środa, 26 listopada 2014

"Zombie Nightmare" (Kanada 1987, reż Jack Bravman)



Zaczyna się tak, że siedzi baba i wyje, obok niej otwiera się wieko trumny i wstaje z niej umarlak. I w momencie kiedy się zastanawiałem "co teraz?" wchodzą napisy i gra Motörhead. Nie może być lepiej. Intryga jest banalna: pewien grzeczny młodzieniec zostaje zabity w wypadku przez bandę chuliganów więc jego zrozpaczona mama prosi czarownicę żeby go wskrzesiła z grobu aby mógł wywrzeć zemstę i spokojnie spocząć. No i jedziemy. Cały film to esencja lat osiemdziesiątych - muzyka jest albo rockowa albo jest to syntezatorowe disco (te rozkoszne momenty budowania nastroju!). Samochody, ubrania, fryzury - wszystko na miejscu. Dodawać nie muszę że to raczej tania produkcja i że aktorstwo, dialogi, charakteryzacja są jakie są - dająca dużo radości kaszana bije z każdego ujęcia. Wygląd młodocianych wykolejeńców to sama rozkosz - w dzisiejszych czasach ktoś taki byłby co najwyżej uznany za pajaca. Bonusem jest tu młoda Tia Carrere, która strasznie mnie kręciła kiedy byłem mały. Dużo radości.

http://www.imdb.com/title/tt0092297/

Brak komentarzy: