niedziela, 21 października 2018

"Horda" ("Орда" Rosja 2012, reż Andrey Proshkin)

 

Po pierwsze: dlaczego taki tytuł? W oryginale jest Orda i to o niej jest w sumie film a my mamy z angielskiego przetłumaczoną Hordę i to nie o to moim zdaniem chodzi. Trudno. Bardzo mi się podobało. Jest odpowiednio długa, fajnie rozłożona opowieść, w pięknych okolicznościach i ciekawych czasach. Istotą fabuły jest to, że matka tatarskiego chana oślepła. W związku z tym chan potrzebuje, żeby naczelny cudotwórca z Moskwy Metropolita Alieksiej przyjechał do chana i matkę uzdrowił. A jak nie, to chan Moskwę spali. Nie ma tu scen batalistycznych, chociaż trochę krwi chlapie. To raczej o brzemieniu i cierpieniu Alieksieja, który modli się i znosi ból. Jak napisałem - bardzo podobał mi się obrazek - rozległe stepy środkowej Azji, kolorowo zdobione siedziby władców, stroje, zachowania i reakcje dworzan i małżonek. Intrygi również, wiadomo. Wszystko to szalenie ciekawe. No i do tego odpowiedni brud za paznokciami - nie ma oszukiwania. Po obejrzeniu tego filmu ze dwa dni miałem solidną rozkminkę na jego temat i to dobrze. Bardzo lubię takie seanse, po których mogę sobie dłużej pomyśleć. Druga z rzędu godna polecenia rzecz. Napisy też fajnie zrobione.

https://www.imdb.com/title/tt2331066/

Brak komentarzy: