niedziela, 18 marca 2012

"Perdita Durango" (Meksyk / USA / Hiszpania 1997, reż Alex de la Iglesia)



Oglądałem to już kiedyś dawno i nic nie pamiętałem poza tym że to bardzo dobry film i że Javier Bardem ma fatalną fryzurę. Okazało się że to wszystko prawda. Ulokowałbym "Perditę Durango" gdzieś w okolicach takich filmów jak "Urodzeni Mordercy" czy "Prawdziwy Romans" - ot takie romantyczno-gangsterskie kino, dziejące się na amerykańsko-meksykańskim pograniczu, którego Rodriguez czy Tarantino też by się nie powstydzili. Świetne jest to że jak ktoś zechce to bez problemu odnajdzie w kolejnych scenach wiele różnych symboli, odniesień i tzw. drugie dno. Strasznie mi się także podobał zestaw doskonałych drugo- i trzecioplanowych postaci (gliniarz debil co na końcu ogląda uzębienie to po prostu perełka). Krwi w sam raz ale przyznać należy że scena z przejeżdżaniem leżącego koleżki ciężarówką bardzo ładna. Mówiąc najkrócej - kawał dobrego kina. Alex de la Iglesia nie zawodzi.

http://www.imdb.com/title/tt0119879/

Brak komentarzy: