poniedziałek, 31 października 2016

"My Name is Bruce" (USA 2007, reż Bruce Campbell)



Grubszy numer. Klasyk Złych Filmów. Chodzi o to że pan Bruce Campbell, aktor znany z produkcji, w których masakruje tłumy rozmaitych potworów, trafia gdzieś na prowincję. Tu, zostaje rozpoznany przez swoich maniakalnych fanów ale jednocześnie ktoś budzi lokalne monstrum, które trzeba pokonać. Podane to jest na śmiesznie, nikt nie udaje że to straszny horror i nawet da się to przełknąć. Komizm wynika głównie ze zderzenia tego co Bruce, dzięki swemu wielkiemu ego, sobie wyobraża (siebie jako świetnego aktora i całą sytuację jako fetę zainscenizowaną z okazji jego przybycia do wsi) z tym co ma miejsce naprawdę czyli ze Strażnikiem Umarłych, który szaleje w okolicy. Główny bohater jest aroganckim chamem i daje temu wyraz na prawo i lewo co nie przeszkadza zapatrzonemu weń tłumowi oczekiwać od niego konkretnych działań i ratunku. Wszystko zrobione mocno z przymrużeniem oka i raczej jakaś megaprodukcja to to nie jest ale każdemu, kto jakoś siedzi w temacie powinno przypaść do gustu.

http://www.imdb.com/title/tt0489235/

"Assassination" ("Amsal" Korea Południowa 2015, reż Dong-hoon Choi)



Fajny chociaż trudny i wymagający skupienia by nadążyć za intrygą. Trwa wojna między Koreą a Japonią, widz śledzi działania ruchu oporu, są zamachy, walka i zdrada. Wszystko fajnie jednak mój problem był klasycznym żenującym problemem białasa. Większość postaci występowała w mundurach i miała podobne fryzury a do tego trudne do zapamiętania imiona. No niestety ledwo udawało mi się połapać w łamigłówce pod tytułem: kto przekręca a kto jest przekręcany. Na dodatek nie było dla mnie oczywiste kto kiedy do kogo zwracał się po japońsku a kiedy po koreańsku przez co sporo niuansów mogło mi umknąć. Szkoda. Gdyby nie to, jestem pewien że "Assassination" sprawił by mi o wiele więcej radochy.

http://www.imdb.com/title/tt3501416/

"Zwykli Ludzie" ("Ordinary People" USA 1980, reż Robert Redford.



Rzadko mi się zdarza oglądać dramat obyczajowy i musze przyznac że mnie wciągnął. Opowieść jest o młodym chłopaku, który nie może dojść do siebie po tym jak jego brat na jego oczach utonął. Chwilę nam zajmuje zanim okaże się o co tu chodzi i dlaczego on taki dziwny. Rozgrywa się to z grubsza pomiędzy młodym, jego rodzicami i terapeutą a na koniec dość ciekawie wychodzi co z czego wynika. Widać wewnętrzną walkę chłopaka, rozterki ojca (Donald Sutherland) i matki, która jednak nie za bardzo cokolwiek ułatwia. Wiadomo że mają też miejsce kłopoty w szkole i łzy na kozetce, przy czym rozmowy z terapeutą to całkiem zgrabnie napisane dialogi. Zupełnie nie jest to film z mojej bajki ale nie mogę powiedzieć złego słowa. Krwi oczywiście brak.

http://www.imdb.com/title/tt0081283/

"The Royal Tailor" ("Sang-eui-won" Korea Południowa 2014, reż Wonsuk Lee)



Przed seansem wyszedł Pan Reżyser i powiedział że on wie że ten film jest nudny i że on sobie tam stanie obok wyjścia i będzie patrzył kto wychodzi. Dobry numer ale nic z tego, było całkiem interesująco. Rzecz się dzieje dawno temu w Korei i mamy tu klasyczną rozgrywkę między starym, który umie, jest przywiązany do tradycji i ma pozycję a młodym, który jest geniuszem i nie liczy się z konwenansami. Obaj są krawcami i obaj szyją najpiękniejsze ubrania zarówno dla króla jak i dla konkurujących ze sobą o jego względy pań. Łatwo się domyślić że w takiej sytuacji antagoniści będą mieli duże pole do popisu. Oczywiście jest bajecznie kolorowo, momentami nawet zabawnie a całość zdecydowanie mi się podobała. Można powiedzieć że w jakimś stopniu konflikt przypomina trochę ten między Amadeuszem a Salierim, chociaż końcówka jest zgoła odmienna. Bardzo fajnie się na to patrzyło, nie ma pan racji Panie Reżyserze.

http://www.imdb.com/title/tt4024104/

piątek, 28 października 2016

"Blood Moon" (Wielka Brytania 2014, reż Jeremy Wooding)



Nie ma zbyt sensu rozpisywać się nad fabułą filmu jeśli da się ją wyrazić w dwóch słowach: western + wilkołak. Szczerze przyznam że spodziewałem się dużo gorszej szmiry a okazuje się że w kategorii tanich i kiepskich horrorów ten całkiem nieźle daje sobie radę. Zęby od natłoku bzdur nie bolały a krew lała się obficie. Wiele więcej nie trzeba. Należy się oczywiście spodziewać wszystkich obowiązkowych głupot obecnych w takich filmach jak czyści kowboje albo elokwentna Indianka ze szminką na ustach. Zestaw bohaterów też nie jakoś specjalnie oryginalny: przesadnie do granic komizmu milczący i oschły wyga, jadący objąć posadkę młodzieniaszek ze świeżo poślubioną żoną, bogata wdowa (świetna jest), również całkiem młody angielski reporter, ksiądz, bandyci-półgłówki, wspomniana Indianka i szeryf. Zdecydowanie na plus muszę też zaliczyć kosmatego potwora. Jak najbardziej jestem za porządnym kostiumem zamiast kiepskim renderem w każdej możłiwej produkcji. Mimo że z przyzwoitym filmem nie ma to za wiele wpsólnego to wcale nie uważam że zmarnowałem czas.

http://www.imdb.com/title/tt3529110/

"The Democratic Terrorist" ("Den demokratiske terroristen" Szwecja / Niemcy 1992, reż Pelle Berglund)



Zaczyna się zwęglonym trupem ale to w zasadzie by było na tyle jeśli chodzi o okropne obrazki. Tytuł dziwny, nie wiem czemu tak. Szwedzki agent przenika do niemieckiej organizacji terrorystycznej i praktycznie za nich planuje cały zamach, na którego przeprowadzenie wcześniej ich dość niedelikatnie namawia. Oczywiście po to żeby można było przyłapać trochę nieporadnych i rozlazłych rewolucjonistów na gorącym uczynku. Słodkie, prawda? Nad wszystkim unosi się wciąż obecny zapaszek lat osiemdziesiątych - "pelna napięcia" muzyka, która przesadnie długo nam towarzyszy, waciane buły pod naramiennikami płaszczy i inne radości życia. Przyznać też muszę że jeśli rzeczywiście tak wtedy wyglądała konspiracja i planowanie ataków to wydaje mi się to kompletnym przedszkolem. W skrócie: można obejrzeć dla jaj ale nie będzie to jakoś szalenie jajcarskie, można obejrzeć jak nic innego nie ma w tv ale specjalnie polować na to nie ma raczej wielkiego sensu.

http://www.imdb.com/title/tt0104082/

"The Sicilian Clan" ("Le clan des Siciliens" Francja 1968, reż Henri Verneuil)



To jeden z tych starych gangsterskich filmów, w których jest wszystko co trzeba: ucieczka z więzienia, niesamowity skok, stary (Jean Gabin), młody (Alain Delon) i gliniarz (Lino Ventura), zdrada i ogromne pieniądze. Wszystko jest elegancko podane i odpowiednio trzyma w napięciu, są emocje i zwroty akcji a sama robota, którą wykonują, jest jak wspomniałem majstersztykiem. Wiadomo też że jeśli numer się powiedzie to komplikacje muszą nastąpić później. Wszystko jest podkreślone muzyką Ennio Morricone, która mimo że główny temat czasami ma wpleciony dźwięk typu "boioioioioooing" to stała się już klasykiem. Nie ma co więcej pisać - zdecydowanie warte obejrzenia.

http://www.imdb.com/title/tt0064169/

niedziela, 23 października 2016

"So Sweet, So Dead" ("Rivelazioni di un maniaco sessuale al capo della squadra mobile" Włochy 1972, reż Roberto Bianchi Montero)



Nie ma co, grunt to prosty, wpadający w ucho tytuł. Sprawa wygląda dość ciekawie: oto mamy do czynienia z seryjnym zabójcą. Morduje on kobiety, które jak się okazuje były niewierne, a na miejscu zbrodni zostawia zdjęcia mające to i owo udowodnić. Pierwsze gołe cycki i pierwsza krew pojawiają się jeszcze przed upływem trzydziestu sekund projekcji i każdy koneser gatunku wie, że zwiastuje to co najmniej przeciętne nasycenie seansu tego rodzaju ujęciami. Do tego mamy tu wspomnianego mordercę - klasyk w kapeluszu, czarnym płaszczu, czarnych rękawiczkach i z pończochą na twarzy, mamy wrzeszczące w niebogłosy ofiary tegoż oraz bardzo pasujące do klimatu wszystkie elementy, za które tak lubimy giallo: muzykę, wnętrza, kostiumy i oczywiście śledztwo. To chyba dość klarowne, że mi się podobało. Spokojnie mógłbym obejrzeć jeszcze raz.

http://www.imdb.com/title/tt0069186/

"Message From Space" ("Uchu kara no messeji" Japonia 1978, reż Kinji Fukasaku)



Tania, niezamierzenie przezabawna, japońska podróbka Gwiezdnych Wojen. Jest trochę, niby przypadkowych podobieństw ale też sam klimat ma chyba ciążyć w stronę tego, co zaoferował Lucas i spółka. Wynik tych starań okazuję się być raczej opłakany i zupełnie niechcący wzbudza salwy śmiechu. Są oczywiście moje ulubione rysunkowe efekty specjalne, są niepasujące do niczego, niewygodne kostiumy, są obcy o srebrnej skórze, jest gwiezdny żaglowiec i jest zblazowany generał ze swoim robotem-służącym. Jest księżniczka w bieli, magiczne orzechy i cwaniaki-chuligany. Są powtarzane nieśmieszne patenty, drewniane dialogi, źle podłożony dźwięk, słowem: wszystko co gdy zmieszane w odpowiednich proporcjach tworzy dający bardzo wiele radochy Zły Film. Tak jest i tutaj. Polecam.

http://www.imdb.com/title/tt0078435/

"Eaten Alive!" ("Mangiati vivi!" Włochy 1980, reż Umberto Lenzi)



Sama rozkosz. To własnie takie Złe Kino, które nie irytuje i nie wzbudza poczucia żenady a daje mnóstwo radochy. Jest tak: pewna pani, wynajmuje pewnego przerysowanego zawadiakę po to żeby po prowadził ją do dżungli gdzie razem mają odszuka zaginioną siostrę tej pani, która to siostra gdzieś zaginęła wraz z pewną sektą i jej tajemniczym guru. Żeby było weselej po drodze do siedziby sekty scenarzysta umieścił wioskę kanibali. Dzięki takiemu ustawieniu akcji wszystko ma klimat mocno przygodowy - taki ubogi i daleki krewniak Indiany Jonesa na kiepskim kwasie i z cyckami na wierzchu. To nie mogło się nie udać! Dialogi, sensowność intrygi i aktorstwo dzielnie trzymają odpowiednio niski poziom. Uwagę zwróciły natomiast autentyczne zdjęcia ze zwierzętami - ostrzegam, nie dla wrażliwców! - ktoś morduje na żywo aligatora, anakonda pożera małpę, trzymając jej głowę w szczęce - małpa wierzga i mruga oczami ale wie że to jej koniec. Naprawdę konkret. To oczywiście nie wszystkie krwawe ujęcia bo jest i jedzenie flaków i obcinanie głowy i rozmaite inne kanibalistyczne zagrywki. Czy muszę pisać że się przy tym ogromnie wybawiłem?

http://www.imdb.com/title/tt0081112/

"Błogosławione korzyści" ("Blessed Benefits", Jordania / Niemcy / Holandia 2016, reż Mahmoud al Massad)



Drugi i niestety ostatni film Warszawskiego Festiwalu w 2016-stym. Główny bohater, naturszczyk, dokonał drobnego krętactwa i idzie siedzieć. Nie od dziś lubię filmy o zakładach penitencjarnych więc i ten mnie zainteresował. Jest ciekawie - wiadomo, arabskie więzienie, realia (np dodatkowo złe traktowanie za to, że ktoś oszukiwał Instytucje Islamskie) i muzyka. Jasne, że tylko to nie wystarczy i na szczęście moge powiedzieć że reszta też jest w porządku. Tempo może nie zabija, intryga może się nie plącze ale jest na tyle interesująco, zabawnie i przez chwilę nieco zaskakująco, że przyjemnie się to oglądało. Nie, że to jakaś rewelacja ale film zdecydowanie na plus.

http://www.imdb.com/title/tt5161784/

wtorek, 11 października 2016

"Houston, mamy problem!" ("Houston, We Have a Problem!" Chorwacja / Niemcy / Czechy / Katar / Słowenia 2016, reż Ziga Virc)



Strasznie fajne. Chyba jeszcze nie widziałem pseudodokumentu, który by mi się nie spodobał. Tym razem chodzi o to że Tito żeni Kennedy'emu jugosłowiański program kosmiczny. Bardzo to fajnie zrobione - są zdjęcia archiwalne, są kręcone wspólcześnie, ze staruszkami, którzy niby kiedyś brali w tym udział i są też zdjęcia kręcone współcześnie ale stylizowane na stare. Żeby wszystko wyglądało jeszcze lepiej sytuację co jakoś czas komentuje Slavoj Žižek siedzący bez butów w jakiejś nieokreślonej przestrzeni. Jak przystało na ten gatunek filmowy jest całkiem zabawnie - zarówno za sprawą padających z ekranu kwestii jak i samej szalonej historii, o której się dowiadujemy.  Wybawiłem się.

http://www.imdb.com/title/tt5518022/

"Independence Day: Resurgence" (USA 2016, reż Roland Emmerich)



Straszny klocek. Zaczyna się od bełkotu, przechodzi w bełkot i kończy się bełkotem. Wiadomo, są piękne ujęcia wielkich statków kosmicznych ale opieranie superprodukcji na kilku wizualnych fajerwerkach to zdecydowanie za mało. Byłem mocno zdziwiony że wciąż jest publiczność na widowiskowe klocki po tym jak obejrzałem "Siedmiu Wspaniałych" a tu okazuje się że jest o wiele, wiele gorzej. Jest bardzo słabo, tak bardzo że nawet nie śmiesznie. Omijać szerokim łukiem. Zmarnowany czas.

http://www.imdb.com/title/tt1628841/

"The Perfume of the Lady in Black" ("Il profumo della signora in nero" Włochy 1974, reż Francesco Barilli)



Z jednej strony piękne giallo - wiadomo: wnętrza, design, kostiumy, wszystko super. Z drugiej - intryga strasznie powoli się rozkręca. Z grubsza chodzi o to że pewna pani ma zwidy i jej z tym źle. Oczywiście wkrótce pojawia się pytanie: czy to rzeczywiście jej zwidy czy ktoś ją wkręca i w jakim celu? Chwilę zajmuje zanim się zorientujemy o co w tym wszystkim chodzi, jest kilka fałszywych tropów a w pewnym momencie zaczyna przybywać trupów. Im bliżej końca tym krew obficiej płynie a sama, dość odjechana, psychodeliczna wręcz końcówka, to już w ogóle rozkosz dla konesera. Jasne - jak to zwykle bywa pojawiają się błędy - typu: ktoś dostał tasakiem po głowie a w następnej scenie leży i po śmiertelnym ciosie nie ma nawet śladu - ale przecież fanom giallo na pewno nie będą one przeszkadzały. Gdyby był żwawszy od początku to mógłbym uznać że to całkiem fajny film ale skoro jest jak jest, to chyba muszę napisać że to rzecz raczej dla koneserów gatunku.

http://www.imdb.com/title/tt0070565/