środa, 16 grudnia 2015

"Ginger" (USA 1971, reż Don Schain)



Bardzo, bardzo zły. Idiotyczna fabuła, sporo golizny a o grze aktorskiej wspominać nie ma co, bo jej tu po prostu nie ma. Super. Pani, która gra główną rolę zasłynęła z tego że występowała jako sobowtór Brigitte Bardot i podejrzewam że nie występowała ubrana. Akcja jest taka że jakaś nieokreślona organizacja zatrudnia zblazowaną, osieroconą i bogatą małolatę (postać ma w filmie 23 lata, aktorka ją grająca ma lat 26 a wygląda na 35, samo zło), której zadaniem jest rozwalić gangi sprzedające narkotyki w pewnym kurorcie. Wybierają ją ponieważ... no właśnie - w sumie nie wiemy dlaczego. Ani nie jest ładna, ani przeszkolona ani nic nie osiągnęła. No i idzie to dziewczę ich tropić, ochoczo po drodze zrzucając ciuszki. Dowiadujemy się tez że kilku poprzednim organizacjom i ich agentom to się nie udało. No co za pech. Tyle o fabule. Co jeszcze? Ot choćby żenujące dłużyzny. Sceny gdzie ma być erotyczne napięcie są koszmarnie nudne np. taniec w klubie trwa okropnie długo i nie wiadomo po co. Do pełni porażki przyczyniają się też fatalny montaż, nieistniejące oświetlenie i szereg innych błędów w sztuce filmowej. Wybawiłem się setnie.

http://www.imdb.com/title/tt0067133/

Brak komentarzy: