środa, 8 czerwca 2011

"Mutant" (USA 1984, reż John 'Bud' Cardos + Mark Rosman)



Szczerze muszę przyznać że spodziewałem się kompletnej lipy a przeżyłem miłe zaskoczenie. Gdyby nie to że na koniec wiele rzeczy się logicznie sypie to byłby to całkiem udany horror. Opowieść klasycznie banalna - dwaj bracia gubią się i trafiają do mieściny, której mieszkańcy pod wpływem toksyn mutują w zombich. Lepiej być nie mogło. Mutanci są bardzo fajnie zrobieni, pierwszego widzimy po dopiero godzinie projekcji jednak im bliżej końca tym ich tłum gęstnieje więc absolutnie nie ma niedosytu. Jest oczywiście pełny arsenał typowych tricków, do tego są źli lokalsi, szeryf pijak, piękna kelnerka i brzydka pani doktor. Są też cukrowe szyby, co to gęsto się tłuką nikogo nie kalecząc. Wszystko okraszone muzyką, która dość zabawnie - bo mało subtelnie - ilustruje co ważniejsze sceny. Niestety, jak już wspomniałem, pod koniec wszystko się trochę gubi. Znienacka kolejne postacie zaczynają pojawiać się bądź iść to tu, to tam i przy okazji mają kolejne miniprzygody. Sam finał owszem w porządku i jak najbardziej, jednak jakieś 15-20 minut pod koniec filmu było nieco irytujące. Trudno. Nie zmienia to faktu że mimo tej ewidentnej słabości i tak mi się "Mutant" podobał. Żeby było fajniej jest na archive.org.

http://www.imdb.com/title/tt0087796/

Brak komentarzy: