek, 21 października 2010

"Boogie, the Oily" ("Boogie, el aceitoso" Argentyna 2009, reż Gustavo Cova)



Bardzo fajne. Animowana historia o pewnym bezwzględnym płatnym mordercy, który nie dość że nie zna życia poza zabijaniem to jest absolutnie przeokropnym chamem i bezczelnym brutalem. Rzecz polega na tym że pewnego dnia w mieście pojawia się inny, elegancki zabójca i czego nietrudno się domyślić między panami rozpoczyna się śmiertelna rywalizacja. Najsłabsze są chyba robione w 3D samochody - trochę za bardzo odstają od reszty chociaż nie można powiedzieć że są zupełnie z innego świata. Reszta ogromnie mi się podobała. Rysunkowa krew chlapie szalenie malowniczo (oj wybawili się panowie animatorzy, wybawili), kreska jest prosta ale atrakcyjna dla oka, dialogi dowcipne a mroczno-humorystyczny klimat bardzo udany. A najbardziej ze wszystkiego (no oprócz krwi) podobał mi się szlug lewitujący przez cały film nad dolną wargą bohatera. Naprawdę solidnie się wybawiłem i najfajniej by było gdyby panowie wkrótce nakręcili dalszą część przygód Boogie'go bo chcę więcej!

http://www.imdb.com/title/tt1235827/

poniedziałek, 18 października 2010

"We are what we are" ("Somos lo que hay" Meksyk 2010, reż Jorge Michel Grau)



No jeśli rzecz jest o kanibalach z Meksyku to wiadomo że nie będę narzekał. Może nie wszystko mi się tu podobało - bohaterowie zachowują się dość dziwnie, czasami wręcz kompletnie bez sensu. Niby można to tłumaczyć ich szczególną życiową sytuacją i oczywiście tym że głowa rodziny na samym początku filmu umiera ale jakoś tak nie do końca mi oni pasowali. Może dlatego że wszyscy są dość małomówni i to przez to tworzy się taka trochę chora atmosfera? W końcu są jak na otaczające nas standardy konkretnymi szaleńcami - może to jak się zachowują ma uwypuklać ich nieprzystosowanie? A "Czy to słuszny zabieg?" - to już pytanie innego rodzaju. Im bliżej finału tym więcej krwi i eleganckiej makabry (dobra scena jak matka z córką otwierają hakami ofiarę). W ogóle - im bliżej końca tym fajniej bo wszystko się jakoś sensowniej układa i to co widzimy na ekranie staje się jaśniejsze dla widza pomimo tego że bohaterowie zachowują się wciąż całkiem dziwacznie (choć momentami całkiem śmiesznie). Kończy się dość dobrze i mimo tego trudnego klimatu podobał mi się.

http://www.imdb.com/title/tt1620604/

"American Jihadist" (USA 2010, reż Mark Claywell)



Niezłe. Dokument o facecie, który od piętnastego roku życia jest żołnierzem na różnych wojnach. Myk polega na tym, że odkąd wrócił z Wietnamu to walczył w różnych konfliktach już tylko po stronie muzułmanów - Afganistan, Liban, Bośnia i Hercegowina. Przyznaje się do tego że przestał liczyć zabitych gdy na liczniku miał 173 ale to nie znaczy że na tym się zatrzymał. Nigdy za nic nie skazany (nawet nie poszukiwany, bo i za co?), mieszka sobie teraz w Bośni z żoną i trójką dzieci i jeździ do Stanów raz na jakiś czas dorabiać. Mocny temat ale też dobrze potraktowany - wypowiada się sam bohater jak też naprawdę bardzo wiele innych osób: oczywiście rodzina, smutni panowie z CIA, duchowni lecz także towarzysze broni czy przyjaciel bohatera, który obecnie się ukrywa przed Amerykanami w Iranie (ścigany za morderstwo, żeby nie było). Odwiedzonych w tym celu zostało bardzo wiele miejsc, dokopano się nawet do jakichś starych libańskich nagrań na których jest bohater filmu. Ogólnie rzecz bardzo ciekawa. Sama blizna na jego brzuchu robi spore wrażenie a i reszta filmu nie mniejsze.

http://www.imdb.com/title/tt1508011/

sobota, 16 października 2010

"Sound of Noise" (Szwecja 2010, reż Ola Simonsson + Johannes Stjärne Nilsson)



Strasznie fajne. O wywrotowcach - muzykach, którzy tworzą dzieło "na sześciu perkusistów i miasto" i robią quasi-terrorystyczne akcje polegające na graniu porywających rytmicznych utworów w miejscach, delikatnie mówiąc nie do tego służących. Przykłady: na pacjencie w szpitalu lub na liniach wysokiego napięcia. Na dodatek ekipa ta jest ścigana przez pochodzącego z bardzo umuzykalnionej rodziny policjanta, który kocha ciszę. Wiadomo że taka sytuacja musi wygenerować sporo humoru. Może na koniec gubi się nam tempo i mogłoby (wręcz powinno) być bardziej spektakularnie jednak i tak świetnie się bawiłem. Najfajniejsza akcja to chyba ta w banku ("Wszyscy na ziemię, nie ruszać się, to jest koncert!"). Godne odnotowania jest to że perkusiści występują pod swoimi prawdziwymi imionami. Bardzo fajny temat i co nie mniej ważne dobrze podany. Wiadomo że dużą rolę odgrywa ścieżka dźwiękowa i ten element też jest dobrze wykorzystany i fajnie ogarnięty. Zdecydowanie na plus.

http://www.imdb.com/title/tt1278449/

"Everything Will be Fine" ("Alting bliver godt igen" Dania 2010, reż Christoffer Boe)



Rozczarowałem się. Film ma spory potencjał jednak reżyser i scenarzysta nie potrafili dobrze wykorzystać pomysłu. Tłumacz przywozi z wojny (nie wiemy czy to Irak czy Afganistan) zdjęcia, na których duńscy żołnierze dopuszczają się okrucieństw. Fotografie wpadają w ręce reżysera filmowego, który chce sprawę nagłośnić, co, jak nietrudno się domyślić wielu osobom nie będzie się podobało. Mamy mroczne sekrety i gęstniejącą atmosferę aż pod koniec niestety wszystko się jakoś bezsensownie rozmywa. Finał jest naprawdę zaskakująco słaby - wiemy co się stało jednak w dobrym filmie powinno to być inaczej podane. Zdjęcia też są dziwne - czasami widać zabawę ostrością i chyba momentami operator przesadził bo chwilami wygląda to jak błąd w sztuce a nie zamierzony efekt. Tak samo nie wiem czemu dalekie plany są tak zrobione że wszystkie budynki zawsze wyglądają jak makieta do kolejki elektrycznej. Dziwne. Wkurzyłem się bo naprawdę do pewnego momentu było bardzo dobrze. Narracja nie jest linearna więc powoli łączymy klocki w całość aż do kulminacyjnego momentu kiedy główny bohater zamiast zrobić coś spektakularnego niespodziewanie opada z sił. Wyszedłem z kina z silnym poczuciem niedosytu.

http://www.imdb.com/title/tt1403846/

"Clash" ("Bay Rong" Wietnam 2010, reż Le Thanh Son)



Kasowy hit w Wietnamie, ich najlepszy film akcji. Podobał mi się. Prawdopodobnie właśnie dlatego że momentami rozkosznie trąci kaszanką. Generalnie mamy solidną porcję gangsterki gdzie głównym bohaterem jest atrakcyjna pani, która wykonuje rozmaite akcje dla swojego bossa w zamian za zwrot porwanej córki. Oczywiście wszystko się komplikuje podczas i tak już złożonej roboty polegającej na przejęciu cennego laptopa. Wydarzenia następują po sobie dość szybko, przed oczami gnają nam nowocześnie zmontowane strzelaniny, podchody, bijatyki i wszystko inne czego potrzeba - sponsorem jest BMW więc mają się też czym ganiać. Walki okropnie malownicze i momentami nieco przesadzone, ale ponieważ nie przekraczają pewnej granicy to fajnie się na nie patrzy. Inna sprawa to fakt, że bardzo ciekawie jest też zaobserwować jak wygląda (lub jak nam pokazują) Wietnam AD 2010. W pakiecie dostajemy jeszcze na maksa przewidywalny wątek romansowy i nieco bezsensowny koniec więc z odpowiednim nastawieniem do filmu można mieć z niego naprawdę mnóstwo radości.

http://www.imdb.com/title/tt1571565/

środa, 13 października 2010

"Thieves by Law" ("Ganavim Ba Hok" Izrael / Niemcy / Hiszpania 2010, reż Alexander Gentelev)



Super. Dokument o tym jak wygląda mafia w Rosji, skąd się wzięła i jak przez lata wyglądał jej rozwój aż do dziś na przykładach kilku przemiłych panów. Uczucie, które mnie wypełniało kiedy to oglądałem to kombinacja fascynacji, humoru i grozy. Film głównie składa się z wywiadów ale są też np zdjęcia z akcji policyjnych gdzie krew jednak chlapie. Pewnie są lepiej zrobione dokumenty ale ze względu na zawartość merytoryczną mało co jest aż tak ciekawe. W zasadzie tyle tu jest dobrego, że musiałbym streścić cały film. Bardzo fajne, zdecydowanie godne polecenia.

http://www.imdb.com/title/tt1644577/

wtorek, 12 października 2010

"Na krańcu świata" ("Край" Rosja 2010, reż Aleksei Uchitel)



Poprzedni film tego pana mi się nie za bardzo spodobał. Ten też nie. Przyznać należy że zdjęcia wgniatają w ziemię - rzecz się generalnie dzieje na kolei stąd mamy dużo steampunkowych obrazków i buchającej pary, lokomotywich pościgów i zbliżeń na koła i tłoki. Miałem jednak poczucie że za dużo jest podjarki samymi pociągami (chociaż owszem są przepiękne) i akcja za bardzo na tym traci. Za mało jest też jasne o co chodzi, choć może w tym cały urok. Drugi z rzędu seans na którym się poczułem za głupi i nie wykluczam kolejnego podejścia chociaż naprawdę po trzydziestu minutach projekcji pytałem "to o czym jest ten film?". Nie wiem czy to ja nie byłem w formie czy może to reżyser miał jakiś zamiar ale mu się on gdzieś rozpłynął. A może po prostu z panem Uchitielem się nie lubimy?

http://www.imdb.com/title/tt1706414/

"The Chosen Heaven" ("El cielo elegido" Argentyna 2010, reż Víctor González)



Pierwszy film jaki obejrzałem na tegorocznym Festiwalu no i niestety nie było tak super. Na papierze wszystko wygląda dobrze - młody ksiądz jedzie do parafii znajdującej się w odległych stronach a tam są dwaj starsi księża i robią rzeczy, które księżom nie przystoją. Jest całkiem malownicza krew i powinno być w porządku ale jednak się wynudziłem. Dwie godziny to stanowczo za dużo, dialogi są męczące (chociaż pewnie mają być mądre i głębokie), motywacja poszczególnych bohaterów przynajmniej dla mnie zupełnie niejasna i na domiar złego wszystko się toczy dość powoli. No nic, może to jest dobry film tylko nie dla mnie, może go kiedyś jeszcze raz obejrzę jak do niego dorosnę. Nie wiem.

http://www.imdb.com/title/tt0774519/

piątek, 8 października 2010

"Fabryka Oficerów" ("Fabrik der Offiziere" Niemcy Zachodnie 1989, reż Wolf Vollmar)



Telewizyjny miniserial, nieco ponad sześć godzin oglądania. Mocno dziwna rzecz. Po pierwsze wszyscy są na maxa okropnie brzydcy. A jakby tego było mało oświetlenie jest jak w kostnicy dzięki czemu widać każdego pryszcza i wszystkie pory w skórze. Makijaż taki że główny bohater cały czas wygląda na zaginionego członka Kraftwerku. Na tym nie koniec - pan reżyser zastosował też w szczególny sposób zabieg retrospekcji - przez pierwszą połowę kolejne osoby dramatu znienacka przedstawiają się nam patrząc w kamerę i opowiadają historię swojego dzieciństwa i jak to się stało że są tu gdzie teraz są. Tak to mniej więcej wygląda ale jest lepiej niż można sądzić. Intryga ma miejsce w szkole oficerów Wehrmachtu gdzie trafia nowy nauczyciel. W tajemnicy dostaje zadanie rozwikłania zagadki morderstwa, której ofiarą był jego poprzednik. Muszę przyznać że im dłużej się ogląda tym akcja bardziej wciąga, wszystko robi się coraz bardziej złożone a napięcie rośnie. Mimo tego że długo się przyzwyczajałem do wypacykowanych brzydali w końcu jednak załapało i gdy wszystko dobiegło końca powiedziałem: "Dobry film". Kropla za urwany łeb pod koniec. Należało mu się.

http://www.imdb.com/title/tt0096578/