środa, 24 lutego 2016

"The White Tiger" ("Белый тигр" Rosja 2012, reż Karen Shakhnazarov)



Z jakichś bliżej niejasnych przyczyn ostatnio oglądam sporo rosyjskich filmów o wojnie. Tytułowy Biały Tygrys to niemiecki czołg widmo, który wyjątkowo skutecznie niszczy sowieckie pancerne oddziały. Zaczyna się wszystko od tego, że po jednym z ataków owego superczołgu krasnoarmiejcy znajdują ocalałego kierowcę jednej z maszyn, który jest w 90% poparzony. Mimo to udaje mu się przeżyć po czym wpada w swego rodzaju szczególne szaleństwo polegające na tym, że rozmawia z czołgami i wpada w obsesję wytropienia i pokonania Tygrysa. Póki trwa walka wszystko jest świetnie. Podchody i bitwy są naprawdę w porządku. Fajnie kręcone w fajnych lokacjach, ciekawi bohaterowie, superancki dźwięk (świetne są te trzeszczące metalowe skorupy a szczególnie super brzmi to jak Tygrys strzela). Kłopot polega na tym że ostatnie pół godziny okazuje się jakąś metafizyczną dłużyzną - zupełnie moim zdaniem niepotrzebną. Wlecze się to to i zanim się zorientujemy że kończy się jednak dziwnie-słabo i że nie będzie już akcji to poczucie ekscytacji fajnymi batalistycznymi scenami ustępuje znudzeniu. Trochę to bez sensu. Kropla nie za krew ale za malowniczo zwęglone trupy czołgistów.

http://www.imdb.com/title/tt2318405/

Brak komentarzy: