niedziela, 14 czerwca 2009

"Terminator: Salvation" (USA 2009, reż McG)



Dużo lepsze niż trzecia część. Przeniesienie całej akcji w przyszłość i praktycznie brak Arnolda sprawiły że oglądałem to bardziej jako "film z cyklu" niż kontynuację tej samej opowieści. Co innego, że gdybyśmy naprawdę chcieli się zagłębić w tą ich plątaninę z przenoszeniem się w czasie, rozmnażaniem wcześniej i zabijaniem później, to jak dla mnie już dwójka jest całkiem naciągana. Tutaj wszystkie zagwozdki związane z następstwem wydarzeń i pętlami czasowymi przyjąłem na wiarę (załatwione jest to w dwóch zdaniach), i dobrze mi się patrzyło na nowoczesne kino S-F. Dużo widowiskowej akcji, Christian Bale się nadaje, wybuchy wyszły świetnie, maszyny i walki też. Oczywiście ostatnie 15 minut jest po hollywoodzku do dupy i musi być cukierkowo do wyrzygów i z morałem na tle zachodzącego słońca. Rozbawiło mnie też to że przy pojawianiu się kolejnych robotów, zawsze ktoś krzyczał wyraźnie ich nazwę ("Uważaj, Mototerminator!"), żeby rodzice wiedzieli jakie zabawki będą od teraz chciały ich dzieci. A ukrywanie się reżysera pod skrótem uważam za pretensjonalne.
http://www.imdb.com/title/tt0438488/

Brak komentarzy: