czwartek, 31 grudnia 2015

"Sacrifice" ("Zhao shi gu er" Chiny 2010, reż Kaige Chen)



Drugi lub trzeci sort chińskich kostiumowych (super?)produkcji. Jest dosyć typowo - ładnie pokazane walki i przepyszne stroje nie wynagrodzą tego że im bliżej końca tym nudniej, retrospekcje dodatkowo wszystko rozciągają a ostatnie minuty wloką się w nieskończoność. Imponujących ujęć czy spektakularnych scen zbiorowych w zasadzie brak a końcówka jest rozegrana w kameralnym gronie (a nie że np. podczas bitwy, nic z tego). Opowieść traktuje z grubsza o tym, że ktoś podmienia swoje dziecko za ostatnie z rodu po czym przez piętnaście lat czeka na zemstę. Nie wiem dlaczego tak jest, że bardzo często filmy tego rodzaju ciekawie się zaczynają a potem wszystko traci impet i gubi się w rzewnych i przydługich scenach. Dylematy postaci też raczej robią się kuriozalne i bliższe telenoweli niż wzbudzające empatię i oczekiwanie. Jasne, da się tu znaleźć kilka miłych dla oka chwil ale bardziej się wynudziłem niż wybawiłem. Raczej dla fanów.

http://www.imdb.com/title/tt1726738/ 

"The Return of the Pink Panther" (Wielka Brytania 1975, reż Blake Edwards)



Setny film w 2015 roku okazał się klasykiem obejrzanym w miłych okolicznościach w dobrym towarzystwie. W sumie wiadomo czego się tu spodziewać. Peter Sellers, jego szalejący przełożony, elegancki adwersarz i akcja dziejąca się w Maroku udającym nieistniejące państwo, jak to często się wtedy w filmach robiło. Wszystko okraszone lekkim oldskoolowym rasizmem ("mój mały żółty przyjacielu"), który w dzisiejszych czasach jest tak samo niemożliwy jak i dziecinnie zabawny. Nie da się ukryć że oczekiwanie aż nadęty i pewny swego geniuszu inspektor znów coś rozwali, potknie się albo w coś wpadnie daje dużo radochy. Często, mimo że wiemy co się musi wydarzyć, jesteśmy zaskoczeni tym, jak szybko to następuje. Dużo zabawy. Zawsze warto obejrzeć.

http://www.imdb.com/title/tt0072081/

środa, 30 grudnia 2015

"Trip with the Teacher" (USA 1975, reż Earl Barton)



Podręcznikowy przykład na to jak nie powinno się robić filmów. Chwilami zabawne ale ogólnie rzecz biorąc bardzo złe kino. Cztery dziewczęta i ich nauczycielka oraz kierowca autobusu zostają osaczeni na bezludziu przez niedobrych motocyklistów. I w zasadzie to tyle. Nie ma tu żadnych szczególnych zakrętów intrygi ani wielkich niespodzianek. Bo końcówkę trudno takową nazwać. Cały film mógłby spokojnie trwać o połowę krócej - wszystko jest na maxa rozciągnięte w związku z czym jakiekolwiek próby budowania napięcia rozsypują się zanim cokolwiek uda się stworzyć. Ach, no i oczywiście nikt w tym filmie nie zachowuje się rozsądnie. Ani oprawcy, ani ofiary. Wlokło się to nieskończenie długo, mimo tego że to ledwo 91 minut. I żadne patenty typu powtarzanie kolejny raz tego samego tematu na pianino w niczym nie były w stanie pomóc. Jedyne co jest naprawdę super to okulary(!) i mina głównego Złego. Słabe, można odpuścić.

http://www.imdb.com/title/tt0070834/

niedziela, 27 grudnia 2015

"Horrors of the Red Planet" (USA 1965, reż David L. Hewitt)



Przeglądając blogaska pod koniec roku zobaczyłem że nie dodałem tego, obejrzanego w listopadzie filmu. Pewnie dlatego że długo po nim płakałem ze śmiechu. Znany także jako "The Wizard of Mars", to chyba jeden z bardziej popularnych, klasycznych Złych Filmów. Scenariusz jest kompletnie bezsensowny (czwórka bohaterów ląduje znienacka na Marsie i postanawia gdzieś iść), aktorstwo komiczne, charakteryzacja marsjanina z mózgiem na wierzchu również. Popełnione są tu chyba wszystkie możliwe błędy, ot choćby to że na Marsie rosną roślinki i mieszka potwór z rolek papieru toaletowego. Albo to, że kiedy są na zewnątrz to nam wciskają że są w środku i na odwrót. Albo to, że aktor wymieniony jako główna gwiazda pojawia się dwadzieścia minut przed końcem i jest latającą w przestrzeni kosmicznej głową. Albo to, że rysunkowe efekty specjalne potrafią niechcący zostać w kadrze na kolejne ujęcie. Albo to, że stoją w miejscu a nam opowiadają jakim to wartkim, podziemnym strumieniem płyną. Albo to, jak nieudolnie próbują budować napięcie wmawiając nam że wulkan zaraz wybuchnie. Muszę pisać jeszcze? Mnóstwo dobrej zabawy.

http://www.imdb.com/title/tt0059920/

"Backtrack: Nazi Regression" (Wielka Brytania / Irlandia 2014, reż Tom Sands)



Nudny, tani, głupi i słabo zagrany klocek. Intryga polega na tym (jest to tak głupie że aż nie chce mi się pisać), że pewien pan poddaje się hipnozie wykonywanej przez młodocianą hipiskę. W wyniku hipnozy pojawiają się jakieś obrazy, w których nasz bohater jest nazistą i aby odkryć prawdę wyrusza z hipnotyzerką na wycieczkę. Wraz z nimi jadą jego dziewczyna i jej chłopak, którzy od początku filmu figlują na boku. Nic tu się nie trzyma kupy. Trochę to jest opowieść o efektach nieudanych eksperymentów, trochę rzecz w stylu "kilkoro młodych na odludziu" a trochę niewiadomo co. Bohaterowie wyczyniają głupoty, snują się tam i z powrotem, mają żenujące wizje aż w końcu dochodzi do pewnych strasznych wydarzeń. Powiem tylko że jedyne co w filmie udane to oparzenia wykonane palnikiem. Poza tym wszystko jest kiepskie wliczając w to żenującą końcówkę.

http://www.imdb.com/title/tt3121860/

"Bulwar Zachodzącego Słońca" ("Sunset Blvd." USA 1950, reż Billy Wilder)



Klasyk. Znakomity pod wieloma względami. Jest tu upadający hollywoodzki scenarzysta, który trafia do upadłej ekscentrycznej gwiazdy i wpada w pewien szczególny rodzaj relacji, który kończy się tak, jak na film z tamtych lat przystało. Ona jest świetna - stara wariatka o milionie twarzy, mistrzostwo świata. Znakomity jest tez jej służący. Oglądanie tego sprawiało mi mnóstwo przyjemności pod każdym względem ponieważ każdy szczegół jest elegancko dopracowany co nieustannie cieszy widza. Chyba nie ma sensu za wiele pisać. Koniecznie i obowiązkowo.

http://www.imdb.com/title/tt0043014/

piątek, 25 grudnia 2015

"Lucy" (Francja / USA 2014, reż Luc Besson)



Sam początek jest bezsensowny (kajdanki? serio?), potem robi się ciekawie, jednak im bliżej końca tym nudniej. Scarlett Johansson zostaje wplątana w intrygę polegającą na tym że zaszywają jej w brzuchu paczkę nowego narkotyku i każą jej z tym lecieć do Europy. Paczka pęka i syntetyk sprawia że dziewczę zaczyna wykorzystywać coraz większą część swojego mózgu stając się swojego rodzaju nadczłowiekiem. Oczywiście w tej chwili jej celem jest zemsta na złych, którzy jej to zrobili. Brzmi nieźle i na początku jest rzeczywiście ok. Nie tylko fabularnie ale i formalnie - podobały mi się te obrazki z dzikimi zwierzętami wmontowane na samym początku. Dobry zabieg i szkoda że potem to znika. Biją się fajnie, ganiają się fajnie, bohaterka się fajnie zachowuje ale im bardziej staje się supermenką tym gorzej się to wszystko ogląda. Nie wiem czemu. Zdziwiło mnie też, że tak krótki film potrafił mnie jednak w ostatnich dwudziestu minutach znudzić i do tego rozczarować zakończeniem. Uczucia mam mieszane bo jest tu trochę dobrego ale też według mnie jest zmarnowany potencjał. To chyba rzecz dla osób, które są wielkimi fanami Scarlett i lekkiego S-F. W innym przypadku można sobie odpuścić.

http://www.imdb.com/title/tt2872732/

czwartek, 24 grudnia 2015

"Rare Exports: A Christmas Tale" (Finlandia / Norwegia / Francja / Szwecja 2010, reż Jalmari Helander)



Dzień przed wigilią obejrzałem ten jakże świąteczny film. Nic o nim nie wiedziałem wcześniej. Kolega powiedział mi, że kiedyś powstały krótkie reklamówki jakiejś agencji kreatywnej i ponieważ ich popularność przerosła oczekiwania nakręcono też długi metraż. Chodzi tu o to, że gdzieś daleko w Laponii jest święty Mikołaj. Tylko że jest on, hmmm, jakby to ująć.. dzikim zwierzęciem. Im mniej się tu wypowiem tym lepiej, dość powiedzieć że bohaterem jest mały chłopiec, który jako jedyny zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje, podczas gdy dorośli są przejęci utratami dochodów spowodowanymi nagłym wymarciem reniferów. Momentami jest bardzo śmiesznie (pułapka w kominku!) ale przy takim ustawieniu całej historii należy się tego spodziewać. Całość nie trwa długo, dobrze się ją ogląda, niewielkie środki wykorzystane są odpowiednio. Nie mam zarzutów. Mówiąc krótko - bardzo udana produkcja.

http://www.imdb.com/title/tt1401143/

poniedziałek, 21 grudnia 2015

"Spectre" (USA / Wielka Brytania 2015, reż Sam Mendes)



No niestety. Może nie jestem rozczarowany ale nowy Bond jakoś mnie nie porwał. Jest okej bo jestem fanem Bonda ale też, mimo że trwa prawie dwie i pół godziny, pozostawił pewne wrażenie niedosytu. Z jednej strony mamy kontynuacje wątku ze "Skyfall" a z drugiej zwyczajną bondowską intrygę, które oczywiście się zazębiają. Wiadomo, wiele się w Bondzie zmieniło i nie uważam że wszystko na minus jednak sceny gdzie podrywa Monicę Belucci albo gdzie ląduje w ramionach kolejnej panienki są po prostu śmieszne. Sama akcja wiadomo - gna do przodu i jest ciekawa, okraszona walkami, gadżetami i pościgami - wszystko jak trzeba. Z drugiej strony końcówka jest taka jakby już nigdy nie mieli nakręcić żadnej kolejnej części i w sumie całkiem by mi to pasowało. Opowieść jest domknięta i fajno. Szkoda że na tym się nie skończy.

http://www.imdb.com/title/tt2379713/

"Spirited Away" ("Sen to Chihiro no kamikakushi" Japonia 2001, reż Hayao Miyazaki)



NARESZCIE! Obejrzenie tego filmu zajęło mi kilkanaście lat, nie wiem dlaczego. Ponieważ napisano o nim chyba już wszystko to nie będę marnował prądu na streszczanie intrygi. Napiszę jak bardzo jestem zachwycony. Czym najbardziej? Oczywiście nieskrępowaną fantazją autorów, galopująca wyobraźnią, nieskończoną ilością niesamowitych pomysłów. Wszystko co się tam dzieje jest, mówiąc delikatnie, absolutnie niesamowite. Postacie, wnętrza, wszelkie rozkminki i patenty bez wyjątku wyrywają z kapci. Strona wizualna oczywiście tak samo ale tego się spodziewałem. Dosłownie co kilka scen powtarzałem "ale to jest super!". Wszelkie zachwyty jakie słyszałem na temat "Spirited Away" są jak najbardziej uzasadnione. Kto nie widział, niech się za to bierze jak najszybciej.

http://www.imdb.com/title/tt0245429/

"Straight Outta Compton" (USA 2015, reż F. Gary Gray)



Ciężko mi mieć do tego dystans skoro na tych bitach się poniekąd wychowywałem. Akcja nie jest jakąś szczególną niespodzianką - wszyscy wiemy że Cube odejdzie, i że na końcu Eazy umrze ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to że wszystko jest fajnie zrobione - widzimy jak powstawały kawałki, do których bujaliśmy się pół roku później na imprezach. Wszystko elegancko wystylizowane na tamte lata. Ładnie pocięte i pokazane - ze studia, prosto na scenę, od surówki i prób złapania dobrej melodii po bujające się tłumy. Cała, szersza opowieść też jest dobrze poprowadzona. Na osobne słowa uznania zasługuje O'Shea Jackson Jr, którego każde drgnięcie wargi wygląda jak u ojca - brawo. Długie to ale naprawdę dobrze mi się oglądało i cieszę się że miałem sposobność.

http://www.imdb.com/title/tt1398426/

środa, 16 grudnia 2015

"Skok na kasyno" ("Mélodie en sous-sol" Francja / Włochy 1963, reż Henri Verneuil)



Stary, antypatyczny kryminalista (Jean Gabin) plus jego młody pomocnik (Alain Delon) równa się to co w tytule. Bardzo fajny oldskoolowy kryminał. Stary postanawia zrobić ostatni numer, który go ustawi, potrzebuje do tego młodego, któremu wszystko dokładnie mówi co tamten ma robić. Samo włamanie długie i trzymające w napięciu a końcówka zupełnie niespodziewana i zarazem świetna, mocno zapadająca w pamięć. Wiele więcej dodawać naprawdę nie trzeba - obaj panowie znakomici, francuskie kino z tamtej epoki, wiadomo że trzyma poziom. Do tego blichtr, kryminaliści i ładne dziewczęta. Sama radość oglądania.

http://www.imdb.com/title/tt0057344/

"Brylantowa ręka" ("Бриллиантовая рука" ZSRR 1969, reż Leonid Gajdaj)



Przeczytałem że to najlepsza komedia wyprodukowana w ZSRR więc się skusiłem i nie było najgorzej. Sam pomysł bardzo zabawny - oto pewien dzielny obywatel w nagrodę za uczciwą postawę jedzie na wycieczkę do Turcji. Pech chce że wplątuje się w przemytniczo-kryminalną aferę, polegającą z grubsza na tym że wraca do domu z ręką w gipsie, w którym omyłkowo ukryte zostają kosztowności. Jak to w takich komediach bywa główny bohater jest totalnym, roztrzęsionym pierdołą, potykającym się o co tylko się da. Humor często jest slapstickowy, sporo jest np ujęć z przyśpieszonym bieganiem, ciągle coś się nie udaje, etc. Chwilami rzeczywiście jest zabawnie. Autorowi filmu udało się też uniknąć sowieckiej propagandy więc w sumie, choć może boków nie zrywałem, to wcale nie powiem że żałuję. Najlepsza Sowiecka komedia jest nawet ok.

http://www.imdb.com/title/tt0062759/

"Devil Woman" ("Onibaba" Japonia 1964, reż Kaneto Shindô)



Czarno-biały, klasyczny, japoński film grozy. Przez pierwszą godzinę bardziej zagęszcza się tu klimat niż coś konkretnego się dzieje ale potem jak już akcja nabierze rumieńców to jest całkiem w porządku. Bardzo fajnie że bohaterami są wieśniacy mieszkający w szałasach z trawy i żyjący z mordowania wojennych niedobitków i dezerterów. Częściej trafiam na opowieści o samurajach i arystokracji niż o chamach jedzących psy. Atmosfera jest więc całkiem duszna, brudna i coraz mroczniejsza. Jest tajemnicza dziura w ziemi, jest romans i zazdrość, jest demon i jest grające swoją rolę morze traw. Tak jak wspomniałem, rozkręca się wszystko powoli, z początku sporo tu długich, spokojnych i cichych momentów i mimo że przy pierwszym podejściu, prawie rok temu, dwa razy na tym zasnąłem to bardzo się cieszę że w końcu udało mi się dotrwać do końca. Warto.

http://www.imdb.com/title/tt0058430/

"Ginger" (USA 1971, reż Don Schain)



Bardzo, bardzo zły. Idiotyczna fabuła, sporo golizny a o grze aktorskiej wspominać nie ma co, bo jej tu po prostu nie ma. Super. Pani, która gra główną rolę zasłynęła z tego że występowała jako sobowtór Brigitte Bardot i podejrzewam że nie występowała ubrana. Akcja jest taka że jakaś nieokreślona organizacja zatrudnia zblazowaną, osieroconą i bogatą małolatę (postać ma w filmie 23 lata, aktorka ją grająca ma lat 26 a wygląda na 35, samo zło), której zadaniem jest rozwalić gangi sprzedające narkotyki w pewnym kurorcie. Wybierają ją ponieważ... no właśnie - w sumie nie wiemy dlaczego. Ani nie jest ładna, ani przeszkolona ani nic nie osiągnęła. No i idzie to dziewczę ich tropić, ochoczo po drodze zrzucając ciuszki. Dowiadujemy się tez że kilku poprzednim organizacjom i ich agentom to się nie udało. No co za pech. Tyle o fabule. Co jeszcze? Ot choćby żenujące dłużyzny. Sceny gdzie ma być erotyczne napięcie są koszmarnie nudne np. taniec w klubie trwa okropnie długo i nie wiadomo po co. Do pełni porażki przyczyniają się też fatalny montaż, nieistniejące oświetlenie i szereg innych błędów w sztuce filmowej. Wybawiłem się setnie.

http://www.imdb.com/title/tt0067133/

"Disembodied" (USA 1998, reż William Kersten)



Bardzo fajne z kilku powodów - ewidentnie niski budżet nie przeszkadzał stworzyć niezłego klimatu.Wszystko jest dosyć mroczne i obskurne. Chodzi o to że pewna dziewczyna wprowadza się do podrzędnego hotelu. Jak widz szybko jest się w stanie domyślić jest z nią coś nie tak. Coś bardzo nie tak. Na policzku wyrasta jej dziwna rzecz a ona sama nie zachowuje się tak jak inne młode dziewczyny w jej wieku. Mimo że z czasem intryga nieco traci na sensowności to na szczęście film nie gubi klimatu. Na osobne zdanie zasługuje hotelowy recepcjonista - zarówno ze względu na swój wygląd jak i mocno przegięte zachowanie. No dobry jest skubaniec. Kolejny raz  nie wiedziałem czego się spodziewać i raczej obawiałem się że będzie to kolejny, typowy Zły Film a tu proszę: jakie miłe zaskoczenie. Tzn. żeby była jasność - to nie jest za dobra rzecz ale na pewno może się autentycznie spodobać.

http://www.imdb.com/title/tt0225528/

środa, 9 grudnia 2015

"Women in the Night" (USA 1948, reż William Rowland)



Głównie z powodu scenariusza to raczej mocno bezsensowny film. Do tego nawet nie jest śmiesznie a raczej nudnawo. Kompletnie nic się tu nie trzyma kupy. Naziści, próbują zbudować wunderwaffe, już po upadku Hitlera, w Szanghaju gdzie toczy się akcja. Już jest nieźle, co? Intryga polega na wykorzystaniu dziwnej, międzynarodowej zbieraniny dziewcząt, będących w dziwnym areszcie, do wykonania misji polegającej na odwracaniu uwagi japońskich notabli by Niemcy mogli zyskać na czasie. Do tego chodzi też chyba o pokazanie jak strasznie źli byli Niemcy a moralnie zepsuci Francuzi, serio. Naprawdę nie ma tu raczej nic dla czego warto spędzić czas przy tej produkcji. Obejrzałem do końca z poczucia obowiązku. Najlepszy ze wszystkiego jest plakat.

http://www.imdb.com/title/tt0040003/

"Słodkich Snów" ("Mientras Duermes" Hiszpania 2011, reż Jaume Balagueró)



Świetne. Gdzieś ktoś napisał że to horror i tego się spodziewałem ale okazało się że jest dużo lepiej. To raczej thriller albo współczesny film grozy opowiadający o pracującym w eleganckiej kamienicy dozorcy. Im mniej napisze o co chodzi tym lepiej, wystarczy powiedzieć że historia bardzo ciekawie się nam rozwija i z chwili na chwilę szczęka zjeżdża nam coraz niżej. Głównego bohatera gra Luis Tosar, którego widziałem już w "Cela 211", i który również tu jest absolutnie świetny. Uczciwie muszę jednak przyznać, że to nie tylko on buduje atmosferę. Dźwięk, oświetlenie, narracja, sam budynek: wszystko idealnie tworzy coraz bardziej niepokojący klimat. Kolejny raz biorę się za hiszpański film, o którym nic nie wiem i kolejny raz jestem zachwycony. Rewelka.

http://www.imdb.com/title/tt1437358/

"The Pumaman" ("L'uomo puma" Włochy 1980, reż Alberto De Martino)



Przezabawne, pokraczne i bardzo złe. Jest taki facet - wielki Indianin. Chadza on po kampusach i wyrzuca studentów przez okna. Chodzi o to że według jakichśtam wytycznych z przepowiedni, szuka on Człowieka Pumy, a ten wiadomo - wyrzucony przez okno spadnie na cztery łapy. Serio, tak się zaczyna ten film. Potem okazuje się że Pumaman musi stawić czoła pewnemu Niedobremu Człowiekowi, który posiadł maskę z folii aluminiowej. Przy pomocy tej maski, oraz glinianych, stojących obok siebie główek, kontroluje mózgi innych osób i już za chwilę przejmie całkowitą kontrolę nad światem bo właśnie zamierza zawrzeć umowę z kimśtam jeszcze. Dodam że główny bohater, jak na pumę przystało umie latać. Robi to w szczególnym stylu - z rękami i nogami zwisającymi w dół, ku ziemi. Więcej pisać chyba już nie muszę. Momentami trochę nudnawe ale mimo wszystko - och, jak bardzo warto to obejrzeć!

http://www.imdb.com/title/tt0081693/

piątek, 4 grudnia 2015

"Siła złego na jednego" ("Alles auf Zucker!" Niemcy 2004, reż Dani Levy)



Nie wiem jak to się stało że oglądam drugi z rzędu niemiecki film i do tego komedię. Raczej słabą komedię trzeba przyznać, chociaż pod koniec seansu, gdy wszystko odpowiednio się zagęściło, było nieco lepiej. Bohaterem jest pewien kiepski cwaniak, namiętny hazardzista i pijak. Żyje z tego co uda mu się ukręcić z gier i rozmaitych drobnych numerów. W pewnym momencie dowiaduje się że otrzyma ogromny spadek, jednak wymogiem jest żeby pochówek mamy odbył się zgodnie z ortodoksyjną żydowską tradycją. Oczywistym jest że będzie to nie lada wyzwaniem, tym bardziej że na pogrzeb z Ameryki przylatuje dawno nie widziana, religijna rodzina. Pomysł może nie jakiś super porywający ale potencjał jest. Przyznać trzeba jednak że tak samo myślę o całości - film mnie nie porwał ale od biedy da się na niego popatrzeć. Nic szczególnego.

http://www.imdb.com/title/tt0416331/

"Biegnij, Lola, biegnij" ("Lola rennt" Niemcy 1998, reż Tom Tykwer)



Nigdy nie oglądałem a takie to fajne. Bardzo w duchu lat 90-tych. Jest szybki rytm elektronicznej muzyki, szybkie cięcia, animowane wstawki i szalona historia. Wszystko jak trzeba. Opowieść jest o tym że chłopak tytułowej bohaterki wpadł w tarapaty, jest winien ciemnym typom grube pieniądze i ma godzinę na to żeby je zdobyć. Planuje w związku z tym obrobić sklep na co Lola nie może się zgodzić więc bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna wyścig z czasem i losem. Jak zwykle - im mniej się wie co będzie dalej, tym jest fajniej, głównie za pomocą pewnego prostego i ustawiającego cały film zabiegu. Poczucie uciekających minut jest bardzo dobrze oddane nie tylko w warstwie montażu ale również za pomocą pulsującej ścieżki dźwiękowej. Dokładnie tak się kręciło dwadzieścia lat temu i bardzo to trafia w mój gust.

http://www.imdb.com/title/tt0130827/

sobota, 28 listopada 2015

"Linia Frontu" ("Go-ji-jeon" Korea Południowa 2011, Hun Jang)



Kolejny zdecydowanie za długi film wojenny. Szkoda, bo pomysł nie jest zły i ma potencjał. Chodzi o to że wojna koreańska się już kończy, trwają ostatnie rozmowy i podpisywanie papierków. Wyznaczana granica przebiega przez szczyt góry, która co chwila przechodzi z rąk do rąk. Na dodatek okazuje się że doszło tam do pewnych szczególnych wydarzeń w związku z czym na miejsce wysłany zostaje oficer śledczy. Ogląda się to całkiem dobrze, szczególnie że widać że ktoś się solidnie wybawił przy kręceniu robiących wrażenie scen batalistycznych (dobry moment, gdy kamera stoi nieruchoma a na kolejnych przenikach, na różnych planach, górę zdobywają raz jedni, raz drudzy). Oczywiście główny, szalenie odkrywczy temat to ukazanie bezsensu wojny jednak z tego właśnie powodu w pewnym momencie robi się coraz rzewniej i wolniej i wszystko się raczej rozmywa. Sporo tu fajnych detali, niezłych scen, ciekawych postaci drugoplanowych i gdyby nie ostatnie 30-40 minut to powiedziałbym że to całkiem dobry film. Niestety, pod koniec nuda bierze górę.

http://www.imdb.com/title/tt2007387/

"City of Ember" (USA 2008, reż Gil Kenan)



Coś jakby nienajlepsze, familijne SF. O nastolatkach i raczej dla nastolatków - ja się czułem na to za stary, głównie ze względu na fakt, że twórcy filmu wymagali ode mnie wiele zaufania. Kolejny raz zawieszenie niewiary było mocno nadwyrężone. Ogólnie jest tak, że mamy miasto pod ziemią, gdzie mieszkają zamknięci ludzie. Jest do tego miasta klucz schowany w skrzynce. Skrzynka zaginęła. Czasy się zmieniły i skrzynkę ktoś odnajduje. Każdy, kto dobrze się bawił oglądając "Seksmisję" wynudzi się przy tym dość srogo. Bill Murray jako swego rodzaju dyktator całego tego państwa-miasta też tego raczej nie ratuje. Jedynym plusem są jak dla mnie ogromne zwierzęta z oczywistym wskazaniem na kreta. A to, że są one nijak nieuzasadnione fabularnie, to już inna para kaloszy. Bo taki to własnie film.

http://www.imdb.com/title/tt0970411/

"The Brest Fortress" ("Brestskaya krepost" Białoruś / Rosja 2010, reż Aleksandr Kott)



Obrzydliwa bolszewicka propagandówka znana po polsku jako "Twierdza Brzeska". Bohaterem jest sierota z wypranym mózgiem otoczony przez wrażliwych i dobrych towarzyszy. Jest gorący czerwiec 1941 i Niemcy właśnie ruszają. Aby dzieło spełniło swoje zadanie twórca ima się wszelkich bezczelnych, rozpychających opowieść i chwytających za serce trików: zabójstwo starszego pana dozorcy, wykrycie szpiega - zdrajcy, pilot-nadzieja, próba przebicia, żywe tarcze, monotonnie powtarzający się komunikat o tym że się bronią... Uff! Do tego dochodzi szczególnie imponująca ilość dzieci płaczących nad trupami matek, powrzucanych to tu, to tam, co jakiś czas. Wszyscy są do bólu bohaterscy, a Historia potraktowana jest z wyjątkową pogardą. Oczywiście, ponieważ widać włożone w to pieniądze to sam obrazek naprawdę robi wrażenie: urwane kończyny, wybuchy takie że wciska w fotel, pikujące bombowce, dwutonowa bomba, mnóstwo naprawdę dobrych scen (choćby ta gdzie bohater czołgając się w błocie najpierw mija nogę a potem jej właściciela). Cóż z tego, skoro kryje się za tym jeden wielki rzyg. Końcówka jest już tak ohydna że naprawdę trzeba mieć nerwy ze stali lub ryzykuje się całkowitym wypłaszczeniem mózgu. Za plus uznaję też góry martwych komuchów i nazistów ale mimo to nie uważam seansu za udany. Ciężkie przeżycie, szczerze odradzam.

http://www.imdb.com/title/tt1343703/

środa, 25 listopada 2015

"The Howling" (USA 1981, reż Joe Dante)



Oldskoolowy, nawet nie że jakiś tanio wyglądający horror, który do pewnego momentu nawet się bronił jednak potem niestety przestał. Intryga całkiem w porządku: oto pewien zwyrodnialec uwziął się na panią dziennikarkę. Ta ciężko to znosi psychicznie i aby odpocząć, wraz z mężem wyjeżdża do swego rodzaju ośrodka, prowadzonego przez znajomego psychiatrę. Na miejscu już czeka solidna ekipa rozmaitych indywiduów a z czasem okazuje się, że mieszka tu także wilkołak. Prawda jest taka, że film raczej nie przetrwał próby czasu, bo póki wilkołak chowa się po krzakach to jest całkiem fajnie. Wieje grozą, księżyc świeci, wszystko spoko. Jednak kiedy w końcu pojawia się, i co gorsza, zachodzi przemiana to całe napięcie siada. Jedyne, co od tego momentu mi się podobało to dźwięki, które wydawał bo oglądanie gumowo-futrzanego potwora przestało mnie ruszać już dawno, dawno temu. Tak to, mówiąc najprościej, wygląda. Chociaż z drugiej strony, można się nastawić na nieuchronny moment kaszany i nawet dobrze bawić. Dla mnie, mimo tego klopsa, całkiem w porządku. Końcówka bardzo fajna.

http://www.imdb.com/title/tt0082533/

"Bone Tomahawk" (USA 2015, reż S. Craig Zahler)



Wooooow! Ale oprawiają jednego typa! Biorą go do góry nogami, przecinają pionowo na pół zaostrzoną zwierzęcą szczęką i rozrywają mu miednicę aż flaki wypływają na zewnątrz! Grubo. No ale po kolei: ogólnie rzecz biorąc to jest western i mówiąc najprościej: ktoś zostaje porwany i w związku z tym w niebezpieczne, odosobnione rejony wyrusza ekipa ratunkowa. Składa się ona z czterech świetnie dobranych i zagranych postaci. Dodatkowym, nomen omen, smaczkiem jest to, że porwania dokonało dzikie plemię kanibali mieszkające w niedostępnych skałach. Śmierdzi bzdurą? To nic, zawieszam niewiarę i cieszę się seansem. W ogóle muszę przyznać, że chyba wszystko mi tu przypasowało: nie miałem wrażenia że to typowy western, obrazki ładne, poczucie grozy odpowiednio narasta (mimo że sporo się dzieje w palącym słońcu), bohaterowie, jak wspomniałem, znakomici (dziadunio gaduła najlepszy!) a krew, gdy się już zaczyna lać to naprawdę nie ma przebacz. Świetne otwierające ujęcie i po nim wprowadzenie, w którym występuje Sid Haig. Nie spodziewałem się że to będzie aż takie fajne kino.

http://www.imdb.com/title/tt2494362/

"Zejście do piekła" (Polska 1966, reż Zbigniew Kuźmiński)



Polski film o tym jak naukowa ekspedycja odnajduje ukryty obóz nazistów, dwadzieścia lat po wojnie gdzieś w południowoamerykańskiej dżungli. Bardzo to jest dziwne: dość ciekawe i niesamowite. Sam fakt że kiedyś ktoś nakręcił coś takiego w jakimś kraju przyjaznym PRL-owi już jest dla mnie zaskakujący. Ale do rzeczy: oto Witold Pyrkosz, grający asystenta profesora, który płynie w górę rzeki szukać indiańskiego plemienia (scena z nim i jedyną Niemka w obozie palce lizać). Zaraz za nim pojawia się Perepeczko, który w filmie ma na imię Odyn co już samo w sobie sprawia że bardzo zabawnie się to ogląda. Nie do pominięcia jest też ten szczególny oldskoolowy rasizm. Wiadomo: Źli są źli: aroganccy, agresywni i butni wobec Czarnych ale ci Dobrzy wcale nie są o wiele lepsi i też ich traktują z wyższością i pobłażliwością ("zbierz naszych Murzynów i idziemy"). Żeby było jeszcze zabawniej widać że dialogi na tematy światopoglądowe zostały brutalnie potraktowane nożycami cenzora - żadnego przemycania nazistowskiej ideologii! No a końcówka, której nie zdradzę, po prostu wprawiła mnie w stan szoku. Gdyby nie to że scenariusz jest taki bezsensowny, to bym powiedział że to godne polecenia a tak powiem tylko że "dla koneserów".

http://www.imdb.com/title/tt0061214/

wtorek, 17 listopada 2015

"Ant-Man" (USA 2015, reż Peyton Reed)



Chyba już jestem starym dziadem i nudzą mnie takie rzeczy. Ile razy można się emocjonować tym czy ktoś gdzieś zdąży dotrzeć zanim pasek postępu dojedzie do prawej? Czy nie ma już w kinie AD 2015 innych sposobów budowania napięcia? Intryga taka jak na komiks Marvela przystało - dość prosta, efekty bardzo fajne - wiadomo, do tego się już przyzwyczailiśmy i niestety prawda jest taka, że z tego powodu raczej byłem senny niż podekscytowany. Fajnie że on stoi taki malutki na dnie wanny, fajnie biegają te mrówki, fajnie wyjeżdża czołg z któregoś piętra ale co ja poradzę, że nic a nic mnie to nie ruszyło? Żeby było jasne - to nie jest zła rzecz, sęk w tym że utrzymana w kanonie, który chyba własnie mi się przejadł. Jeśli do czegoś miałbym się na serio przyczepić to do tego że wszystko trwa o dobrych 20 minut za długo. Poza tym: miałem wrażenie że pompka Pana Kleksa była pierwsza. Można popatrzeć ale nie należy oczekiwać cudów.

http://www.imdb.com/title/tt0478970/

"Wait Until Dark" (USA 1967, reż Terence Young)



Audrey Hepburn gra niewidomą, która zostaje wplątana w kryminalna intrygę. Początek mnie dość rozbawił - oto dziewczyna przemyca biały proszek po czym zarówno ona jak i proszek giną. W związku z tym kilku przestępców umawia się żeby go odzyskać i w momencie kiedy dyskusja idzie w złą stronę wyjmują broń - tj jeden ma nóż, drugi statyw a trzeci wywija aparatem fotograficznym. Serio? Gangsterzy się biją o dragi przy pomocy statywu? No nic, nieważne, co ważne to to, że z chwili na chwilę robi się ciekawiej, szczególnie wtedy gdy oni starają się podejść Audrey a ona wcale się im tak łatwo nie daje. Aż wreszcie nadchodzi noc, kiedy szanse się nieco wyrównują. Ogólnie rzecz biorąc "Wait Until Dark" to bardzo przyjemny kryminał starego typu - wiadomo, Audrey fajna, Alan Arkin (główny zły) świetny, produkcja bardzo w porządku. Dobra rzecz na jesienne wieczory jak ktoś lubi retro kino.

http://www.imdb.com/title/tt0062467/

"So Sweet... So Perverse" ("Così dolce... così perversa" Włochy / Francja / Niemcy Zachodnie 1969, reż Umberto Lenzi)



Przede wszystkim nalezy zaznaczyć że tytuł jest bardzo mylący. Cała perwersja ogranicza się do udekorowanej wnęki w jednym z mieszkań. Przyznać też muszę że, mówiąc delikatnie nie jest to najlepsza produkcja. Tzn - żeby było jasne - bawiłem się świetnie ale nie dlatego że to świetne kino. Ujęcia kończące się dziurą w skale, fragmenty sprzętu wjeżdżające nagle w kadr, Caroll Baker z długimi włosami, potem z krótkimi, potem z długimi, montaż no niestety nie bardzo, dubbing momentami niesłyszalny to tylko kilka grzeszków. Największy z nich to oczywiście bezsensowny scenariusz gdzie główny bohater zachowuje się jak najgorszy cymbał. Zdecydowane plusy to świetny główny motyw muzyczny no i mocno zaskakująca końcówka. Momentami się nawet zaśmiałem (jak wtedy kiedy on mówi żonie że musi wyjechać na kilka dni, potem ona płacze a potem on śmiga na motorówce - ładna sklejka) i jak wspomniałem - dobrze spędziłem przy tym czas ale prawda jest taka że to dość śmieciowy film.

http://www.imdb.com/title/tt0064186/

"The Man from U.N.C.L.E." (USA / Wielka Brytania 2015, reż Guy Ritchie)



Rzadko mi się zdarza czekać na jakiś film. Na ten czekałem i raczej się nie zawiodłem. Lubię takie produkcje, wiadomo. Takie, gdzie jest szpiegowska akcja, rozgrywki miedzy agencjami wywiadowczymi a w tle konflikty imperiów. Tym razem jest nieco inaczej ponieważ w środku zimnej wojny, do walki ze zbrodniczą organizacją, zostaje ponad podziałami powołany zespół agentów. I jedziemy. Wszystko śmiga tak jak trzeba: stare samochody ganiają, żarty są zabawne, bijatyki widowiskowe a muzyczka gra. Całość w stylowym opakowaniu z lat sześćdziesiątych. Żeby było fajniej to wcale nie mogę powiedzieć że jest sztampowo. Na myśl przychodzi tu chociażby całkiem śmieszna scena kiedy Ruska ganiają w motorówce podczas gdy Amerykanin otwiera w furgonetce butelkę wina. Co szczególnie mnie rozbawiło to fakt, że dopiero końcówka filmu jest tak naprawdę zaproszeniem do oglądania. To tu zostają nam przedstawione postacie i jasno zostaje powiedziane że należy się spodziewać kolejnych części. Hugh Grant całkiem spoko. Chętnie to obejrzę jeszcze raz, zanim wjadą z następnymi.

http://www.imdb.com/title/tt1638355/

sobota, 14 listopada 2015

"Battlefield Death Tales" (Wielka Brytania 2012, reż James Eaves + Pat Higgins + Alan Ronald)



Trzy krótkie historie zrobione przez trzech różnych reżyserów, które łączy temat drugiej wojny światowej, zombich, nazistów i potworów. Wszystko jest tu okropnie złe. No dobra, nie wszystko - świetny jest Nazibot i super jest ten bezsensowny duch co ma swastyki zamiast oczu, poza tym naprawdę bolą zęby. Od samego początku najbardziej wali po głowie straszliwie drewniane aktorstwo. Dodajmy do tego beznadziejne oświetlenie, bardzo słabe scenariusze i ogólnie powiewający nad wszystkim zapach taniochy. Naprawdę solidnie się z tym męczyłem. Na początku trzeciej części miałem nadzieję że będzie ona nieco lepsza jednak po chwili pojawił się gumowy potwór ze sklepu z zabawkami i nieodwracalnie rozwiał wszelkie nadzieje. Dla kogoś kto lubi złe filmy to jest idealna sprawa ale dla wszystkich, którzy mają ochotę po prostu popatrzeć na coś fajnego to będzie zmarnowane 90 minut.

http://www.imdb.com/title/tt2218924/

"Graveyard of Honor" ("Jingi no hakaba" Japonia 1975, reż Kinji Fukasaku)



Znowu Yakuza. Tym razem to prawdziwa historia - biografia jednego z bardziej znanych gangsterów, Rikio Ishikawy - szaleńca chodzącego własnymi drogami, igrającego z losem, wkurzającego wszystkich równo po kolei aż w końcu lądującego na śmierdzącym materacu z igłą w przedramieniu. Wszystko przeplatane autentycznymi zdjęciami i wspomnieniami jego znajomych z dzieciństwa a także wspomagane głosem z offu (typu że: "poszedł do więzienia na ileś lat po czym wyszedł"). Wiadomo że momentami jest brutalnie, momentami nieprzyjemnie, czasami główny bohater zachowuje się rzeczywiście zupełnie niezrozumiale ale to tylko dodaje smaku całości. No taki już z niego był wariat i tyle. Ogląda się to bardzo fajnie chociaż raczej od początku wiadomo jak się to musi skończyć oraz kolejny raz trzeba się bardzo skupić żeby nadążyć za tym, kto kogo właśnie przekręca. Dobre.

http://www.imdb.com/title/tt0073207/

"Man Hunt" (USA 1941, reż Fritz Lang)



Fritz Lang nakręcił niestety dosyć słaba propagandówkę. Dzieje się to wszystko w przededniu drugiej wojny światowej. Bohaterem jest pewien myśliwy, którego Niemcy oskarżają o zamach na Hitlera. On się nie przyznaje, oni zaczynają na niego polować. Wszystko jest niestety koszmarnie naiwne. Przykład? Podczas przesłuchania pan myśliwy przy gestapowcu przedrzeźnia Wodza, na co gestapowiec reaguje groźnie kiwając palcem. Zakładam że wtedy prawda o traktowaniu podludzi i obozach koncentracyjnych nie była powszechnie znana więc może należy założyć że film po prostu nie przetrwał próby czasu. Niemniej jednak za dużo tam tego rodzaju bzdur. To że on ucieka z Niemiec do Anglii, to że oni na miejscu go szukają i to że wplątuje w intrygę tę dziewczynę - wszystko jest szyte okropnie grubymi nićmi, mało wiarygodne i średnio porywające a końcówka to już w ogóle apogeum sztuki propagandy. Wiadomo że jest to poprawnie nakręcone bo to w końcu Fritz Lang ale oczekiwałem czegoś lepszego. Mówiąc krótko: rozczarowałem się.

http://www.imdb.com/title/tt0033873/

sobota, 31 października 2015

"Heaven's Soldiers" ("Cheon gun" Korea Południowa 2005, reż Joon-ki Min)



Już chciałem wyłączyć bo wydawało mi się to strasznie głupie, gdy nagle stało się tak wielką bzdurą, że przeszedłem na drugą stronę. Otóż sytuacja wygląda tak że Północna i Południowa Korea decydują się rozbroić w związku z czym, właśnie wyprodukowaną bombę atomową mają przekazać Amerykanom. Z takim rozwiązaniem nie godzi się pewien północnokoreański oficer i ową bombę kradnie. Durne, prawda? Jednak w momencie gdy ci z południa już go mają dopaść i odzyskać atomówkę przelatuje nad nimi kometa, która... przenosi ich wszystkich w czasie. OK, wchodzę w to. Ekipa składająca się z trzech żołnierzy z północy, trzech z południa oraz pani naukowiec trafia w sam środek bitwy. Okazuje się że spotykają też pewnego faceta, w którym rozpoznają historyczną postać, generała Lee, który później poprowadzi Koreańczyków do zwycięstwa podczas sławnej morskiej bitwy w cieśninie Myeongnyang. Od tej pory lista zadań jest dość prosta - odnaleźć bombę, ochronić przyszłego generała po czym wrócić w czasie do teraźniejszości. Pestka. Przy okazji można jeszcze wyzwolić lokalnych wieśniaków spod tyranii miejscowego watażki. Jeśli przymrużymy nieco oko na nienajmądrzejszy scenariusz to w sumie całkiem przyjemnie się to ogląda, nawet mimo tego głupkowatego humoru, często obecnego w azjatyckim kinie.

http://www.imdb.com/title/tt0470711/

"The Mephisto Waltz" (USA 1971 reż Paul Wendkos)



Bardzo przyzwoity horror trzymający się zasad gatunku. Bohaterem, przynajmniej z początku, jest Alan Alda grający dziennikarza muzycznego. Po spotkaniu z najlepszym żyjącym na świecie pianistą (Curd Jürgens, którego przed chwilą widziałem w "Goldengirl", i który znów jest odpowiednio nadęty i nieco złowrogi) Alan zaczyna sam grać a co więcej: zaczyna odnosić sukcesy. Na szczęście jednak, z czasem okazuje się że nie wszystko jest takie jak się wydaje, szczególnie jeśli chodzi o córkę mistrza klawiatury. Zaczyna się robić całkiem ciekawie, pojawia się pierwszy trup a jedyną osobą, która widzi że coś jest nie tak okazuje się żona pianisty. Jak to w dobrych horrorach bywa pojawia się tu pytanie: czy ona widzi prawdę czy wręcz przeciwnie - zaczyna wariować? Może nie kuliłem się na krześle ze strachu ale przyznam że oglądało się to bardzo fajnie. Na uwagę zasługują też psychodeliczna czołówka i psychodeliczne sny zmęczonej i wpadającej w obłęd bohaterki. Końcówka też fajna - w ogóle to fajne.

http://www.imdb.com/title/tt0067419/

niedziela, 25 października 2015

"Almost Human" ("Milano odia: la polizia non può sparare" Włochy 1974, reż Umberto Lenzi)



Całkiem fajny kryminał z odpowiednio odpychającym głównym antybohaterem i ścigającym go gliniarzem - wiecznie wkurzonym Henrym Silvą. Takie giallo tylko bez piętrowej intrygi złożonej z rodzinnych tajemnic. Tu jest prosto - pewien rzezimieszek uznaje że ma dość bycia zwykłym chłystkiem niskiego rzędu. Postanawia wykonać jakiś grubszy ruch, który go porządnie ustawi więc porywa córkę biznesmena. Ponieważ jest megalomanem i agresywnym chamem to na swojej drodze nie waha się przed kolejnymi zabójstwami, które są brutalne i zbędne. Trzeba przyznać że dobrze się to oglądało. Narastający obłęd tego koleżki plus fajnie budująca nastrój muzyka plus zdjęcia w odrapanych okolicach plus miejscówka na starym statku plus małe samochodziki, którymi oni jeżdżą plus Anita Strindberg, no można by jeszcze kilka rzeczy wymienić. Końcówka też w sumie dość nietypowa jak na filmy typu bandzior vs policjant. Zdecydowanie mi się podobało.

http://www.imdb.com/title/tt0071840/

"Starred Up" (Wielka Brytania / Irlandia 2013, reż David Mackenzie)



Dobre bo mocne i brutalne. Kolejny film o więzieniu, a ja lubię filmy o więzieniach. Tym razem rzecz się dzieje w Wielkiej Brytanii a głównym bohaterem jest agresywny dziewiętnastolatek, który w "nagrodę" za swoje wyczyny zostaje właśnie przeniesiony do więzienia dla dorosłych. Wiadomo że pierwsze co musi zrobić to odnaleźć miejsce w panującej tam hierarchii ale żeby wszystko skomplikować w zakładzie odbywa też karę jego ojciec. Kolejne istotne postacie to więzienny pedagog, z którym ewidentnie też jest coś nie do końca ok; szef więzienia, który wiadomo że będzie najgorszym gnojkiem i oczywiście najwyżej postawiony na więziennej drabinie gangster. Oglądało się to świetnie, napięcie rośnie, końcówka okazuje się bardzo udana a dawka bezsensownej przemocy jest rzeczywiście spora. Widziałem już wiele ale i tak szokujące było dla mnie to jak niewiele tym ludziom potrzeba, żeby skoczyć sobie do gardeł. Dodatkowe punkty za brak muzyki - cisza potęguje poczucie odosobnienia, świetny zabieg. Naprawdę godne polecenia.

http://www.imdb.com/title/tt2567712/

"Goldengirl" (USA 1979, reż Joseph Sargent)



Na takie filmy chyba się mówi że to jest lekkie S-F. Jego lekkość polega na tym że dotyczy on wyjazdu amerykańskiej ekipy na olimpiadę do Moskwy co jak wiemy nigdy nie miało miejsca. Natomiast sama fabuła opowiada o tym, że kilku panów niemal dosłownie hoduje sobie mistrzynię biegów krótkodystansowych i jest to bardzo ciekawe. Główny bohater to James Coburn, którego zadaniem jest znaleźć kontrakty reklamowe i ogólnie być kimś w rodzaju agenta gwiazdy. Sęk w tym że dziewczyna jest znikąd - pojawia się właśnie na eliminacjach olimpijskich i jak burza wskakuje do reprezentacji. Żeby było ciekawiej istotną rolę odgrywa tu jej przybrany tata, mający niemieckie nazwisko naukowiec, dla którego cała ta przygoda ma udowodnić jego teorię o stworzeniu nadczłowieka. Niestety ten wątek nie jest dostatecznie wyeksploatowany a nazistowskie korzenie papy raczej nie podkręcają intrygi. Szkoda. Zabawne jest też to, że wszystko odbywa się w tajemnicy i nikt nie może się dowiedzieć że przyszli sponsorzy inwestują gwiazdę. W dzisiejszych czasach taka sytuacja wydaje się być zupełnie niezrozumiała - co w tym niby dziwnego? Pieniądze i igrzyska już od dawna splecione są w nierozerwalnym uścisku. Może wtedy to jeszcze wzbudzało czyjeś emocje? Nie mam pojęcia. Ogólnie to bardzo fajna rzecz - całkiem ciekawe i dobrze zagrane kino sprzed prawie czterdziestu lat.

http://www.imdb.com/title/tt0079225/

"Super Troopers" (USA 2001, reż Jay Chandrasekhar)



Robiłem już do tego kiedyś podejście ale mi nie wyszło, nie pamiętam dlaczego. Całkiem przyjemna komedia dziejąca się gdzieś na amerykańskiej prowincji i opowiadająca o ekipie mundurowych, patrolujących pięćdziesięciomilowy odcinek autostrady. Panowie są niepoprawnymi jajcarzami i co chwila stroją sobie rozmaite żarty z zatrzymanych ale osią całej intrygi jest rywalizacja z lokalną policją oraz fakt że na patrolowanym terenie pojawia się trup. Do tego ma miejsce przechwycenie sporych ilości marihuany oznaczonej takim samym rysunkiem jaki miała wytatuowany na łopatce ofiara morderstwa. Ogląda się to bardzo przyjemnie, jest kilka naprawdę zabawnych momentów, antagonizmy między służbami przybierają karykaturalne kształty a występujące postacie są bardzo wyraziste. Co więcej mogę napisać? Udanie spędzony czas, nic wielkiego ale zdecydowanie na plus.

http://www.imdb.com/title/tt0247745/

"Yakuza Graveyard" ("Yakuza no hakaba: Kuchinashi no hana" Japonia 1976, reż Kinji Fukasaku)



Dobry film, który sobie zepsułem tym, że oglądałem go w za małym odstępie w stosunku do poprzedniego japońskiego filmu o mafijnych przepychankach. Zbyt bliski temat i zbyt wszystko podobne niestety. Tutaj historia dotyczy gliniarza, który podrywa żonę szefa mafii odsiadującego obecnie wyrok. To że on ją podrywa to w sumie jeden z wątków bo chodzi oczywiście o wpływy różnych grup operujących głównie w branży hazardowej. Jak to w takich filmach bywa - są gwałtowne strzelaniny, szybkie zwroty akcji, gdy okazuje się że ktoś kogoś zdradził to teraz my zdradzamy kogoś innego, słowem: wszystko czego potrzeba. Dziwiło mnie to, że policja tak normalnie sobie rozmawia z przestępcami, że wręcz przedstawiciel komendy stawia się na naradzie Yakuzy. Nie wiem czy to fantazja autora czy klasyczne "co kraj to obyczaj". Nieważne. Ważne że film fajny, dobrze zrobiony i trzyma w napięciu. Chętnie któregoś dnia obejrzę ponownie.

 http://www.imdb.com/title/tt0075441/

"Castle Keep" (USA 1969, reż Sydney Pollack)



Liczyłem na coś dużo fajniejszego. Do belgijskiego zamku, podczas drugiej wojny światowej przybywają amerykańscy żołnierze. Niby napisane że to komedia ale jakoś wcale to nieśmieszne. W wielkim skrócie chodzi o to żeby tego ślicznego zamku, który wcześniej obsadzali Niemcy, nie rozwalić. Do tego kapitan (Burt Lancaster) obraca hrabinę a jeden z żołnierzy (Peter Falk) zajmuje się samotną żoną piekarza z okolicznego miasteczka i w ten sposób sam zostaje piekarzem. Miałem ogólnie odczucie że za mało tu wojny a za dużo rozmyślań. Wiadomo - jest trochę strzelania i wybuchów a akcja kurtyzany vs czołgi bardzo fajna. Inna sprawa że te ich maszyny to pomalowane T-34 więc dość dziwnie się na to patrzy kiedy Niemcy idą przez miasteczko kryjąc się za ruskim czołgiem. No muszę przyznać że mam mieszane uczucia - wlokło się to trochę i nie do końca się tego spodziewałem. Z drugiej strony to nie jest złe kino a końcówka trzyma poziom. Jak dla mnie to jeden z tych filmów co lądują w szufladce z napisem: "Można ale nie trzeba".

http://www.imdb.com/title/tt0064137/

niedziela, 11 października 2015

"Agitator" ("Araburu tamashii-tachi" Japonia 2001, Reż Takashi Miike)



Trudne. Takashi Miike na śmiertelnie serio, bez żadnych swoich odjazdów. Dwie i pół godziny skomplikowanych mafijnych intryg, podchodów, zasadzek i morderstw. Z grubsza chodzi o to że dwóch panów postanawia przejąc władzę i w związku z tym zaczyna lać się krew. Dlaczego to trudne? Ponieważ, przynajmniej dla mnie, wszystko było mocno skomplikowane - siatka zależności i relacji jest potwornie gęsta i złożona. Kto jest kim, dla kogo i z kim się własnie zjednoczył przeciw komu i kto z tego wyciągnie największe korzyści? Musiałem być maksymalnie skupiony, kilkakrotnie cofałem żeby jeszcze raz posłuchać (przeczytać) dialogi bo wciąż byłem pewien że jak raz coś przegapię to potem już nic nie będzie dla mnie jasne. Jak na reżysera przystało - nie owija on w bawełnę kiedy trup się ściele, a pod koniec chyba każdy kto traci życie malowniczo charkocze krwią. Bardzo chętnie obejrzę to kiedyś jeszcze raz, chociażby po to żeby się zorientować czy skumałem o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło.

http://www.imdb.com/title/tt0305240/

"Cel" ("Pyojeok" Korea Południowa, reż Chang)



Bardzo fajny, koreański remake, jakiejś nieznanej mi francuskiej produkcji. Chodzi o to, że do szpitala trafia facet, do którego ktoś strzelał. Zanim zdążymy mrugnąć powieką porwana zostaje ciężarna żona lekarza, który się nim opiekował a typ ucieka ze szpitala. Nie trzeba wiele czekać aż lekarz się dowie że musi pomóc złym ludziom odnaleźć niedoszłą ofiarę strzelaniny bo jak nie to... Jasne - jest to trochę dziwne, że przestępcy się czepiają akurat bogu ducha winnego lekarza, no ale niech będzie, przymykam oko bo, co tu dużo mówić, ogląda się to znakomicie: akcja jest wartka, korupcja ohydna, strzelaniny gwałtowne, zakręty intrygi bardzo ciekawe, krew się pojawia w odpowiedniej ilości a zły jest odpowiednio antypatyczny. Mam wrażenie że podobało mi się do tego stopnia że może nawet obejrzę kiedyś oryginał.

http://www.imdb.com/title/tt3634940/

"Szarada" ("Charade" USA 1963, reż Stanley Donen)



Cary Grant i Audrey Hepburn grają w typowej dla lat sześćdziesiątych mieszance komedii romantycznej z komedią kryminalną. On jest oczywiście czarujący i dowcipny a ona delikatna i wszystkim mocno przejęta. Dialogi między nimi są oczywiście ozdobą filmu. Osią intrygi jest solidna sumka, która komuś ukradł jej nieżyjący już mąż, a o którą własnie upominają się rozmaite mroczne typy (w tym m.in. James Coburn). Ma to swój niezaprzeczalny urok chociaż przyznać trzeba że i trup się nieco ściele - stąd pół kropelki. Im dłużej o tym sobie myślę, i chyba im bliżej końca projekcji tym bardziej jestem skłonny powiedzieć że jednak to bardziej komedia niż kryminał. Koniecznie też muszę wspomnieć że dodatkowe punkty należą się za superanckie napisy na początku. Kolejny film z kategorii "Ech, dziś już takich nie kręcą". Fajny.

http://www.imdb.com/title/tt0056923/

"Klasztor Shaolin" ("Shao Lin si" Chiny / Hong Kong 1982, reż Hsin-Yen Chang)



Samemu mi ciężko uwierzyć że do tej pory nie widziałem tego w całości. W sumie to podwójny błąd bo oglądając wiele innych filmów kung-fu już przyzwyczaiłem się do tego że historia jest zawsze taka sama - młody dostaje baty, ucieka, spotyka kogoś kto go nauczy żeby mógł wrócić i się zemścić. Potem podejmuje zbyt pochopną próbę, kończy się to słabo więc wraca dalej ćwiczyć i w końcu udaje mu się pokonać złych. Tak to wygląda prawie za każdym razem i nie inaczej jest tu. Trochę się z tegoż właśnie powodu nudziłem - wszystko to już widziałem wcześniej i gdzie indziej a świadomość że to wielki klasyk, nie była w stanie szczególnie mi pomóc. Walki są w porządku ale prawda jest taka, że w takim "Dirty Ho" są one o wiele lepsze. No co tu dużo mówić - obejrzane, odhaczone, dawać mi tego więcej!

http://www.imdb.com/title/tt0079891/

"Godzilla" (USA / Japonia 2014, reż Gareth Edwards)



Wreszcie! Trochę mi to zajęło zanim w końcu obejrzałem i na szczęście, mimo wielu niepochlebnych opinii wcale nie jestem rozczarowany. Myślę że nie ma co gadać że to nie tak i że nowy "Godzilla" zły. Jak dla mnie jedyne co psuło film to... główny bohater. Koleś, który czego nie dotknie to wplątuje się w kłopoty na skalę planetarną. Przykład? Zaopiekowanie się dzieckiem, które nie zdążyło wysiąść z metra kończy się wjazdem kolejki prosto w olbrzymie monstrum atakujące miasto. No naprawdę ilość przeciwności losu jakie napotyka ten koleżka wydawała mi się mocno przesadzona. Do tego zdziwiło mnie to że kiedy powiedział innym żołnierzom że on też żołnierz to od razu dostał od nich podwózkę przez cały Pacyfik, tak na gębę. Naprawdę to w ten sposób działa? Poza tym fajnie - potwory oszałamiające a ujęcia ze zniszczonym miastem super. No podobało mi się, co ja poradzę?

http://www.imdb.com/title/tt0831387/

niedziela, 4 października 2015

"Turbo Kid" (Nowa Zelandia / Kanada 2015, reż François Simard + Anouk Whissell + Yoann-Karl Whissell)



Jeżeli na początku słyszę zdanie "This is the future, this is 1997." to od razu wiem że się będę dobrze bawił. Wszyscy, którym podobali się "Strażnicy Galaktyki" i "Kung Fury" totalnie wsiąkną także w to. Chodzi mi oczywiście o odpowiednio wykorzystana estetykę, artefakty i w ogóle cały sentyment do lat osiemdziesiątych. Tym razem główny bohater ma BMXa i jest fanem komiksów a jego historia idealnie do takiego i filmu i komiksu pasuje. Najlepsze że mimo, że to bajka i mimo, że bohater jest nastolatkiem to z powodu ilości lejącej się krwi ewidentnie mamy do czynienia z produkcją dla dorosłych. Krojone piłami, wybuchające i rozrywane na strzępy ciała trafiają się nam co chwilę chociaż wiadomo że raczej nas bawią niż przerażają. Postacie są odpowiednio komiksowe a szczególnie świetny jest zamaskowany sługus głównego złego. Wszystko bardzo fajnie. Kiedyś widziałem tego trailer i myślałem, że to ktoś dla jaj po prostu zrobił sobie trailer nieistniejącego filmu. Na szczęście się myliłem.

http://www.imdb.com/title/tt3672742/

"Ski Troop Attack" (USA 1960, reż Roger Corman)



Nie wiem po co się robiło takie filmy. Może po to, żeby Roger Corman mógł się wprawić w reżyserskim fachu? Przede wszystkim jest bardzo tanio i dość bezsensownie. Bohaterowie tej historii to tytułowy oddział, który prowadzi rozpoznanie na tyłach wroga - gdzieś w Europie w 1944-tym roku. Tu właściwie wszelki sens się kończy. Panowie zachowują się jakby za bardzo nie mieli rozkazów poza tym, co w danym momencie przyjdzie lejtnantowi do głowy. Nie ma czegoś takiego jak główna misja, która jest dla wszystkich od początku jasna. To że kilka osób w kółko chodzi po tym samym górzystym lesie dałoby się jeszcze znieść, gdyby nie fakt, że scenariusz sprawia wrażenie skleconego 3 minuty przed włączeniem kamery - od pomysłu do pomysłu. Walka również jest pokazane dość nieudolnie - ktoś do kogoś strzela a widz nie za bardzo wie co się dzieje poza tym, że ma miejsce jakieś niebezpieczeństwo. Zawsze brakuje jakiegoś ujęcia, które by nas wprowadzało w sytuację. Mimo wszystko doceniam wysiłek, bo zrobić za półdarmo film co nawet w miarę trzyma się kupy to jednak jest wyczyn. Dobra rzecz to to nie jest, raczej traktuję to jako ćwiczenie pt "Jak zrobić film mając do dyspozycji: kamerę, kilka ośnieżonych gór i około osiem osób".

http://www.imdb.com/title/tt0054315/

środa, 30 września 2015

"Samurai Vendetta" ("Hakuôki" Japonia 1959, reż Kazuo Mori)



Jeśli dobre filmy poznaje się po tym że kilka dni po seansie się wciąż o nich myśli to ja właśnie tak miałem w tym przypadku. Oparta na faktach historia pewnego samuraja to jedna wielka retrospekcja: wspomnienie, które bohater przywołuje idąc na pewną śmierć. Jest on bowiem jednym ze sławnych 47-miu roninów, a film kończy się w momencie ich ataku na zamek pana Kira. Jednak mimo tego że fabuła początkowo zahacza o te wydarzenia a później bezpośrednio do nich prowadzi to nie o tym jest ta opowieść. Bohaterami są dwaj panowie, mistrzowie miecza, których łączy to że wzajemnie, w różnych okolicznościach, ratują sobie życie. Pech jednak chce, że obaj zapałają uczuciem do tej samej niewiasty, która w wyniku rozmaitych polityczno-rodzinnych układów jest obiecana jednemu z nich. Wiadomo, że to się nie może dobrze skończyć. Na to wszystko nakłada się zemsta kilku oprychów z wrogiego obozu i planowanie ataku na dom lorda Kira. W skrócie - samurajska, obyczajowa, ładnie poprowadzona historia, okraszona eleganckimi strojami, ślicznymi plenerami i w ogóle fajnymi zdjęciami. Kawał wartościowego kina.

http://www.imdb.com/title/tt0199580/