sobota, 21 lutego 2009

"Bunkier" ("The Bunker" Wielka Brytania 2001, reż Rob Green)


No niestety, nie udało się. Fajny pomysł, duży (ba! ogromny) potencjał ale jednak jakoś wszystko przelewa się między palcami. Niemieccy żołnierze uciekają przed wrogiem i chowają się w bunkrze, jednak powoli okazuje się że wróg nie jest do końca materialny. "No i super" można by pomyśleć. Mamy tu elegancki zestaw postaci, świetne umiejscowienie wszystkiego i nie mam pojęcia dlaczego jakoś nie do końca uważam że to udana rzecz. Reżyserowi nie udaje się zbudować napięcia czy atmosfery grozy, przynajmniej ja jej nie poczułem, wielka szkoda. Świetne końcowe sceny gdy jeden z żołnierzy przeciska się przez zwały oślizłych trupów. Jak się nie ma nic innego do obejrzenia to można ale np drugi raz tego oglądać mi się już nie będzie chciało.
http://www.imdb.com/title/tt0252963/

"The Hill" (Wielka Brytania 1965, reż Sidney Lumet)


Bardzo fajne. Wąsaty Sean Connery jest żołnierzem zesłanym do wojskowego więzienia na pustyni, gdzie on i jego kompani są gnojeni oczywiście niewspółmiernie do przewinień. Tytułowe wzgórze usypane jest przy placu przez więźniów i tresura polega na ganianiu w pełnym rynsztunku pod górkę. Zapewne w swoich czasach "Wzgórze" pokazując armię Imperium od nieco innej strony poruszał bulwersujące tematy, dzisiaj raczej oglądam to jako bardzo dobry film o więzieniu. Osobna sprawa to rasizm, wiadomo, że czarnoskóry więzień ma najgorzej, ale szczególne jest to że nawet jego koledzy, którzy z nim trzymają też nabijają się z tego że jest czarny. Zresztą scena, w której właśnie on odmawia posłuszeństwa oraz tego konsekwencje były jedynym zabawnym momentem w całym filmie. Na początku myślałem że raczej wszystko będzie trącić myszką jednak im dłużej oglądałem tym napięcie bardziej rosło i robiło się coraz ciekawiej. Dobra rzecz.
http://www.imdb.com/title/tt0059274/

"Frontière(s)" (Francja / Szwajcaria 2007, reż Xavier Gens)



Tragedia. Wiadra krwi i widowiskowa masakra pod koniec nie rekompensują steku głupot przez który trzeba przebrnąć wcześniej. Tak, tak - jest kilka fajnych momentów (haki w stopach na przykład), klasyczny gruby rzeźnik i kilka udanych zdjęć jednak teraz to już norma. Niestety postacie, historia i dialogi są tak głupie że aż się nie chce wierzyć że tacy ludzie w ogóle maja prawo istnieć (nawet jeśli to fikcja!). Scenariusz pachnie wyjątkowo tanią xerokopiarką, a jak na ekranie pojawia się dziadzio niby-Hitler i zaczyna wygłaszać tyrady to zęby bolą. Nie udało się moim zdaniem kompletnie. Już nie chcę więcej o tym pisać, zapomnieć chcę.
http://www.imdb.com/title/tt0814685/

poniedziałek, 16 lutego 2009

"Waltz with Bashir" ("Vals Im Bashir" Izrael / Francja / Niemcy / USA 2008, reż Ari Folman)


Absolutnie świetne. Animowany, dokumentalny film o facecie, który służąc 20 lat temu w wojsku uczestniczył w masakrze obozów dla uchodźców podczas wojny Izraela z Libanem. Okazuje się że praktycznie nic nie pamięta, posiada jedno mgliste wspomnienie z tamtych dni i stara się zrekonstruować co tam się wówczas działo. No i dalej już brak mi słów. Ładnie narysowane i choć sporo jest samego gadania, to wszelkie plenerowe sceny nadrabiają i dzięki temu film jest naprawdę bardzo miły dla oka. To jak zanimowane są np cienie to dla mnie mistrzostwo. Sama opowieść całkiem wciąga, ale co nietrudno przewidzieć, jest dość wstrząsająca. Moim zdaniem lektura obowiązkowa.
http://www.imdb.com/title/tt1185616/

"Religulous" (USA 2008, reż Larry Charles)


Podobno głośna ostatnimi czasy rzecz. Całkiem ciekawe ale momentami za bardzo amerykańskie. Autor rozmawiając z ludźmi o ich religii niektórym nie daje się wypowiedzieć do końca wchodząc w słowo, innym zadaje pytania, które dla mnie są po prostu niegrzeczne. Z drugiej strony prezentuje nam fantastyczną galerię religijnych oszołomów wszelkiej maści i nie tylko (rozmawia m.in. z facetami co odeszli z kościoła mormonów). Najciekawszy i najfajniejszy był włoski ksiądz, z którym rozmowa odbyła się w Watykanie. Mądry, cały czas uśmiechnięty, starszy człowiek. Chociaż konkluzja filmu dla przeciętnego zjadacza chleba, który umie połączyć kropki, jest zapewne miażdżąca, ja się tak bardzo nie wystraszyłem. Nic nowego i raczej wiele ten film niestety nie zmieni. Zdecydowanie warto obejrzeć.
http://www.imdb.com/title/tt0815241/

"The Face of Fu Manchu" (USA 1965, reż Don Sharp)


W sumie to się nieco zawiodłem. Myślałem że będzie fajne i pełne grozy kino a to taka w sumie zwyczajna opowiastka o policjancie co śledzi swojego zapiekłego (choć nie dowiadujemy się czemu) wroga. Oczywiście są momenty, które całkiem bawią i jest Christopher Lee ucharakteryzowany na skośnookiego, ale jakoś brak tu duszy. Za mało straszne jak na horror, za powolne jak na film akcji, cała tajemniczość jest jakaś taka sztuczna (tak na zasadzie że ktoś mówi o kimś że ten jest tajemniczy i skoro tak mówi to już tak jest) i jakoś to nijak wychodzi. Jakby się mnie ktoś po obejrzeniu tego filmu spytał "I co?" to chybabym wzruszył ramionami. Oczywiście obejrzę kolejne części i wersję z lat 30-stych z Borisem Karloffem to może historia o złym Chińczyku Fu Manchu bardziej mi podejdzie.
http://us.imdb.com/title/tt0059162/

piątek, 13 lutego 2009

"Imię Róży" ("Der Name der Rose" Francja / Włochy / Niemcy Zachodnie 1986, reż Jean-Jacques Annaud)


Wreszcie obejrzałem spokojnie i w całości po raz pierwszy "Imię Róży". Żeby było jeszcze bardziej wstyd to przyznam się że książki też nie miałem okazji przeczytać. Naturalnie bardzo mi się podobało, bo uwielbiam filmy gdzie średniowiecze jest naprawdę brudne, nikt nie myje zębów (o ile je w ogóle ma) i wszyscy są brzydcy. Do tego dochodzi oczywiście bardzo fajna intryga osadzona w ponurej klasztornej scenografii. Wiele więcej mi do szczęścia nie trzeba - najfajniejsza postać jak dla mnie to chyba Ubertino da Casale (przełożony Jezuitów), chociaż wiadomo że Ron Perlman też rządzi. A krew w tym filmie to jest głównie świńska.
http://www.imdb.com/title/tt0091605/

sobota, 7 lutego 2009

"Encounters at the End of the World" (USA 2007, reż Werner Herzog)


Herzog wziął kamerę i poleciał na Antarktydę a to jest rezultat wycieczki. Mnóstwo cudownych, powalających zdjęć, wywiady z niesamowitymi ludzkimi egzemplarzami ale brak jakiejś jednej spójnej przewodniej myśli. Wszystko robione raczej na zasadzie - tu są nurkowie, tu wulkanolodzy a tutaj ktośtam jeszcze, wracamy do domu. Inna warta uwagi rzecz, która sprawia że film jest momentami zabawny to narracja prowadzona przez Autora, czasami jest śmieszny naumyślnie ale często wystarcza rozkoszny niemiecki akcent. To co zdecydowanie mnie najbardziej rozwaliło i do tej pory trzyma to dźwięki jakie wydają foki. Absolutny szok! Są oczywiście momenty nudy - jak idą przez lodowy tunel i idą i idą a chór śpiewa... jednak jest to rekompensowane przez naprawdę sporo bardzo interesujących chwil. No i oczywiście ludzi, którzy tam są: Króla Azteków, Ruskiego Filozofa Podróżnika od dziecka, Amerykanina Lingwistę - speca od wymarłego języka, Czecha zawsze gotowego żeby iść dalej...
http://www.imdb.com/title/tt1093824/

"They Live" (USA 1988, reż John Carpenter)


Niby to fajny film ale jednak chyba nie do końca mi się podobał. Pomysł całkiem ciekawy (że na ziemi są źli obcy i widać ich tylko przez pewne szczególne okulary), i kilka świetnych patentów (szczególnie to jak 'naprawdę' wyglądają prasa i reklama) ale jednak całość do mnie nie przemawia. Chyba wynika to głównie z wyglądu postaci - główny bohater jest jak dla mnie anty-typem: flanelowa koszula wpuszczona w jeansowe spodnie, krótko z przodu, długo z tyłu i do tego postura Herkulesa. Jego obiekt uczuć jeszcze gorzej - ta kobieta ma jakieś białe oczy, przerażająca jest! Strasznie się dziwnie na to patrzyło. Do tego zachowanie naszego kowboja tez czasami wydaje mi się absurdalne, no nic. Myślę że 20 lat temu to mogła być naprawdę mocna rzecz. Dziś to raczej zwykły film grozy czy SF utrzymany w kiczowatej stylistyce lat osiemdziesiątych.
http://www.imdb.com/title/tt0096256/

"Creature from the Haunted Sea" (USA 1961, reż Roger Corman)


Czegoś takiego chyba jeszcze nie widziałem. Film grozy klasy F sprzed lat, który jest śmieszny bo tak miało być a nie bo tak wyszło! Chociaż trzeba przyznać że czasami humor pojawia się również wbrew intencji twórców. Sam podmorski potwór oczywiście wygląda supergroteskowo, zrobiony jakby ze szmat i kurzu z oczami z piłeczek pingpongowych - yeah!, ale to nie on nas ma bawić. Wszystko toczy się na statku gdzie tajny agent śledzi wywóz kosztowności z Kuby po komunistycznej rewolucji - ten właśnie wywiadowca jest taka postacią jaką Austin Powers marzy żeby być. Idealny agent-pierdoła, wszystko źle. Jeśli do tego dojdzie jeszcze jego nieudane zauroczenie, główny antagonista w postaci klonu Humphreya Bogarta i cała ta osłupiająca intryga z Kubańczykami, wyspami, skarbem i potworem to otrzymamy naprawdę wyjątkowy film z gatunku "retro S-F". Na osobne zdanie zasługuje postać marynarza naśladującego głosy zwierząt, ufff... co za pomysł...
http://www.imdb.com/title/tt0054768/

piątek, 6 lutego 2009

"Uchôten hoteru" (Japonia 2006, reż Koki Mitani)


Japońska komedia, którą obejrzałem zupełnie niechcący okazała się naprawdę śmieszna. Pomysł bardzo prosty - w eleganckim hotelu trwają przygotowania do imprezy sylwestrowej, pojawia się mnóstwo osób, których losy układają się w skomplikowaną pajęczynę zależności. Oczywiście wszystko się plącze i układanie klocków z powrotem na miejsce stanowi świetną zabawę tym bardziej, że wskazówka zegara nieubłaganie zbliża się do północy. Osobny bonus stanowi mnóstwo klasycznie japońskich smaczków - np: kto wiedział że w hotelu pracuje kaligraf? (Jego zajęciem jest malowanie zaproszeń, ogłoszeń i wszelkich hotelowych pism tak, żeby było z klasą i elegancko). Komuś kto tego nie lubi może nie pasować japoński sposób podawania humoru. Poza tym film jest całkiem długi, jednak taka ilość wątków musi mieć czas żeby się połączyć. Jak dla mnie: bardzo fajne.
http://www.imdb.com/title/tt0498587/

środa, 4 lutego 2009

"12:08 East of Bucharest" ("A fost sau n-a fost?" Rumunia 2006, reż Corneliu Porumboiu)


Rewelka. Chyba dotąd nie widziałem rumuńskiego filmu i mój pierwszy kontakt od razu przechodzi w zachwyt. Zrealizowane bardzo prostymi środkami, spokojne i skromne ale zarazem strasznie śmieszne kino. Wszystko jest o tym jak pewien lokalny redaktor telewizyjny organizuje wspominkowy wieczór pt. "Jak to u nas obalaliśmy komunizm?" w szesnastą rocznicę rewolucji przeciw Ceaucescu, w małej mieścinie w Rumunii. Komizm polega na tym że wspomnienia gości nie pasują do idei programu i wynika z tego mnóstwo dobrych momentów. W zasadzie film opiera się na dialogu, większość dzieje się w studiu telewizyjnym jednak nie nudziłem się ani przez chwilę. Bardzo fajne.
http://www.imdb.com/title/tt0809407/

"My Neighbour Totoro" ("Tonari no Totoro" Japonia 1988, reż Hayao Miyazaki)


Anime nigdy za wiele. Tym bardziej, że to film mistrza i do tego sprzed dwudziestu z górką lat. Opowieść generalnie dla dzieci chociaż wydaje mi się że dorosły się nie będzie nudził, tym bardziej że nie jest to jakaś błyszcząca i błaha opowiastka a raczej pięknie opowiedziana, mądra baśń. Ja się nie nudziłem chociaż w kółko zadawałem sobie pytanie "czemu oglądam bajkę dla dzieci zamiast krwawego horroru?" - oderwać się jednak nie mogłem. Oczywiście warstwa graficzna jest przecudowna: wiatr, od którego pochyla się trawa, rośliny, pejzaże, padający deszcz - wszystko przepiękne. No i nie mogłem się powstrzymać od komentarza że jednak gdyby taki Totoro raz kłapnął szczęką w złą stronę to nie byłoby tak różowo...
http://www.imdb.com/title/tt0096283/

"Taxidermia" (Węgry / Austria / Francja 2006, reż György Pálfi)


Krwi jakoś strasznie wiele w tym filmie nie ma, jednak dostaje jedną krople za wiele bardzo obleśnych scen. Nie ma tu jakiejś brutalnej przemocy ani nic, jednak małemu dziecku bym czegoś takiego w życiu nie puścił. Poza tym jest to świetnie zrobiona rzecz - doskonałe scenografie, niesamowite zdjęcia czy sam szalony pomysł na film. Osobna kategoria to postacie - każdy jest fenomenalny z trzema głównymi bohaterami na czele. Ciężko w kilku zdaniach streszczać całą historię tym bardziej że film składa się z trzech opowieści dziejących się po sobie. Bardzo trudno też wybrać najlepszy moment bo jest ich zatrzęsienie. (Chociaż najlepsza linijka to chyba: "Bacz do kogo mówisz! Istnieje technika wymiotowania nazwana po mnie!") Ponieważ "Taxidermia" dokładnie trafia w moje gusta nie jestem także w stanie zrozumieć kogoś, kto powie że to nie jest dobry film. Trudny do oglądania - tak, ale nie można powiedzieć że zły. Jak widać po tym co napisałem - uważam że to mistrzowskie i ciężko mnie będzie przekonać że nie mam racji.
http://www.imdb.com/title/tt0410730/