poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Inchon!" (Korea Płd / USA 1981, reż Terence Young)



"Inchon!" to zdecydowanie najgorszy film z Toshirô Mifune jaki kiedykolwiek widziałem i jaki prawdopodobnie zobaczę. Występuje on tu co prawda w epizodycznej rólce no ale jednak. W dużym skrócie jest to długawa amerykańska propagandówka dotycząca wojny w Korei i opowiadająca o genialnym manewrze najmądrzejszego generała MacArthura przeciwko straszliwie okrutnym komunistom z północy. Fabularnie prawie nic się tu nie trzyma kupy: chronologia, miejsce akcji, toczone walki, wszystko sprawia wrażenie potwornego chaosu, który jako tako się układa tylko dzięki napisom informującym widza gdzie w danym momencie jesteśmy. Do tego Laurence Olivier grający MacArthura ma tak koszmarny makijaż że co się pojawiał na ekranie to bolały zęby. Omijać szerokim łukiem bo nawet oglądany grupowo dla beki raczej uśpi i zniesmaczy niż rozbawi. Zło.

http://www.imdb.com/title/tt0084132/

"Like A Dragon" ("Ryû ga gotoku: gekijô-ban" Japonia / Korea Płd 2007, reż Takashi Miike)



Jak wszyscy wiemy Takashi Miike trzaska jeden film po drugim. Ten akurat, nakręcony na podstawie komiksu, jest jak na reżysera całkiem mało chory i krwawy ale jak na mangową opowieść idealny. Miesza się nam tu kilka ciekawych wątków - jest pewien yakuza, który opuszcza więzienie i ma plan odnaleźć matkę pewnej dziewczynki, jest szalony, jednooki szef gangu (świetna postać), są zaginione spore pieniądze, jest robiony przez dwóch nieudaczników napad na bank, jest też para małolatów, którzy postanawiają rabować sklepy a do tego wszystkiego mamy jeszcze wątek płatnego cyngla z Korei. Trochę sporo, co? Na szczęście wszystko się tu ładnie miesza i przeplata a widz do końca nie wie jaki będzie finał tej opowieści. Walki są widowiskowe i momentami przesadnie brutalne, główny bohater dokładnie taki jaki powinien być, a końcówka wprawia w dobry humor (przynajmniej mnie). No i do tego wszystkiego jest tu też Pieseł. Pan reżyser nakręcił co prawda lepsze filmy ale i tak warto to obejrzeć. Jak i wszystko inne co zrobił.

http://www.imdb.com/title/tt0991243/

"The Amazing Colossal Man" (USA 1957, reż Bert I. Gordon)



Kolejny klasyk SF odhaczony. Nie da się ukryć że tytuł w zasadzie wszystko wyjaśnia. W wyniku napromieniowania pewien żołnierz zaczyna gwałtownie rosnąć. Uwielbiam takie rzeczy. Oczywiście mamy tu np. naukowców, którzy w pięknie bełkotliwy sposób tłumacza to zjawisko (np serce jest według nich pojedynczą komórką), mamy tez żonę tytułowego nieszczęśnika, która przez większość filmu powtarza w kółko zdanie "doktorzy pracują nad rozwiązaniem dzień i noc, wszystko będzie dobrze" no i jak się nietrudno domyślić mamy tez oszałamiające efekty specjalne - od samego momentu napromieniowania po grasującego na ulicach Las Vegas olbrzyma. Tak naprawdę to właśnie najbardziej podobała mi się postać tytułowego Kolosa, głównie ze względu na jego postawę po tym jak dość szybko sobie zdał sprawę z tego jak to wszystko musi się skończyć. Nie jest to jakiś bardzo dobry film ale daje sporo radochy.

http://www.imdb.com/title/tt0050118/

"Stalag 17" (USA 1953, reż Billy Wilder)



Niemiecki obóz jeniecki podczas Drugiej Wojny Światowej. Początek to próba ucieczki dwóch Amerykanów, która się nie udaje co oznacza że pośród jeńców jest niemiecka wtyczka. No i się zaczyna. Dużo wyrazistych postaci (szefa obozu gra Otto Preminger!), intryga całkiem ciekawa, oczywiście obstawiałem że złym jest nie ten, który się nim okazał pod koniec, więc tym lepiej. Jedyne co mi się nie podobało to zupełnie niepotrzebne komediowe akcenty ale chyba Billy Wilder nie umiał inaczej a jego poczucie humoru zupełnie mi nie podchodzi. Na przykład scena gdzie jednemu z żołnierzy się po pijaku wydaje że tańczy ze swoją wymarzoną pięknością jest kompletnie zbędna - nic nie wnosi a spowalnia akcję. Trudno, taki urok takich produkcji. Ogólnie uważam że warto obejrzeć, szczególnie jak ktoś lubi filmy wojenne i nie przeszkadza mu podany od czasu do czasu głupawy gag.

http://www.imdb.com/title/tt0046359/