niedziela, 13 stycznia 2013

"Tai Chi 0" (Chiny 2012, reż Stephen Fung)



To jeden z tych filmów, które fajniej się zaczynają niż kończą. Nie wiem czemu ale początek obiecywał więcej, przez pierwsze pół godziny było świetnie ale im dalej szła akcja tym mniej się nią ekscytowałem. Nowocześnie zrealizowane widowisko kung-fu, chwilami mocno pachnące steampunkiem. Opowieść jest o pewnej wsi, której mieszkańcy posiadają i pielęgnują pewien szczególny styl walki. Pech polega na tym że źli Brytyjczycy korumpując lokalnych urzędników zamierzają właśnie wytyczyć linię kolejową i jak nietrudno zgadnąć wieś będzie dla nich przeszkodą. Słowem, którego zdecydowanie należy tu użyć jest "widowiskowy" bo zdjęcia, walki, latające maszyny i kolorowe stroje momentami naprawdę mogą robić wrażenie. Scena z uspokajaniem wirującego dzwonu czy walka w kuchni na parawanach są naprawdę świetne. Z drugiej strony - tak jak wspomniałem - im bliżej finału tym bardziej wszystko się rozmywa, napięcie ucieka przez palce a sama końcówka wręcz rozczarowuje brakiem spektakularności. Inna rzecz że oglądając miałem wrażenie że to chyba fragment większej całości i raczej zapoluję na pozostałe części to może kilka wątków się wtedy wyjaśni. A popatrzeć spokojnie mogę bo obrazki są naprawdę ładne.

http://www.imdb.com/title/tt1981080/

Brak komentarzy: