poniedziałek, 14 grudnia 2009

"Sanjuro" ("Tsubaki Sanjûrô" Japonia 1962, reż Akira Kurosawa)



O jejku, jakie to dobre! Cały film mógłby spokojnie być teatralną sztuką. Większość scen to kręcone w pomieszczeniach dialogi, które po kolei odkrywają przed nami złożoną intrygę, która z kolei absolutnie wkręca w fotel. Czy nie wystarczy napisać dwóch słów: Kurosawa + Mifune? Myślę że to wiele tłumaczy i natychmiast wyjaśnia klasę produktu. Walkę mamy jedną, bardzo konkretną i będącą uwieńczeniem całej sytuacji. Koniecznie trzeba powiedzieć że tak naprawdę, mimo całej skomplikowanej plątaniny zależności, to jest bardzo zabawna rzecz - dużo więcej tu komicznych scen niż walk, nie mówiąc o chlapiącej krwi (która pojawia się raz, pod koniec, za to spektakularnie). Zdecydowanie najlepszą postacią jest żona szambelana z modnie poczernionymi zębami. Strasznie fajny, czarno-biały film, który zdecydowanie warto obejrzeć. Szkoda że już takich nie kręcą.
http://www.imdb.com/title/tt0056443/

Brak komentarzy: