czwartek, 11 listopada 2010

"Flesh Eater: Revenge of the Living Dead" (USA 1988, reż S. William Hinzman)



Podobało mnie się. Reżyserem filmu jest koleś, który w klasycznej "Night of the Living Dead" grał jednego z głównych zombie i tutaj postanowił się nieco przylansować więc się wyeksponował. Jest reżyserem, scenarzystą i gra rolę (niespodzianka!) głównego zombie. Wspaniale, prawda? Intryga oczywiście banalnie prosta - farmer z odległej wsi trafia w lesie na trumnę i wypuszcza na zewnątrz właśnie pana Hinzmana. Na dodatek w tym samym lesie bawi się grupa małolatów więc wiadomo na kogo będzie polowanie. Kilka scen bardzo udanych, ogólnie wszystko aż do samej końcówki się toczy jak trzeba i dla fana horroru to na pewno dużo radochy. Jest tym fajniej, że poziom aktorstwa momentami sam z siebie budzi grozę i ogólnie powiew taniochy unoszący się nad całością jest dość mocny. Trzeba jednak przyznać że krew się udała, zombie tak samo, wszystko kończy się jak powinno w dobrym filmie o zombich. Oglądanie jesienią zdecydowanie ma sens - w filmowym lesie też już opadły z drzew liście co nadaje całej sprawie dodatkowego klimatu.

http://www.imdb.com/title/tt0109809/

Brak komentarzy: