
Niby klasyczne kino, niby John Boorman, Lee Marvin i Toshirô Mifune a jednak zawiodłem się. Wszystko było w porządeczku ale niestety końcówka brutalnie zniszczyła rozbudzoną nadzieję na ciekawe rozwiązanie sytuacji. Podczas drugiej wojny światowej, na małej bezludnej wyspie spotykają się dwaj żołnierze - Amerykanin i Japończyk. Mimo początkowej wrogości muszą ze sobą nawiązać współpracę żeby przetrwać, co wcale nie przychodzi im łatwo (i współpraca i przetrwanie). Jest ciekawie: interesuje nas czym to się wszystko skończy po tym jak układ sił pomiędzy nimi zmienia się co chwilę i w końcu podejmują pewną odważną decyzję. Moją większą sympatię wzbudzał od początku oczywiście Japończyk chociaż prawda jest taka że momentami obaj panowie zachowywali się trochę jak gamonie, no ale wiadomo - wojna robi z ludźmi różne rzeczy. I tak to opowieść nam się, chwilami całkiem dramatycznie, rozwija aż do momentu kiedy zamiast sensownego finiszu otrzymujemy, niemal dosłownie, grom z jasnego nieba i wszystko się kończy. Mimo że ogólnie to całkiem fajny film, to z powodu tej nieszczęsnej końcówki będzie mi się już tylko kojarzył z ogromnym rozczarowaniem.
http://www.imdb.com/title/tt0063056/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz