sobota, 28 listopada 2015

"Linia Frontu" ("Go-ji-jeon" Korea Południowa 2011, Hun Jang)



Kolejny zdecydowanie za długi film wojenny. Szkoda, bo pomysł nie jest zły i ma potencjał. Chodzi o to że wojna koreańska się już kończy, trwają ostatnie rozmowy i podpisywanie papierków. Wyznaczana granica przebiega przez szczyt góry, która co chwila przechodzi z rąk do rąk. Na dodatek okazuje się że doszło tam do pewnych szczególnych wydarzeń w związku z czym na miejsce wysłany zostaje oficer śledczy. Ogląda się to całkiem dobrze, szczególnie że widać że ktoś się solidnie wybawił przy kręceniu robiących wrażenie scen batalistycznych (dobry moment, gdy kamera stoi nieruchoma a na kolejnych przenikach, na różnych planach, górę zdobywają raz jedni, raz drudzy). Oczywiście główny, szalenie odkrywczy temat to ukazanie bezsensu wojny jednak z tego właśnie powodu w pewnym momencie robi się coraz rzewniej i wolniej i wszystko się raczej rozmywa. Sporo tu fajnych detali, niezłych scen, ciekawych postaci drugoplanowych i gdyby nie ostatnie 30-40 minut to powiedziałbym że to całkiem dobry film. Niestety, pod koniec nuda bierze górę.

http://www.imdb.com/title/tt2007387/

"City of Ember" (USA 2008, reż Gil Kenan)



Coś jakby nienajlepsze, familijne SF. O nastolatkach i raczej dla nastolatków - ja się czułem na to za stary, głównie ze względu na fakt, że twórcy filmu wymagali ode mnie wiele zaufania. Kolejny raz zawieszenie niewiary było mocno nadwyrężone. Ogólnie jest tak, że mamy miasto pod ziemią, gdzie mieszkają zamknięci ludzie. Jest do tego miasta klucz schowany w skrzynce. Skrzynka zaginęła. Czasy się zmieniły i skrzynkę ktoś odnajduje. Każdy, kto dobrze się bawił oglądając "Seksmisję" wynudzi się przy tym dość srogo. Bill Murray jako swego rodzaju dyktator całego tego państwa-miasta też tego raczej nie ratuje. Jedynym plusem są jak dla mnie ogromne zwierzęta z oczywistym wskazaniem na kreta. A to, że są one nijak nieuzasadnione fabularnie, to już inna para kaloszy. Bo taki to własnie film.

http://www.imdb.com/title/tt0970411/

"The Brest Fortress" ("Brestskaya krepost" Białoruś / Rosja 2010, reż Aleksandr Kott)



Obrzydliwa bolszewicka propagandówka znana po polsku jako "Twierdza Brzeska". Bohaterem jest sierota z wypranym mózgiem otoczony przez wrażliwych i dobrych towarzyszy. Jest gorący czerwiec 1941 i Niemcy właśnie ruszają. Aby dzieło spełniło swoje zadanie twórca ima się wszelkich bezczelnych, rozpychających opowieść i chwytających za serce trików: zabójstwo starszego pana dozorcy, wykrycie szpiega - zdrajcy, pilot-nadzieja, próba przebicia, żywe tarcze, monotonnie powtarzający się komunikat o tym że się bronią... Uff! Do tego dochodzi szczególnie imponująca ilość dzieci płaczących nad trupami matek, powrzucanych to tu, to tam, co jakiś czas. Wszyscy są do bólu bohaterscy, a Historia potraktowana jest z wyjątkową pogardą. Oczywiście, ponieważ widać włożone w to pieniądze to sam obrazek naprawdę robi wrażenie: urwane kończyny, wybuchy takie że wciska w fotel, pikujące bombowce, dwutonowa bomba, mnóstwo naprawdę dobrych scen (choćby ta gdzie bohater czołgając się w błocie najpierw mija nogę a potem jej właściciela). Cóż z tego, skoro kryje się za tym jeden wielki rzyg. Końcówka jest już tak ohydna że naprawdę trzeba mieć nerwy ze stali lub ryzykuje się całkowitym wypłaszczeniem mózgu. Za plus uznaję też góry martwych komuchów i nazistów ale mimo to nie uważam seansu za udany. Ciężkie przeżycie, szczerze odradzam.

http://www.imdb.com/title/tt1343703/

środa, 25 listopada 2015

"The Howling" (USA 1981, reż Joe Dante)



Oldskoolowy, nawet nie że jakiś tanio wyglądający horror, który do pewnego momentu nawet się bronił jednak potem niestety przestał. Intryga całkiem w porządku: oto pewien zwyrodnialec uwziął się na panią dziennikarkę. Ta ciężko to znosi psychicznie i aby odpocząć, wraz z mężem wyjeżdża do swego rodzaju ośrodka, prowadzonego przez znajomego psychiatrę. Na miejscu już czeka solidna ekipa rozmaitych indywiduów a z czasem okazuje się, że mieszka tu także wilkołak. Prawda jest taka, że film raczej nie przetrwał próby czasu, bo póki wilkołak chowa się po krzakach to jest całkiem fajnie. Wieje grozą, księżyc świeci, wszystko spoko. Jednak kiedy w końcu pojawia się, i co gorsza, zachodzi przemiana to całe napięcie siada. Jedyne, co od tego momentu mi się podobało to dźwięki, które wydawał bo oglądanie gumowo-futrzanego potwora przestało mnie ruszać już dawno, dawno temu. Tak to, mówiąc najprościej, wygląda. Chociaż z drugiej strony, można się nastawić na nieuchronny moment kaszany i nawet dobrze bawić. Dla mnie, mimo tego klopsa, całkiem w porządku. Końcówka bardzo fajna.

http://www.imdb.com/title/tt0082533/

"Bone Tomahawk" (USA 2015, reż S. Craig Zahler)



Wooooow! Ale oprawiają jednego typa! Biorą go do góry nogami, przecinają pionowo na pół zaostrzoną zwierzęcą szczęką i rozrywają mu miednicę aż flaki wypływają na zewnątrz! Grubo. No ale po kolei: ogólnie rzecz biorąc to jest western i mówiąc najprościej: ktoś zostaje porwany i w związku z tym w niebezpieczne, odosobnione rejony wyrusza ekipa ratunkowa. Składa się ona z czterech świetnie dobranych i zagranych postaci. Dodatkowym, nomen omen, smaczkiem jest to, że porwania dokonało dzikie plemię kanibali mieszkające w niedostępnych skałach. Śmierdzi bzdurą? To nic, zawieszam niewiarę i cieszę się seansem. W ogóle muszę przyznać, że chyba wszystko mi tu przypasowało: nie miałem wrażenia że to typowy western, obrazki ładne, poczucie grozy odpowiednio narasta (mimo że sporo się dzieje w palącym słońcu), bohaterowie, jak wspomniałem, znakomici (dziadunio gaduła najlepszy!) a krew, gdy się już zaczyna lać to naprawdę nie ma przebacz. Świetne otwierające ujęcie i po nim wprowadzenie, w którym występuje Sid Haig. Nie spodziewałem się że to będzie aż takie fajne kino.

http://www.imdb.com/title/tt2494362/

"Zejście do piekła" (Polska 1966, reż Zbigniew Kuźmiński)



Polski film o tym jak naukowa ekspedycja odnajduje ukryty obóz nazistów, dwadzieścia lat po wojnie gdzieś w południowoamerykańskiej dżungli. Bardzo to jest dziwne: dość ciekawe i niesamowite. Sam fakt że kiedyś ktoś nakręcił coś takiego w jakimś kraju przyjaznym PRL-owi już jest dla mnie zaskakujący. Ale do rzeczy: oto Witold Pyrkosz, grający asystenta profesora, który płynie w górę rzeki szukać indiańskiego plemienia (scena z nim i jedyną Niemka w obozie palce lizać). Zaraz za nim pojawia się Perepeczko, który w filmie ma na imię Odyn co już samo w sobie sprawia że bardzo zabawnie się to ogląda. Nie do pominięcia jest też ten szczególny oldskoolowy rasizm. Wiadomo: Źli są źli: aroganccy, agresywni i butni wobec Czarnych ale ci Dobrzy wcale nie są o wiele lepsi i też ich traktują z wyższością i pobłażliwością ("zbierz naszych Murzynów i idziemy"). Żeby było jeszcze zabawniej widać że dialogi na tematy światopoglądowe zostały brutalnie potraktowane nożycami cenzora - żadnego przemycania nazistowskiej ideologii! No a końcówka, której nie zdradzę, po prostu wprawiła mnie w stan szoku. Gdyby nie to że scenariusz jest taki bezsensowny, to bym powiedział że to godne polecenia a tak powiem tylko że "dla koneserów".

http://www.imdb.com/title/tt0061214/

wtorek, 17 listopada 2015

"Ant-Man" (USA 2015, reż Peyton Reed)



Chyba już jestem starym dziadem i nudzą mnie takie rzeczy. Ile razy można się emocjonować tym czy ktoś gdzieś zdąży dotrzeć zanim pasek postępu dojedzie do prawej? Czy nie ma już w kinie AD 2015 innych sposobów budowania napięcia? Intryga taka jak na komiks Marvela przystało - dość prosta, efekty bardzo fajne - wiadomo, do tego się już przyzwyczailiśmy i niestety prawda jest taka, że z tego powodu raczej byłem senny niż podekscytowany. Fajnie że on stoi taki malutki na dnie wanny, fajnie biegają te mrówki, fajnie wyjeżdża czołg z któregoś piętra ale co ja poradzę, że nic a nic mnie to nie ruszyło? Żeby było jasne - to nie jest zła rzecz, sęk w tym że utrzymana w kanonie, który chyba własnie mi się przejadł. Jeśli do czegoś miałbym się na serio przyczepić to do tego że wszystko trwa o dobrych 20 minut za długo. Poza tym: miałem wrażenie że pompka Pana Kleksa była pierwsza. Można popatrzeć ale nie należy oczekiwać cudów.

http://www.imdb.com/title/tt0478970/

"Wait Until Dark" (USA 1967, reż Terence Young)



Audrey Hepburn gra niewidomą, która zostaje wplątana w kryminalna intrygę. Początek mnie dość rozbawił - oto dziewczyna przemyca biały proszek po czym zarówno ona jak i proszek giną. W związku z tym kilku przestępców umawia się żeby go odzyskać i w momencie kiedy dyskusja idzie w złą stronę wyjmują broń - tj jeden ma nóż, drugi statyw a trzeci wywija aparatem fotograficznym. Serio? Gangsterzy się biją o dragi przy pomocy statywu? No nic, nieważne, co ważne to to, że z chwili na chwilę robi się ciekawiej, szczególnie wtedy gdy oni starają się podejść Audrey a ona wcale się im tak łatwo nie daje. Aż wreszcie nadchodzi noc, kiedy szanse się nieco wyrównują. Ogólnie rzecz biorąc "Wait Until Dark" to bardzo przyjemny kryminał starego typu - wiadomo, Audrey fajna, Alan Arkin (główny zły) świetny, produkcja bardzo w porządku. Dobra rzecz na jesienne wieczory jak ktoś lubi retro kino.

http://www.imdb.com/title/tt0062467/

"So Sweet... So Perverse" ("Così dolce... così perversa" Włochy / Francja / Niemcy Zachodnie 1969, reż Umberto Lenzi)



Przede wszystkim nalezy zaznaczyć że tytuł jest bardzo mylący. Cała perwersja ogranicza się do udekorowanej wnęki w jednym z mieszkań. Przyznać też muszę że, mówiąc delikatnie nie jest to najlepsza produkcja. Tzn - żeby było jasne - bawiłem się świetnie ale nie dlatego że to świetne kino. Ujęcia kończące się dziurą w skale, fragmenty sprzętu wjeżdżające nagle w kadr, Caroll Baker z długimi włosami, potem z krótkimi, potem z długimi, montaż no niestety nie bardzo, dubbing momentami niesłyszalny to tylko kilka grzeszków. Największy z nich to oczywiście bezsensowny scenariusz gdzie główny bohater zachowuje się jak najgorszy cymbał. Zdecydowane plusy to świetny główny motyw muzyczny no i mocno zaskakująca końcówka. Momentami się nawet zaśmiałem (jak wtedy kiedy on mówi żonie że musi wyjechać na kilka dni, potem ona płacze a potem on śmiga na motorówce - ładna sklejka) i jak wspomniałem - dobrze spędziłem przy tym czas ale prawda jest taka że to dość śmieciowy film.

http://www.imdb.com/title/tt0064186/

"The Man from U.N.C.L.E." (USA / Wielka Brytania 2015, reż Guy Ritchie)



Rzadko mi się zdarza czekać na jakiś film. Na ten czekałem i raczej się nie zawiodłem. Lubię takie produkcje, wiadomo. Takie, gdzie jest szpiegowska akcja, rozgrywki miedzy agencjami wywiadowczymi a w tle konflikty imperiów. Tym razem jest nieco inaczej ponieważ w środku zimnej wojny, do walki ze zbrodniczą organizacją, zostaje ponad podziałami powołany zespół agentów. I jedziemy. Wszystko śmiga tak jak trzeba: stare samochody ganiają, żarty są zabawne, bijatyki widowiskowe a muzyczka gra. Całość w stylowym opakowaniu z lat sześćdziesiątych. Żeby było fajniej to wcale nie mogę powiedzieć że jest sztampowo. Na myśl przychodzi tu chociażby całkiem śmieszna scena kiedy Ruska ganiają w motorówce podczas gdy Amerykanin otwiera w furgonetce butelkę wina. Co szczególnie mnie rozbawiło to fakt, że dopiero końcówka filmu jest tak naprawdę zaproszeniem do oglądania. To tu zostają nam przedstawione postacie i jasno zostaje powiedziane że należy się spodziewać kolejnych części. Hugh Grant całkiem spoko. Chętnie to obejrzę jeszcze raz, zanim wjadą z następnymi.

http://www.imdb.com/title/tt1638355/

sobota, 14 listopada 2015

"Battlefield Death Tales" (Wielka Brytania 2012, reż James Eaves + Pat Higgins + Alan Ronald)



Trzy krótkie historie zrobione przez trzech różnych reżyserów, które łączy temat drugiej wojny światowej, zombich, nazistów i potworów. Wszystko jest tu okropnie złe. No dobra, nie wszystko - świetny jest Nazibot i super jest ten bezsensowny duch co ma swastyki zamiast oczu, poza tym naprawdę bolą zęby. Od samego początku najbardziej wali po głowie straszliwie drewniane aktorstwo. Dodajmy do tego beznadziejne oświetlenie, bardzo słabe scenariusze i ogólnie powiewający nad wszystkim zapach taniochy. Naprawdę solidnie się z tym męczyłem. Na początku trzeciej części miałem nadzieję że będzie ona nieco lepsza jednak po chwili pojawił się gumowy potwór ze sklepu z zabawkami i nieodwracalnie rozwiał wszelkie nadzieje. Dla kogoś kto lubi złe filmy to jest idealna sprawa ale dla wszystkich, którzy mają ochotę po prostu popatrzeć na coś fajnego to będzie zmarnowane 90 minut.

http://www.imdb.com/title/tt2218924/

"Graveyard of Honor" ("Jingi no hakaba" Japonia 1975, reż Kinji Fukasaku)



Znowu Yakuza. Tym razem to prawdziwa historia - biografia jednego z bardziej znanych gangsterów, Rikio Ishikawy - szaleńca chodzącego własnymi drogami, igrającego z losem, wkurzającego wszystkich równo po kolei aż w końcu lądującego na śmierdzącym materacu z igłą w przedramieniu. Wszystko przeplatane autentycznymi zdjęciami i wspomnieniami jego znajomych z dzieciństwa a także wspomagane głosem z offu (typu że: "poszedł do więzienia na ileś lat po czym wyszedł"). Wiadomo że momentami jest brutalnie, momentami nieprzyjemnie, czasami główny bohater zachowuje się rzeczywiście zupełnie niezrozumiale ale to tylko dodaje smaku całości. No taki już z niego był wariat i tyle. Ogląda się to bardzo fajnie chociaż raczej od początku wiadomo jak się to musi skończyć oraz kolejny raz trzeba się bardzo skupić żeby nadążyć za tym, kto kogo właśnie przekręca. Dobre.

http://www.imdb.com/title/tt0073207/

"Man Hunt" (USA 1941, reż Fritz Lang)



Fritz Lang nakręcił niestety dosyć słaba propagandówkę. Dzieje się to wszystko w przededniu drugiej wojny światowej. Bohaterem jest pewien myśliwy, którego Niemcy oskarżają o zamach na Hitlera. On się nie przyznaje, oni zaczynają na niego polować. Wszystko jest niestety koszmarnie naiwne. Przykład? Podczas przesłuchania pan myśliwy przy gestapowcu przedrzeźnia Wodza, na co gestapowiec reaguje groźnie kiwając palcem. Zakładam że wtedy prawda o traktowaniu podludzi i obozach koncentracyjnych nie była powszechnie znana więc może należy założyć że film po prostu nie przetrwał próby czasu. Niemniej jednak za dużo tam tego rodzaju bzdur. To że on ucieka z Niemiec do Anglii, to że oni na miejscu go szukają i to że wplątuje w intrygę tę dziewczynę - wszystko jest szyte okropnie grubymi nićmi, mało wiarygodne i średnio porywające a końcówka to już w ogóle apogeum sztuki propagandy. Wiadomo że jest to poprawnie nakręcone bo to w końcu Fritz Lang ale oczekiwałem czegoś lepszego. Mówiąc krótko: rozczarowałem się.

http://www.imdb.com/title/tt0033873/