wtorek, 30 września 2014

"Hot Tub Time Machine" (USA 2010, reż Steve Pink)



Dosyć typowa amerykańska komedia o tym jak trzech kumpli i bratanek jednego z nich przenoszą się w czasie do lat osiemdziesiątych. Kiedy uświadamiają sobie co się stało postanawiają dokładnie odtworzyć wydarzenia sprzed lat aby przyszłość nie wyglądała inaczej i aby najmłodszy z nich w ogóle przyszedł na świat. Nie będzie to łatwe, szczególnie że na noc, którą muszą przetrwać składa się między innymi rozstanie z atrakcyjną dziewczyną jednego z nich i łomot, który drugi z nich musi zebrać od kilku innych typków. Intryga jak na film tej kategorii przystało obfituje w dość oczywiste i czasami nawet zabawne nieporozumienia ("Jakiego koloru jest Michael Jackson?") choć nie wszystkie dowcipy trzymają poziom. Największe ciśnienie na powrót w nienaruszonym stanie ma dwudziestolatek ponieważ dla pozostałych bohaterów cofnięcie się w czasie oznacza możliwość nadrobienia zaprzepaszczonych szans. Oczywiście jak to w komediach bywa nie wszystko idzie po ich myśli jednak wszystko kończy się jak należy. Zdziwiło mnie to że nawet ze dwa razy zaśmiałem się na głos, ponieważ rzadko kiedy takie komedie mnie bawią. Można obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt1231587/

"The Dead Undead" (USA 2010, reż Matthew R. Anderson i Edward Conna)



Chyba najgorszy film o zombie jaki kiedykolwiek widziałem. Zaczyna się tak jak zwykle - młodzież przyjeżdża wypocząć w domku na odludziu, samochód im się psuje a w okolicy nikogo nie ma. Sygnały ostrzegawcze w postaci Baby, Która Przesadziła z Siłownią I Ma Fatalną Grzywkę i jej kolesi pojawiają się dość szybko a w momencie kiedy widzimy retrospekcję do czasów wikingów zdobywamy pewność że nic już tego "dzieła" nie uratuje. Większość filmu wypełnia chaotyczna strzelanina i drętwe gadki a sens fabuły mniej więcej równa się budżetowi tej produkcji. Wiadomo - są niezamierzenie zabawne momenty, choćby wtedy kiedy widzimy Wietnamczyków, którzy maja nasunięte głęboko na oczy kapelusze (zabrakło Azjatów na castingu?). Warto tez wspomnieć że autor scenariusza, jeden z reżyserów i odtwórców głównych ról to ta sama osoba. Końcówka jest naprawdę wyjątkowo żenująca, zresztą aktorstwo i efekty tak samo. Ostrzegałem.

http://www.imdb.com/title/tt0923653/

"Days of Glory" ("Indigènes" Algeria / Francja / Maroko / Belgia 2006, reż Rachid Bouchareb)



Historia Arabów, których Francuzi zwerbowali do walki przeciw Niemcom podczas Drugiej Wojny Światowej. Nie jest to zły film ale jakoś mnie nie przekonał. Z kilku powodów. Po pierwsze brakuje mu tempa, jakiejś zwartej akcji - raczej to wszystko wygląda jak kilka połączonych ze sobą epizodów: rekrutacja, chłopaki we Włoszech, chłopaki w Marsylii, w Niemczech, koniec, dziękuję. Po drugie trochę dziwne jest dla mnie obsadzenie w roli żołnierza aktora bez ręki. Wiem że to jego firmowy znak i że grał już w wielu filmach ale jeśli jeden z członków oddziału wciąż trzyma w kieszeni wypchany rękaw kurtki to wszystko staje się jakieś odrealnione, ciężko traktować to serio. Uczciwe przyznam że sama fabuła jest dość ciekawa, losy bohaterów również, tylko sposób ich pokazania zupełnie do mnie nie trafia. A na końcu, zgodnie z przewidywaniami i tak okazuje się że Francuzi to najgorsze szuje.

http://www.imdb.com/title/tt0444182/

"Pickpocket" (Francja 1959, reż Robert Bresson)



Niby powolne i się wlecze i dziwne a tak naprawdę bardzo fajne. Historia jest dosyć prosta - o tym jak młody chłopak jest złodziejem, jak ledwo unika wpadki, jak umiera mu matka, jak uczy się kolejnych tricków od przypadkowo poznanego typa. Wszystko jest takie dosyć senne, podejrzewam że głównie za sprawą sączącego się spoza kadru głosu głównego bohatera, który opowiada nam co się dzieje oraz z powodu wielu milczących ujęć. Podobały mi się też są obskurne wnętrza i ogólna nędza w jakiej znajduje się tytułowy kieszonkowiec. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego, bardziej w stylu starych francuskich kryminałów a obejrzałem niecodzienny, raczej spokojny ale mocno wciągający film, który nic a nic mnie nie rozczarował.

http://www.imdb.com/title/tt0053168/

wtorek, 23 września 2014

"After The Fox" (Włochy / Wielka Brytania 1966, reż Vittorio De Sica)



Oryginalny tytuł filmu brzmi "Caccia alla volpe" jednak nie wpisuję go w tytuł posta bo nie pojawia się na ekranie a w filmie wszyscy mówią po angielsku. Peter Sellers jest genialnym przestępcą złodziejem z Turynu, który po spektakularnej ucieczce szykuje się do przejęcia transportu złota i przyznać muszę że nie jest to najlepszy film jaki z nim widziałem. Nie, że jest to złe - są całkiem zabawne momenty, przebieranki, głupawi policjanci i ślamazarni gangsterzy. Na osobne słowo zasługują czarujące aktorki jakie można oglądać tylko w filmach z tamtego okresu. Szalenie też podobało mi się fantastyczne i malownicze lokum na ostatnim piętrze gdzie mieszkała mama głównego bohatera. Ogólnie - całkiem przyjemna rzecz, szczególnie jeśli ktoś lubi tego typu stare produkcje, choć przyznać trzeba że są fajniejsze.

http://www.imdb.com/title/tt0060200/


"Giallo" (USA / Wielka Brytania / Hiszpania / Włochy 2009, reż Dario Argento)



Ciężko zdecydować czy półtorej, czy jednak dwie kropelki. Dario Argento zrobił film z Adrienem Brody i Emmanuele Seigner, który nawiązuje, jak wskazuje zresztą tytuł, do filmów giallo. Ani to udane ani nie. Po stornie minusów jest kilka ewidentnych scenariuszowych niedociągnięć - bo niby dlaczego to siostra porwanej dziewczyny ma się wtrącać w śledztwo i jakim cudem czasami lepiej kojarzy fakty od zawodowca? Z drugiej strony to rzeczywiście przypomina stare włoskie filmy - Adrien gra tak jak aktorzy z epoki, intryga całkiem nieźle naśladuje tamtą atmosferę, są fajne wnętrza i odpowiednie kolory. Końcówka może trochę rozczarowuje chociaż jak przystało na twórczość Pana Reżysera krew chlapie jak trzeba więc sumując - plusy równoważą minusy. Miałem poczucie niedosytu ale jestem zdecydowanie zadowolony że to obejrzałem.

http://www.imdb.com/title/tt1107816/

"Branded to Kill" ("Koroshi no rakuin" Japonia 1967, reż Seijun Suzuki)



Psychodeliczna historia o płatnym zabójcy, który uwielbia zapach gotowanego ryżu. Wiem, brzmi to dziwnie ale film też jest dość dziwny. Bohater jest killerem numer trzy na liście najlepszych. Jeśli dodam że nikt nie wie kim jest tajemniczy numer jeden, okaże się klarowne że w końcu musi się to wyjaśnić. Nie spalę chyba też za wiele jeśli napiszę że wyjaśni się to w złożonym pojedynku między obydwoma panami. Intryga jest dość ciekawa, mimo zdecydowanych odjazdów dobrze się to ogląda. Bardzo fajna jest także stara Japonia, sprzed technologicznego boomu - ze starymi samochodami, budynkami, kutrami rybackimi i ogólnie rzecz biorąc czarno-białym klimatem. Kolejny plus to żona głównego bohatera, której wciąż się chce seksu (stąd w filmie sporo golizny) oraz druga z żeńskich postaci. Długo się do tego zabierałem i bardzo się cieszę że w końcu do tego usiadłem.

http://www.imdb.com/title/tt0061882/

"Snowpiercer" USA 2013, reż Joon-ho Bong)



Nieudane, pełne scenariuszowych dziur Science Fiction. Rzecz polega na tym, że cała ludzkość i w ogóle życie na planecie wymarło a ci, którzy przetrwali krążą po ziemi w pędzącym pociągu. Konstrukcja całości jest taka że w ostatnich wagonach mieszkają ludzie najniższej klasy a im bliżej lokomotywy tym ci bardziej bogaci. Na samym początku wybucha na pokładzie bunt i to już sprawia że spodziewamy się zabójczo linearnej fabuły, która na końcu będzie obowiązkowo musiała nas czymś zaskoczyć. Niestety w scenariuszu roi się od nieścisłości. Wiadomo że można wymyślić sobie dowolny świat i opowiadać dziejącą się w nim dowolną historię i może być on dowolnie bzdurny ale niech przynajmniej będzie wewnętrznie spójny. Tutaj tego zdecydowanie brakuje. Ponad poziom niedostępny dla reszty wybija się Tilda Swinton i gdyby wszystkie postacie były poprowadzone tak jak ona to byłaby to zupełnie inna bajka. Mimo bezsprzecznie fajnych patentów i kilku niezłych scen, ogólnie byłem raczej zniesmaczony i rozczarowany. Tylko dla tych, którzy lubią pociągi i klimaty postapo.

http://www.imdb.com/title/tt1706620/

"The Sound of Fury" (USA 1950, reż Cyril Endfield)



Elegancka opowieść w starym stylu o tym jak jest źle i im bliżej końca tym coraz gorzej. Oto pewien bezrobotny i zdesperowany brakiem pracy ojciec i mąż daje się omotać rzezimieszkowi, z którym popełnia coraz drastyczniejsze przestępstwa. Wszystko po to aby zapewnić godny byt swojej ciężarnej żonie i synowi, oczywiście nie mającym pojęcia czym nasz bohater się zajmuje. Film to idealny przykład takiej klasycznej historii sprzed ponad pół wieku - jest ewidentny moralny dylemat, jest zły - prawdziwa kanalia i jest dobry, który czyni zło a w tle pięknie odzwierciedlona powojenna Ameryka ("Dałeś dziecku całe 50 centów?!"). Do tego dochodzi postać dziennikarza opisującego zbrodnie w lokalnej gazecie co też ma spory wpływ na bieg wydarzeń. Wszystko się pięknie rozwija, napięcie rośnie aż do drastycznej kulminacji, która mimo tego że nie spodziewamy się szczęśliwego zakończenia jest jednak szokująca. Świetne.

http://www.imdb.com/title/tt0043075/

"Last Rites" (USA 1980, reż Domonic Paris)



Znany także jako "Dracula's Last Rites", niskobudżetowy film o wampirach. Zaznaczyć muszę że mimo tego że bije z tego ewidentna taniocha, (wszystko jest kręcone w trzech wnętrzach i zagrane przez bodaj ósemkę aktorów) to całość zdecydowanie trzyma pewien niepokojący klimat. W skrócie mówiąc chodzi o to, że w małym miasteczku mieszka kilku facetów, którzy są wampirami i wykorzystują ofiary wypadków i różnych innych nieszczęść do zaspokojenia swoich krwawych potrzeb. Kłopoty zaczynają się kiedy zięć jednej ze staruszek postanawia załatwić sprawy związane z jej pogrzebem nie tak jak życzyliby sobie małomiasteczkowi krwiopijcy. Czy istnieje tu jakaś metafora typu zdeterminowana jednostka vs. potężna władza? Nie wiem, może. Wiadomo że aktorstwo nie jest najlepsze, scenariusz taki sobie ale zdecydowanie najbardziej liczy się tu dla mnie dobra atmosfera. Kolejny kiepski film, który mi się podobał.

http://www.imdb.com/title/tt0081034/

poniedziałek, 8 września 2014

"A Bittersweet Life" ("Dalkomhan insaeng" Korea Południowa 2005, reż Kim Jee-woon)



Dobry i solidnie krwawy film o tym co się dzieje, kiedy gangster nie posłucha swojego szefa. Oczywiście wszystko z powodu kobiety. Obrazki bardzo ładne, jak to w koreańskich produkcjach z XXI wieku, intryga bardzo ciekawa, fajny zestaw postaci (szczególnie spodobali mi się handlarze bronią), im bliżej końca tym robi się brutalniej a finałowa jatka jest naprawdę bardzo spektakularna. W pewnym momencie nawet średnio wyrobiony widz musi się zorientować że to wszystko nie może się skończyć inaczej niż tym że wszyscy nawzajem się wymordują. Kwestia brzmi tylko: w jakiej kolejności? Odkąd pamiętam lubię azjatyckie gangsterskie kino i kolejny raz się nie zawiodłem. 

http://www.imdb.com/title/tt0456912/

"Ugetsu monogatari" (Japonia 1953, reż Kenji Mizoguchi)



Podczas wojennej zawieruchy pewien prosty garncarz widzi swoją szansę żeby się dorobić. Mimo grożących mu niebezpieczeństw, opętany żądzą zysku, zostawia żonę z synkiem w rodzinnej wsi i udaje się do miasta sprzedać swoje wyroby a tam spotyka pewną tajemniczą, wysoko urodzoną niewiastę. Do tego inny z wieśniaków postanawia zostać samurajem. Opowieść o wierności, mrocznej tajemnicy i konsekwencjach podejmowanych wyborów. Wiadomo że nie może się to skończyć za dobrze jednak i tak w napięciu czekamy, co z tego wszystkiego wyniknie. Nie ma tu krwi, nie ma zbyt wartkiej akcji, jednak jest niesamowita atmosfera, która sprawia że świetnie się to ogląda. Rzecz zdecydowanie warta polecenia, szczególnie jeśli ktoś lubi tego rodzaju klimaty. Bardzo dobre.

http://www.imdb.com/title/tt0046478/

"The Spy Came from the Semi-Cold" ("Le spie vengono dal semifreddo" Włochy / USA 1966, reż Mario Bava)



Nic nie boli tak bardzo jak kiepski film, jednego z twoich ulubionych reżyserów, w którym występuje jeden z twoich ulubionych aktorów. Punkt wyjścia jest nawet nienajgorszy - Vincent Price gra złego naukowca. Posiada on maszynę tworzącą (multiplikującą?) atrakcyjne dziewczęta, w które wmontowano bomby detonowane przez namiętny pocałunek. Plan jest taki, żeby wespół z Chińczykami przejąć kontrolę nad światem podstawiając najważniejszym NATO-wskim generałom owe ślicznotki. Tyle dobrego. Realizacja tego pomysłu niestety jest, jakby to ująć, kiepsko slapstickowa. Kiedy ktoś się wywraca to słychać uderzenie w bęben a ganianki w stylu Benny'ego Hilla zajmują pokaźną część projekcji. Do tego dochodzą dwaj główni bohaterowie, którzy wciąż robią kretyńskie miny i są po prostu nieznośnymi debilami psującymi dosłownie każdą scenę, w której się pojawiają. Mimo że to dość krótkie to męczyłem się okrutnie. Rzecz znana także jako: "Dr. Goldfoot and the 'S' Bombs". Totalnie nie moja bajka.

http://www.imdb.com/title/tt0061014/

"Gra Endera" ("Ender's Game" USA 2013, reż Gavin Hood)



No niestety rozczarowanie. Wiadomo: głównie dlatego że czytałem książkę i spodziewałem się o wiele więcej. Jak to często bywa sporo wątków jest okrojonych - relacja Endera z jego siostrą i bratem potraktowana po łebkach, chwile, w których ujawnia się jego geniusz też raczej trzeba przyjąć na słowo ponieważ bardzo dużo motywów pominięto. Do tego ten nieszczęsny Harrison Ford, który wygląda jakby cały czas czuł się niepewnie i chciał jak najszybciej skończyć cała tę przygodę. Po stronie plusów znajdują się oczywiście bardzo spektakularne obrazki - wielkie kosmiczne bitwy, stacja szkoleniowa - to wszystko jest zrobione naprawdę miło dla oka ale w mojej opinii nie ratuje opowieści. Jeśli się nie czytało książki to niewykluczone że można to odebrać jako całkiem w porządku film SF, jednak ja nie potrafiłem. Nie mogę powiedzieć że to nudny i zły film, ale absolutnie nie wytrzymuje porównania z lekturą. Szkoda.

http://www.imdb.com/title/tt1731141/