niedziela, 31 marca 2013

"Vanishing Point" (USA 1971, reż Richard C. Sarafian)



Wreszcie udało mi się obejrzeć i oczywiście mi się podobało chociaż ciężko mi jednoznacznie uchwycić dlaczego. Chyba najbardziej do mnie trafiał ogólny klimat jaki unosił się nad tym filmem - ten taki specyficzny duch filmowego buntu z lat siedemdziesiątych. Zdjęcia fajne, muzyka wiadomo że też skoro jednym z dwóch głównych bohaterów jest radiowy DJ, fabuła niby zupełnie banalna a jednak absolutnie wystarczająca aby sprawiać solidną frajdę. Szalenie mi się podobało też to że jak ten Kowalski gnał tym białym Dodgem to cisnął do dechy - co ujęcie to on zasuwał aż miło. No i oczywiście muszę napisać że końcówka (co nietrudno się domyślić, tym którzy widzieli) szalenie mnie rozczarowała, choć nie wiem jak z drugiej strony miałoby się to wszystko skończyć. Kolejny kultowy klasyk zaliczony.

http://www.imdb.com/title/tt0067927/

"Gold of the seven saints" (USA 1961, reż Gordon Douglas)



Roger Moore jest młody i gra w czarno-białym westernie pewnego nieokrzesanego Irlandczyka, który właśnie z kolegą znalazł złoto. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności pewni chciwcy dowiadują się o złocie i zaczynają podchody mające na celu przejęcie go. Znając Moore'a głównie jako agenta 007 ogląda się to bardzo śmiesznie. Sama intryga jest dość typowa a chodzi w niej głównie o pokonanie kolejnych przeszkód, które normalnie pojawiają się w westernach - a to brakuje wody na pustyni, a to znajduje się ktoś kto może być zarówno przyjacielem jak i zdrajcą, słowem wszystko jak trzeba i zgodne z kanonem. Bardzo ładne są tu zdjęcia, ze szczególnym wskazaniem na wszelkie górskie widoczki. Nie jest to lektura obowiązkowa ale spokojnie można obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt0054934/

"Yakuza's Law" ("Yakuza keibatsu-shi: Rinchi - shikei!" Japonia 1969, reż Teruo Ishii)



Na samym starcie otrzymujemy kopa okutym glanem w pysk - krew tryska w szalenie sadystyczne i malownicze sposoby. Otwierające sceny, te pod początkowymi napisami, wiele obiecują. Potem się nieco uspokaja aby można było zarysować fabułę jednak jatka nieubłaganie powraca (pourywane uszy, wydłubane oczy, czerwień tryskająca niewiadomo skąd). Całość składa się z trzech, dziejących się w różnych epokach części - najpierw w czasach Szogunatu, potem w erze Meiji aż wreszcie w latach sześćdziesiątych. W każdej z nich chodzi z grubsza o to że kto złamie zasady Yakuzy ten zostanie ukarany na podstawie odpowiednich przykładów. Ogólnie jest bardzo interesująco i chyba ostatnia część jest najlepsza (bo kocham ośmiokątne okulary!). Niestety przyznać trzeba również że pod względem produkcyjnym chwilami jest okropnie słabo: montaż bywa delikatnie mówiąc: "eksperymentalny", oświetlenie nie istnieje, widać że nie było za wiele budżetu. Z drugiej strony muzyka zdecydowanie na plus. W ogóle - mimo ewidentnych niedociągnięć całość zdecydowanie na plus.

http://www.imdb.com/title/tt0142996/

sobota, 23 marca 2013

"Zombie vs. Ninja" (Hong Kong 1989, reż Godfrey Ho)



Na coś takiego warto czekać latami. Pomijam to że nie ma tu za bardzo scenariusza ani fabuły, nie mówiąc o jakiejkolwiek ciągłości między scenami, że "walki" są kompletnie bez sensu, aktorstwo sprawia że bolą zęby a na dodatek oni wszyscy w kółko biegają po tym samym lesie. W tym filmie występuje nawet solidny deficyt ostrości! Jeśli dodamy do tego fakt, że główny mistrzunio-nauczyciel jest trumniarzem i ma dwa tekturowe wystające zęby oraz że źli ninjowie to białasy, mające na czołach opaski na których jest napisane "Ninja" (naprawdę! takie ze sklepu z zabawkami! sam w to nie wierzyłem) oraz że zombie służą trumniarzowi tylko w celach treningowych to z grubsza będzie to pełny opis tego wiekopomnego dzieła światowej kinematografii. Wyłem ze śmiechu.

http://www.imdb.com/title/tt0094384/

"Ilsa: She Wolf of the SS" (USA / Niemcy Zachodnie 1975, reż Don Edmonds)



Na początku jest plansza o tym że film nakręcono po to żeby uświadomić widzowi okrucieństwa jakie miały miejsce w obozach podczas Drugiej Wojny Światowej a potem są już cycki, cycki i cycki a jak nie ma cycków to jest krew. Bardzo się cieszę że wreszcie miałem zobaczyć ten klasyk, o którym wiele już napisano. Wiadomo że fabuła jest bzdurna i że nie jest istotne o co tu chodzi, tylko co widać na ekranie - a to przede wszystkim niesamowity biust głównej bohaterki. Oprócz niego mamy też sporo wszelkiej innej golizny, pachnące keczupem tortury ale też choćby niemieckich strażników w rozkosznie źle dobranych ubraniach. Dodatkowe bonusy to Amerykanin, który pojawia się w obozie i ma pewną szczególną cechę a także ogromne zagęszczenie flag ze swastykami i stryczków (jakby scenograf dla podbudowania grozy tu i ówdzie lubił wcisnąć szubienicę). Oczywistym jest że "Ilsa" to zdecydowanie złe i równocześnie dające mnóstwo radochy kino.

http://www.imdb.com/title/tt0071650/

piątek, 15 marca 2013

"Argo" (USA 2012, reż Ben Affleck)



Obejrzałem bo strasznie wiele o tym gadania oraz dlatego że zawsze, odkąd pamiętam chciałem pojechać do Iranu. No i niestety jakoś nogi się pode mną nie ugięły. Wiadomo, nie mamy do czynienia z byle czym - jest to porządnie zrobione, bardzo przyzwoite kino sensacyjne, na dodatek niby oparte na faktach więc tym ciekawiej się to ogląda. Z drugiej strony - naprawdę nie ma tu niczego spektakularnego. Im dłużej się zastanawiam tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu że naprawdę nie. Wszystko jest bardzo w porządku, przyjemnie się na to patrzy, bez ziewania, niby fajnie ale prawda jest taka że "Argo" zupełnie się nie wybija ponad przeciętność. Jasne - można obejrzeć, i nawet będzie to udany seans ale kompletnie nie rozumiem całej euforii na ten temat.

http://www.imdb.com/title/tt1024648/