piątek, 29 maja 2009

"Samurai I: Musashi Miyamoto" ("Miyamoto Musashi" Japonia 1954, reż Hiroshi Inagaki)



Stary, fajny film. O tym jak jeden pan chce bardzo zostać samurajem ale średnio mu to wychodzi, aż los sprawia że w jego życiu pojawia się pewien mnich. Oczywiście po drodze są też rozterki sercowe, przyjaźń, zdrada, ucieczki i walki więc wszystko jak trzeba. Widać że film jest stary ale jak dla mnie to jeden z czynników, które tworzą tu tą fajną atmosferę. Wiadomo: kolory brudne i dźwięk chropowaty, ale w połączeniu z deszczem i błotem oraz gardłowym japońskim otrzymujemy świetny efekt. Toshiro Mifune jest taki młody że aż przecierałem ze zdumienia oczy. Jedyna rzecz, która mi trochę popsuła oglądanie to finał: zdecydowanie otwarty, nie kończący w zasadzie żadnych wątków - wręcz będący wprowadzeniem do kolejnej części trylogii. Jak dla mnie kiepski zabieg bo raz, że i tak chciałbym zobaczyć co się stanie dalej a dwa: w ten sposób film nie może istnieć w oderwaniu od pozostałych. Nie to że narzekam - patrz: pierwsze zdanie.
http://www.imdb.com/title/tt0047444/

niedziela, 24 maja 2009

"One-Eyed Monster" (USA 2008, reż Adam Fields)



Zastanawiam się czasami jaką bzdurę jeszcze nakręcą w Ameryce - no i proszę, tak rozmyślając i rozmyślając, doczekałem się kolejnej perełki. Ekipa, która jedzie w góry kręcić film porno zostaje odcięta od świata i staje się obiektem ataków dokonywanych przez zmutowanego, dzięki kosmicznym siłom ma się rozumieć, penisa Rona Jeremy'ego. Ha! Tego nie spodziewał się chyba nikt! Mistrz Ron gra w tym filmie w zasadzie samego siebie, tak samo jak Veronica Hart (oboje są w tym milion razy lepsi niż Masłowska). Wszystko jest absurdalnie żenujące - od samego pomysłu, przez kolejne zwroty akcji po dialogi. Do tego dochodzą tanie efekty i silne wrażenie że wszystko jest zrobione jednak dla jaj, że twórcy filmu ani przez sekundę nie myśleli o swoim filmie jako o dziele a raczej jako o kiepskiej parodii horroru. Myślę że właśnie tu tkwi siła tej produkcji - to chyba w założeniu jest żenujący żart. Ponieważ po trailerze wiedziałem czego się spodziewać nie byłem zszokowany ale jakbym się nie starał i nie naginał faktów to nie mogę powiedzieć że to jest dobry film. Jest bardzo zły i głupi. Podobał mi się.
http://www.imdb.com/title/tt0988043/

"Case of the Scorpion's Tail" ("La coda dello scorpione" Włochy / Hiszpania 1971, reż Sergio Martino)



Chyba poprzedni film giallo, który oglądałem był odrobinkę fajniejszy chociaż ten też jest niczego sobie. Oczywiście mamy taki sam klimat -> trącące kaszanką europejskie kino sprzed prawie 40 lat, malownicze lokacje, serię brutalnych morderstw, sekrety i sprytną intrygę (tak komiksowo sprytną), która rozwiązuje się dopiero na końcu. Plus całkiem niezłe zdjęcia, powalającą charakteryzację (to oko na wierzchu jest świetne) zabawną, chillującą muzykę i tych niepowtarzalnych aktorów - Anita Strindberg okazuje się całkiem świeża, George Hilton oczywiście też jest szarmancki i pseudo-przystojny (w krawacie zawiązanym na rozpiętą koszulę - yeah!). Już ustawiam się w kolejce do obejrzenia kolejnych filmów z tej szufladki. Wszystko wskazuje, że to właśnie ten rodzaj kina idealnie trafia w mój gust.
http://www.imdb.com/title/tt0066924/

"Wojna polsko-ruska" (Polska 2009, reż Xawery Żuławski)



Nie czytałem książki. Film jest przerażająco słaby i absolutnie nie rozumiem prasowych zachwytów, a porównywanie do Tarantino to w ogóle jakieś mydlenie ludziom oczu. U Tarantino mamy elegancko splątane wątki tworzące złożoną opowieść - tutaj mamy serię scenek, z których nic nie wynika. Jeśli miał to być film o niczym to się doskonale udał. Owszem Szyc jest świetny i jest kilka scen, które są zabawne i kilka udanych dialogów, ale na litość boską to nie wystarcza żeby zrobić dobre kino! Jak oglądam film to lubię jak w nim o coś chodzi. Superpretensjonalna jest też Masłowska, która gra w filmie samą siebie (w tej ohydnej 3x za wielkiej koszuli niby od munduru) - najgorzej jest jak jej brzydka buzia zajmuje pół ekranu i coś bełkocze z tą swoją wadą wymowy. Okropne! Że ona tam ściany przesuwa i niby rzeczywistość definiuje? Ludzie - toż to chwyt jak z przedszkola, to już było miliony razy! Do tego przez ostatnie pół godziny film się wlecze, liczyłem że każda ze scen będzie tą ostatnią. Skoro rzecz jest o niczym to mógł nam twórca darować i spokojnie zrobić "dzieło" o pół godziny krótsze, prawda? Odradzam zdecydowanie a cały prasowy zachwyt nie jest wart funta kłaków.
http://www.imdb.com/title/tt1242881/

niedziela, 17 maja 2009

"House of Games" (USA 1987, reż David Mamet)



Fajny pomysł i ciekawie zawiązana intryga, jednak nie wszystko do końca mi się spodobało. Mówiąc najprościej: znana pani psycholog wkręca się w towarzystwo zawodowych oszustów i krętaczy. Bardzo lubię takie klimaty i zagwozdki nie kto kogo ale kiedy przekręcił. To co mi tu przeszkadzało to styl głównej bohaterki - okropnie ubrana (wiem, to są 80's), dziwnie momentami się zachowująca, nieatrakcyjna, dochodzę do wniosku że ona po prostu psuje ten film. Na dodatek, gdy już się okazuje co się ma okazać ona wybiera najbardziej banalne rozwiązanie. Szkoda. Gdyby ją na kogoś innego podmienić lub jeśli komuś ona nie przeszkadza tak bardzo jak mi to nie ma innych powodów do narzekań - fajne, momentami całkiem mroczne kino.

http://www.imdb.com/title/tt0093223/

"Tokyo Gore Police" ("Tôkyô zankoku keisatsu" Japonia , reż. Yoshihiro Nishimura)



Uffff... Ilość krwi i poziom choroby umysłowej sięgnął tu zenitu. Zasłużone trzy krople. Nie ma litości a reżyser upaja się chlapaniem na kamerę i tryskaniem z tętnic jak z zepsutego węża ogrodowego. Mi się oczywiście najbardziej podobała ta postać na smyczy, która nie miała rąk i nóg plus oczywiście pojawiająca się na koniec plansza zapowiadająca więcej krwi (chociaż kobieta ze szczękami krokodyla, zamiast nóg, maszyna strzelająca pięściami czy reklamy ostrzy do nacinania rąk też były w pyteczkę). Zupełnie nie można traktować tego filmu serio, raczej jako kompletny odjazd w szczególną stronę. Chlapiąca wszędzie czerwona ciecz po kilkudziesięciu minutach projekcji przestaje robić wrażenie nawet na dystyngowanych damach i wtedy można bez przeszkód rozkoszować się chorą fantazją twórców tego dzieła. Z niecierpliwością czekam na ich kolejne produkcje.
http://www.imdb.com/title/tt1183732/

środa, 13 maja 2009

"The Return of Superman" ("Süpermen dönüyor" Turcja 1971 reż Kunt Tulgar)



Niewiele ponad godzinę a ileż tu jest dobrego! Mamy w zasadzie wszystko czego trzeba aby wieczór z filmem był udany: tureckiego młodzieńca Tayfuna, okazującego się Supermenem, złego polityka, dobrego naukowca, Kryptonit wyglądający jak mydło, wąsy, kradzioną muzykę, kradziony materiał filmowy, latanie na sznurku, piękną córkę profesora, wąsy, rozczulająco udawane walki (coś jak ZF Skurcz prawie 40 lat temu w Turcji), szalone udźwiękowienie, szalony montaż, wąsy, sypiące się nigdy niemyte samochody, rewelacyjnie stylowych gangsterów, tureckie ciuszki, wąsy i tekturową gilotynę. Najfajniejsze jest jak Supermen zatrzymuje rozpędzone pociągi - przy tej scenie ekipa chyba wspięła się na wyżyny swoich umiejętności. Zdecydowanie rekomenduję oglądanie grupowe - samemu może być ciężko uwierzyć w to wszystko na raz. Czy wspomniałem o wąsach?
http://www.imdb.com/title/tt0392818/?c=1

"The Strange Vice of Mrs. Wardh" ("Lo strano vizio della Signora Wardh" Włochy / Hiszpania 1971, reż Sergio Martino)



Pani Wardh to kobieta, w której życiu pojawia się trzech mężczyzn: mąż, były facet i obecny kochanek. Na domiar złego cała czwórka znajduje się w miejscu i czasie gdzie ktoś brutalnie zabija młode dziewczyny (tak, tak, golizny sporo). I co więcej mogę powiedzieć? To jest dokładnie to co tygrysy lubią najbardziej. Niby kaszana - bo widzimy czasami nieporadne, drugoligowe aktorstwo, opowieść rzeczywiście bywa zabawnie naciągana i ogólnie nad wszystkim unosi się zapach taniości. Za to z drugiej strony to autentycznie jest fajny film - momentami naprawdę świetne, pomysłowe zdjęcia, kilka trzymających w napięciu scen i zaplątana intryga, w której do końca nie wiadomo co się okaże. Oczywiście setnie się przy tym ubawiłem, szczególnie gdy George Hilton prezentuje swoje wdzięki i przy innych charakterystycznych dla filmów z epoki motywach. O ile ktoś nie woli dzisiejszych adaptacji komiksów za ich efekciarstwo i blask to uważam że zdecydowanie warto.
http://www.imdb.com/title/tt0066412/

czwartek, 7 maja 2009

"Y tu mamá también" (Meksyk 2001, reż Alfonso Cuarón)



Przereklamowane, nudne i banalne. Cały czas oczekiwałem że coś się stanie i jak już wreszcie na samym końcu niby się okazało w czym rzecz to było za późno. Owszem miłe to wszystko dla oka, bo jak jadą przez Meksyk to wiadomo że świat jest piękny, poza tym naprawdę wiele dobrego powiedzieć nie mogę. Dialogi momentami żenujące co jest tym gorsze że film się w zasadzie na nich opiera. Zawiodłem się.
http://www.imdb.com/title/tt0245574/

"Igla" (Związek Radziecki 1988, reż Rashid Nugmanov)



Krwi jest tak ociupinkę że nie warto wspominać. Fajna rzecz tak w ogóle. Po pierwsze dzieje się w większości w Ałma Acie pod koniec lat osiemdziesiątych więc sama lokalizacja opowieści tworzy niezły klimat. Do tego jest całkiem odjechana ścieżka dźwiękowa i nie chodzi mi o samą muzykę ale też o efekty i wszystko inne. Mamy, nie wiedzieć czemu, animowane bezpośrednio na taśmie króciutkie wstawki a do tego zblazowanego bohatera, szereg wyjątkowych postaci, narkotyki i półświatek. A wszystko w Związku Radzieckim. Raczej nie każdemu się ten film spodoba ale jak dla mnie jest bardzo ciekawy i zdecydowanie na plus. No i Mamonow super.
http://www.imdb.com/title/tt0097561/

niedziela, 3 maja 2009

"Sex and Fury" ("Furyô anego den: Inoshika Ochô" Japonia 1973, reż Norifumi Suzuki)



Jeśli w filmie z lat 70tych półnaga laska gania z mieczem to wiadomo że jest fajnie, prawda? Krwi więcej pod koniec: opowieść jest o zemście pewnej pani złodziejki na mordercach jej ojca, więc naturalną koleją rzeczy kumulacja zabijania ma miejsce na finiszu. Filmowane wszystko naprawdę miło dla oka z ciekawie dobraną muzyką - wyraźnie widać skąd Tarantino "czerpał inspirację" - niektóre sceny zerżnął jeden do jednego. Golizny tez jest sporo, momentami nawet zdumiewająco sporo. Słaba jest jedynie Christina Lindberg grająca totalne drewno, poza nią wszystko naprawdę bardzo fajne: od choreografii walk, po wzory na ich kimonach. Podobało mi się, taka "Coffy" po japońsku - Super.
http://www.imdb.com/title/tt0070085/

piątek, 1 maja 2009

"Knives of the Avenger" ("I coltelli del vendicatore" Włochy 1966, reż Mario Bava)



Nie spodziewałem się tego. Nie wiem dlaczego, zamiast fajnego filmu grozy Mario Bava nakręcił tez na przykład to: film o wikingach. Dzieciom obiecał czy co? Nie jest to jakiś strasznie zły film, niby ma jakąś w miarę sensowną akcję, niektóre momenty są całkiem zabawne, tektura nie bije po oczach a niektóre dekoracje naprawdę są udane, główna aktorka ładna - no niby wszystko w porządku, tylko wydaje mi się że to raczej jest kino dla dzieci niż dla dorosłych. Ciekawa bardzo jest muzyka, która momentami zdaje się grac sama sobie - niezły odjazd z tym jest. Obejrzałem ale chyba drugi raz by mi się już nie chciało, w przeciwieństwie do kilku innych dzieł tego pana. No nic, można zanotować że odhaczone.
http://www.imdb.com/title/tt0059045/

"X-Men Geneza: Wolverine" ("X-Men Origins: Wolverine" USA 2009, reż Gavin Hood)



Niestety jak zwykle w przypadku X-Men mamy sporo kichy. Oczywiście ja akurat tą konkretną kichę lubię więc się świetnie bawiłem i nie przeszkadzały mi kolejne piramidalne bzdury. Zamiast żenować tylko mnie bawiły (jak dłużej pomyślę to sam się temu dziwię). Mimo walk i śmigających ostrzy, krwi nie ma w zasadzie wcale, co jak dla mnie też jest okropną lipą - wiadomo że wszystko jest robione dla 12-latków więc musi być możliwie jak najgrzeczniej. Najbardziej mi się podobało jak ucięta spadająca głowa poszatkowała wielki komin - taki właśnie poziom prezentuje ten film. Nie muszę chyba wspominać że spadając wcale nie krwawiła, prawda?
http://www.imdb.com/title/tt0458525/