piątek, 27 stycznia 2012

"JCVD" (Belgia / Luksemburg / Francja 2008, reż Mabrouk El Mechri)



Dobre. Film, w którym Jean Claude Van Damme gra samego siebie - zmęczonego kiepskimi rolami w tanich filmach, zajeżdżonego dragami, procesującego się o swoją córkę, zapomnianego bankruta, który postanawia wrócić w rodzinne strony dla nabrania oddechu i chwili spokoju. Pech sprawia że wkręca się on w napad na pocztę z czego wynika szereg komplikacji. Generalnie jest bardzo śmiesznie - okazuje się że Van Damme posiada niesamowity dystans do siebie i że naprawdę się w tym filmie sprawdza. Do tego wszystko jest fajnie nakręcone - nie chodzi mi tylko o zdjęcia i pracę kamery ale również o pomieszaną chronologię. Inny powód, dla którego mi się to dobrze oglądało jest taki że przez 4 lata chodziłem do szkoły w dzielnicy gdzie dzieje się większość akcji. Ot, taki sentymentalny bonusik. Całość zdecydowanie na plus. Fajna końcówka.

http://www.imdb.com/title/tt1130988/

"Reign of Fire" (Wielka Brytania / Irlandia 2002, reż Rob Bowman)



W porządku całkiem chociaż tak naprawdę to straszna baja i momentami okropnie przesadzona. Na dodatek logiczne dziury w scenariuszu (skąd oni biorą benzynę?) są dość sporych rozmiarów. Sytuacja wygląda tak że w Londynie pewien chłopiec odkrywa smoka. Ten się uwalnia i wielkie ziejące ogniem bestie zaczynają siać na ziemi spustoszenie, następuje apokalipsa, ludzie się gromadzą w pewnego rodzaju społeczności i w tym momencie tak naprawdę zaczyna się film. Po jakimś czasie pojawiają się Amerykanie (przezabawny motyw z tymi całymi Amerykanami) i zawiązuje się pewnego rodzaju misja. Christian Bale całkiem spoko, Skorupko jak to Skorupko a Matthew McConaughey grający trzecią z głównych ról jest absolutnie prześmieszny. Zdecydowanie najlepsza scena to ta gdzie dzieciom odgrywana jest scena z "Imperium Kontratakuje". Ogólnie to jak wspomniałem - traktując to z przymrużeniem oka możemy się dobrze wybawić (smoki naprawdę fajnie zrobione, klimat też siedzi) jednak absolutnie nie należy oczekiwać jakiegoś odkrycia. Takie, w miarę przyzwoite futurystyczne fantasy.

http://www.imdb.com/title/tt0253556/

sobota, 14 stycznia 2012

"Troll Hunter" ("Trolljegeren" Norwegia 2010, reż André Øvredal)



Rzadko się zdarzają filmy, w których dowcip że ktoś puścił bąka ma sens i jest naprawdę śmieszny. "Łowca Trolli" właśnie należy do tej wąskiej grupy. Robiony jak dokument, mimo opinii jednak nie horror a bardziej film, który określił bym jako 'współczesne fantasy' bardzo mi dobrze podszedł. Niewielkie środki, prosty pomysł, bardzo fajne postacie, udane rendery i co najważniejsze całkiem w porządku fabuła sprawiły że się nie zawiodłem. Owszem, może nie urywa głowy ale jest zdecydowanie lepszy niż sporo innych rzeczy jakie obecnie wchodzą do kin - dobra, rozrywkowa, całkiem udana produkcja. Najfajniejszy moment to chyba ten gdy ginie kamerzysta - naprawdę się tym zajarałem. To nie jest tak że entuzjazm mnie rozpiera jaki to "Łowca" jest świetny ale naprawdę miło się zaskoczyłem, dobrze wybawiłem i uważam że warto. Dobra robota.

http://www.imdb.com/title/tt1740707/

sobota, 7 stycznia 2012

"Godzilla vs. Hedorah" (Japonia 1971, reż Yoshimitsu Banno)



Żeby była od razu jasność - pół kropli jest za poparzoną twarz oraz leżące na ulicach kościotrupy i zwęglone zwłoki. Krwi jako takiej nie ma w filmie ani kropelki. Co poza tym? Bohaterem filmu jest kilkuletni Chłopiec w Podkolanówkach i Bardzo Krótkich Spodenkach o imieniu Ken. Tata chłopca to naukowiec, który bada fenomen Hedory - rosnącego w siłę, siejącego grozę i zniszczenie w całej Japonii potwora powstałego z zanieczyszczeń, któremu czoła stawia nikt inny jak właśnie Godzilla. Uwagę zwracają psychodeliczna czołówka a'la James Bond i podobna scena w klubie oraz całkiem zabawne animowane wstawki. Jasne jest że zgodnie z zasadami gatunku mamy tu przebranych za potwory ludzi, którzy się biją na makiecie miasta, zabawkowe samochody i rysunkowe efekty specjalne chociaż trzeba przyznać że wygląda to o wiele lepiej niż w kilku innych produkcjach tego typu, z tego okresu, które miałem okazje widzieć. Mam takie generalne wrażenie że film ze względu na postać bohatera i ogólny wydźwięk (nie truj! nie śmieć! nie zanieczyszczaj!) powstawał z myślą raczej o młodzieży ale okazuje się że 40 lat później i dorośli się świetnie mogą przy tym bawić. Prawda jest taka że mógłbym się na to gapić w kółko.
+ Bardzo fajnie że na imdb jest ten klasyczny polski plakat.

http://www.imdb.com/title/tt0067148/

"The Internecine Project" (Wielka Brytania / Niemcy Zachodnie 1974, reż Ken Hughes)



Świetna rzecz. Całość polega na tym że James Coburn (on to ma ten głos!) ma dostać cieplutką rządową posadkę jednak ponieważ kiedyś był szpiegiem musi się pozbyć ludzi tworzących jego siatkę. Ludzi jest czworo i nasz bezwzględny bohater planuje intrygę w wyniku której cała czwórka pozabija się nawzajem jednej nocy. Napięcie rośnie cały czas, około dwadzieścia minut najbardziej ekscytującej akcji rozgrywa się niemal bez słowa, dzwonią tylko telefony a widzom włosy stają dęba z powodu napiętej atmosfery. Podobało mi się to wszystko okropnie - to taki porządny szpiegowski thriller w dobrym stylu starej szkoły i jakby było mało fajnych postaci, intrygi i suspensu to oczywiście towarzyszy temu świetna muzyka. Końcówka może trochę naciągana ale w sumie ma ona sens więc mimo że mnie mocno zaskoczyła to i tak nie zepsuła ogólnego wrażenia. Chcę oglądać więcej takich filmów.

http://www.imdb.com/title/tt0071663/

"Goldilocks and the Three Bares" (USA 1963, reż Herschell Gordon Lewis)



Niestety pierwszy w historii kina nudie-musical to kompletna klapa. Przede wszystkim w zasadzie nie posiada fabuły. Mamy kilka zupełnie bezsensownie wklejonych piosenek, dwóch facetów poznających dwie dziewczyny i to w zasadzie wszystko. Całość istnieje raczej tylko po to żeby we wczesnych latach sześćdziesiątych nakręcić film gdzie będzie dużo cycków - stąd np dziesięciominutowa (!) scena z jazdą konną na golasa. Aktorstwo oczywiście jest koszmarne a postacie beznadziejne - w szczególności mam tu na myśli zupełnie niekomicznego za to mocno irytującego komika. Znając inne dokonania Pana Autora liczyłem że przynajmniej będzie śmiesznie i z przykrością muszę stwierdzić że określenie "nudny" jest najdelikatniejszym jakie mogę użyć wobec tego filmu. Warto obejrzeć jak się jest kolekcjonerem szczególnych doznań, maniakiem dokonań mr Lewisa. albo VJ-em, który chce wysamplować z jakiegoś starocia trochę retro golasów. Przykro napisać ale strasznie to słabe.

http://www.imdb.com/title/tt0057111/

niedziela, 1 stycznia 2012

"The Wild Bunch" (USA 1969, reż Sam Peckinpah)



Bardzo dobre, klasyką nie można się stać bez powodu. O tym filmie napisano już nie wiem ile tomów więc nie ma co się rozwlekać. "Dzika Banda" na każdym poziomie jest bardzo wysokiej próby. Długa (dwie i pół godziny) historia starzejących się bandytów trzyma bez przerwy w napięciu wijąc się przez pustynie i państwowe granice. Już od otwierającej wszystko akcji mamy bardzo dużo, bardzo dobrych momentów. Napad na pociąg - palce lizać. Strasznie mi się też podobały drugoplanowe postacie łowców nagród - obmierzłych, przerażających prostaków - doskonałe przykłady perfekcyjnej charakteryzacji i stylizacji. Końcówka idealna, dokładnie taka jaka powinna być w takim westernie. Pierwszy film obejrzany w 2012 roku zdecydowanie na plus. Mistrzowska robota.

http://www.imdb.com/title/tt0065214/