niedziela, 10 września 2017

"Deadpool" (USA 2016, reż Tim Miller)



Wiele osób piało z zachwytu więc w końcu obejrzałem także ja i niestety do chóru nie dołączam. Zachwyty dotyczyły na przykład tego jak to "Deadpool" łamie konwencje - no owszem ale jak dla mnie to on łamie konwencje wewnątrz konwencji. Jasne, (super)bohater mówi bezpośrednio do widza, leje kobiety pięściami w twarze, rzuca fekalno-seksualne żarty (których połowa jest moim zdaniem kompletnie zbędna), jak się bije to krew tryska litrami (świetne to jak wbija w kogoś miecz a potem staje na ostrzu i w ten sposób rozcina delikwenta na pól - brawo!). Z drugiej jednak strony wciąż jest to tylko amerykański komiks Marvela i czegoś jednak się tu nie przeskoczy. Intryga zawsze będzie w zasadzie ta sama, punkty scenariusza rozgrywane po kolei według podręcznika (chociaż i tak fajnie że są te retrospekcje), postacie też raczej szyte według gotowych szablonów. Nie ma dokąd uciec. Jednak, myślę sobie, może uciekać wcale nie trzeba - to wciąż jest przyzwoite rozrywkowe kino. Po prostu nie należy się po nim spodziewać niczego więcej jak tylko szybko migających kolorowych obrazków. Znów się przekonuje że jeden Marvel na pół roku to dla mnie chyba za dużo.

http://www.imdb.com/title/tt1431045/

Brak komentarzy: